sobota, 28 grudnia 2013

Już wiem



Rok 2013 przechodzi do historii. Niektórzy na trzeźwo, niektórzy ledwo żywi powitają nowy rok, który przyniesie ze sobą nowe doświadczenia, przeżycia itp. Koniec grudnia to czas na różne podsumowania. Ja Was tym nie będę zanudzał. Pierwsza lepsza strona oferuje przeróżne statystyki, również te piłkarskie. Najprawdopodobniej ostatni tegoroczny wpis na tym blogu poświęcę książce. Nie wiem czy to będzie recenzja, może trochę tak, ale głównie chodzi mi na przekazaniu moich odczuć po przeczytaniu jej. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

sobota, 14 grudnia 2013

To już inna galaktyka!

Byłem pewien, że trudno będzie pobić niedawne derby Liverpoolu, ale to co pokazał Manchester City z Arsenalem Londyn przekracza wszelkie granice, nawet te kosmiczne. Oglądając takie mecze jesteśmy już w innej galaktyce, w której nie rządzą prawa fizyki, lecz piłki nożnej!

sobota, 30 listopada 2013

Polskie bagno - Piłkarskie "getto"

Słowo "getto" oddziałuje mocno na naszą wyobraźnię, bowiem w historii Polski ma znaczące miejsce. Gdy usłyszymy to złowrogie hasło, od razu widzimy kilka ulic Warszawy oddzielonych murem. Na takim małym terenie uwięzionych zostało tysiące wyznawców judaizmu, którzy zostali pozostawieni na pastwę losu. Po co w ogóle nawiązuje do tego brutalnego pozbawiania ludzi człowieczeństwa? Bo polska piłka jest jakby sportowym gettem.

sobota, 16 listopada 2013

Eksperymenty nie wypaliły, szukanie trwa

Miało być tak pięknie, a jest jak zawsze. Nawałka został kolejnym selekcjonerem, który zalicza porażkę na sam początek. Ponadto sposób jej odniesienia był kompromitując, co potwierdziły osoby zasiadające na trybunach. Ale pierwsze koty za płoty, a były trener Górnika przekonał się, że kilka jego eksperymentów przyniosło niepożądane efekty.

czwartek, 14 listopada 2013

...

Ostatnio trochę zaniedbałem mojego  bloga, choć powiedziałem sobie, że będzie on regularnie aktualizowany. Niestety czas nie sługa i często po prostu mam za dużo na głowie, aby pisać na Piłkarskie Oko. Ale to się za niedługo zmieni. Może jeszcze do końca tego roku wpisy będą pojawiać się rzadko, lecz jednym z moich noworocznych postanowień będzie rozruch tego bloga.

Zapraszam Was także do odwiedzenia nowego projektu, który startuje w tą sobotę: sport.juventum.pl. Jest to kolejna strona o sporcie, ale trochę inna od pozostałych sióstr. Zachęcam do regularnego odwiedzania! Już od soboty godziny 20!!!!

Ćwierkam też! Mój twitter:
https://twitter.com/SKastelik

sobota, 26 października 2013

"Tata" lepszy, Górnik stratny

O czym mogę pisać w ten sobotni wieczór? Oczywiście, że o Gran Derbi, które było specyficzne z kilku powodów. Derby Europy zawsze są wielkim wydarzeniem, lecz wybór nowego selekcjonera jest jeszcze ważniejszy i do tego także nawiążę. 

sobota, 19 października 2013

Ślepota, tragedia i wstyd

Jak czuje się człowiek o którym mówi cała Europa, a nawet świat? Wystarczy zapytać sędziego Felixa Brycha, który na stałe wpisał się w karty historii futbolu. Niestety nie z powodu najmniej przyznanych kartek, tylko jako najgłupszy sędzia w historii. Wraz ze swoimi partnerami z meczu Hoffenheim - Bayer będzie wspominany przez kolejne lata.

sobota, 12 października 2013

Na serio wierzyliście?

Jeszcze nie tak dawno matematyka reanimowała nasze marzenia o gorącej Brazylii. Jednak tylko głupi mógł wierzyć, że w Charkowie będzie inaczej, że wszystko się odmieni, że nagle Lewandowski zagra jako typowy środkowy napastnik, a któryś z obrońców nie popełni błędu. Zawsze lepiej nie zwracać uwagi na rzeczywistość, lecz przyglądać się tabeli  i wyobrażać sobie dwa zwycięstwa Polski i kilka remisów w innych meczach. To jest dobre rozwiązanie do czasu, gdy sny zderzą się z prawdziwym światem. Wtedy nagle wszystko boli jak po zderzeniu z ciężarówką.


poniedziałek, 16 września 2013

Zieliński ocalał

Ruch został zmasakrowany. Jagiellonia bez litości pokazała gdzie jest jego miejsce w Ekstraklasie. Drużynę bez odpowiedniego zaplecza finansowego i kadry czeka nieuchronne - spadek. Jacek Zieliński niczym kapitan statku Costa Concordia uciekł z pokładu, bo przeczuwał najgorsze. Różnica polega na tym, że postąpił słusznie. 

wtorek, 10 września 2013

Polskie Bagno - "Co ja tutaj robię"

"Co ja tutaj robię..." - od razu przypomniała mi się piosenka Elektrycznych Gitar, gdy oglądałem Sebastiana Boenischa na boisku w meczu z San Marino. Co ten koleś robił na boisku? Na to pytanie nie odpowie chyba nawet wróżbita Maciej.

sobota, 7 września 2013

Przegląd Pola - Przerzućmy się na polo

Anglicy mówią na piłkę nożną - football, Amerykanie - soccer, a jak my powinniśmy mówić? Piłka nożna w naszym ojczystym języku powinna brzmieć - "kompromitacja". Naszym sportem narodowym jest kompromitacja. Kompromitacja, która od wielu lat powoduje u nas palpitacje serca i nerwicę.

wtorek, 3 września 2013

Dwóch zaszalało - jeden mądrze, drugi głupio

Kibice naciskali, denerwowali się, stawiali krzyżyk na trenerze, lecz Wenger nie poddał się presji tłumu. Poczekał do końca całego cyrku. Podczas gdy cały świat żył transferem Bale'a, spekulacjami na temat Rooney'a i gdzieś tam w polskiej B-Klasie jakieś "Żuczki" wypatrywały najlepszego strzelca z C-Klasy, Wenger wciąż czekał. Chciał być na pierwszym planie i udało mu się! Nie ważne, że akurat pewien Brytyjczyk stawał się jednym z najdroższych piłkarzy w historii. Ważniejszy był Wenger.

środa, 28 sierpnia 2013

Przegląd Pola - Za rok się uda!

Ta dam! Legii nie będzie w Lidze Mistrzów! Skąd to znamy? Siedemnaście lat ciągłego czekania i wysłuchiwania, że następnym razem się powiedzie przyzwyczaiło nas do klęsk naszych drużyn w bojach z europejskimi rywalami. Z drugiej strony wciąż marzymy o raju, którym jest dla nas Champions League. Kluby z Rumunii, Czech, Białorusi, Węgrów doznały wspaniałego uczucia przebywania wśród elity i wysłuchiwania "kaszanki" nie w telewizorach, ale na stadionie. Polsce to nie grozi. Przynajmniej przez następnie 12 miesięcy.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Mało czasu, dużo pytań

Do zakończenia letniego okna transferowego pozostało kilka dni. Dokładnie do 2 września kluby mogą pozyskiwać karty zawodników. Podczas tego lata było mnóstwo niewiadomych. W lipcu media internetowe przedawkowały z informacjami związanymi z domniemanym transferem Roberta Lewandowskiego. Sierpień stał pod znakiem Garetha Bale'a, który już na 99% stanie się najdroższym piłkarzem w historii. Słusznie? To temat na inny felieton. Wenger nadal bawi się w Śpiącą Królewnę i nie robi niczego, aby poprawić grę Arsenalu. Na prawie wszystkie pytania padły odpowiedzi. Pozostały dwie głośne kwestie, które nie dają spać hiszpańskim i angielskim dziennikarzom. Do końca batalii o piłkarzy pozostał niecały tydzień, a nadal nie pewna jest sytuacja u dwóch ikon swoich klubów oraz reprezentacji: Ikera Casillasa i Wayne'a Rooney'a.

piątek, 23 sierpnia 2013

Przegląd Pola - Wstyd? Jaki wstyd?!

Myślałem, że oba mecze Śląska z Club Brugge były świetne. Nie myliłem się, ale spotkanie w Sevilli było jeszcze lepsze! Porażka 4:1 przekreśla szanse Wrocławian na awans. Nie ma. Zero! Null! Śląska nie będzie w Lidze Europy! Od rewanżu nie należy spodziewać się czegoś wielkiego. Sevilla przyjedzie wyluzowana, a Śląsk stracił czterech podstawowych piłkarzy: Paixao, Plaku, Stevanović'a i Dudu. Z nimi udało się zdobyć jedną bramkę. Bez nich nie ma szans na trzy kolejne.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Przegląd Pola - Legia z Steauą

Powołuję do życia nową stałą rubrykę. Pod tym szyldem będę analizował grę zespołu/zawodnika rozkładając wszystko na plusy i minusy. Na początek przypatrzmy się wczorajszej grze Legii Warszawy w Bukareszcie. 

środa, 21 sierpnia 2013

Ujrzmy LWA!

Dzisiaj Legia zaczyna bój z rumuńską Steauą. Ceną jest Liga Mistrzów. Dla nas nieosiągalne marzenie od kilkunastu lat. Sny o polskim klubie stojącym w szeregu z Realem Madryt, Manchesterem United, FC Barceloną, Bayernem Monachium przerodziły się w koszmar. Polska piłka klubowa wciąż przebywa w śpiączce. Daty 21 i 28 sierpnia mają być datami wybudzenia! Nie ma innego wyjścia. Nasze popularne "teraz albo nigdy" dopiero teraz ma sens.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Kto ma rację? Wojna chorzowska-meksykańska

Wczoraj w mediach pojawiła się szokująca wiadomość - Polacy pobili Meksykanów. Nie byli to zwykli Polacy, a chuligani, potocznie nazywani kibolami. Wszystko działo się na plaży w Gdyni. W sprawę zamieszani są przyjezdni z Chorzowa i załoga pewnego meksykańskiego żaglowca, który przycumował w nadmorskim mieście. Media przedstawiają sympatyków Ruchu jako inicjatora bijatyki. Jednak kilka rzeczy "śmierdzi" i prawda może wyglądać zupełnie inaczej.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Hajs musi się zgadzać

Czekałem do dnia dzisiejszego, czyli 13 sierpnia na rozwiązanie konfliktu na linii Lewandowski i Błaszczykowski - PZPN. Zakończył się porozumieniem i gwiazdy wystąpiły w nagraniu reklamy dla sponsora reprezentacji - Orange. Ten cały cyrk odbył się dla paru groszu, ponieważ obaj zażądali oddzielnego wynagrodzenia. Jakby byli jakimiś panami.

wtorek, 6 sierpnia 2013

On powrócił

W planie był tekst z ironią, naśmiewający się z Pawła Brożka i całej Wisły Kraków. Pohamowałem się. Obserwowałem Białą Gwiazdę w pierwszych meczach i obserwowałem Pawła w niedzielne popołudnie. I nabrałem małego szacunku. Do Wisły, Brożka i nawet samego Smudy.

środa, 31 lipca 2013

Polskie Bagno - Trenerska ruletka rozpoczęta!

Ekstraklasa charakteryzuje się wieloma rzeczami. Jedną z nich jest niepewna pozycja każdego trenera. Co sezon jesteśmy świadkami jak po kilku nieudanych meczach klub żegna się z szkoleniowcem i na siłę szuka nowego, myśląc, że przyniesie coś pozytywnego. Najczęściej po drużynie nie widać zmiany, a nawet panuje większy chaos. Trenerską ruletkę sezonu 2013/2014 rozpoczął Zagłębie Lubin, z którego został wyrzucony Pavel Hapal.

sobota, 20 lipca 2013

Zrozummy fanów...

Wczoraj świat obiegła informacja, że Tito Vilanova zrezygnował z funkcji trenera FC Barcelony. Powodem jest nawracający nowotwór. Cały piłkarski świat współczuje byłemu szkoleniowcy Barcy. Dla niego była to trudna decyzja. Choroba odbiera mu życie, czyli piłkę nożną. Nie ma nic gorszego niż problem, który przerywa to co lubisz i robi z ciebie nieszczęśliwego człowieka. Ci, którzy nie chcą, nie muszą czytać tego tekstu. Są szanse, że zachowam się jak typowy hejter. W centrum moich rozmyślań nie będą problemy Tito. Napiszę to, co każdemu polskiemu fanowi przeszło przez myśl, a zwłaszcza tym, co udali się do Gdańska.

Animo Tito! Tak wołać przez następne dni będzie świat. Zapewne w takich koszulkach wyjdą piłkarze Barcelony na przywitanie się z Primierą Division. Vilanova od lat boryka się z rakiem. Ostatnio problem powrócił. Były trener katalońskiego klubu stracił kilka meczów, lecząc się w Nowym Jorku. Po powrocie nie było przesłanek, że w Katalonii czas na dużą zmianę. Nikt nie spodziewał się, że będzie zmuszony zrezygnować z zaszczytnego stanowiska jakim jest posada trenera Blaugrany. W tej sytuacji nie liczy się podział na zwolenników i przeciwników zastępcy Guardioli. Wielu uznawało, że 100 pkt. zdobyte w poprzednim sezonem było zasługą szkoleniowca Bayernu, a nie Tito. Ja miałem przyjemność przeczytać ciekawą książkę o nim i z niej dowiedziałem się, że tak naprawdę cudowne lata 2008-2012 nie są całkowicie zasługą Pepa, ale i Vilanova maczał w tym palce. Osobiście byłem jego zwolennikiem. Ważniejszy głos mają oddani kibice Dumy Katalonii. Niektórzy z nich uważają, że nic specjalnego robić nie musiał, inni zarzucają mu, że obniżył poziom Barcy, a reszta uważa go za dobrego trenera. Sąd jest teraz najmniej ważny. Tito "abdykował" nie ze swojej winy. Tę bitwę zwyciężyła choroba, ale wojna trwa dalej. Oby na końcu Vilanova okazał się zwycięzcą.

Ruszyła machina plotkarska. Portale i gazety rzucają pomysłami na temat nowego prowadzącego barcelońskiej machiny.Czas goni. Sezon tuż tuż, a trzeba jeszcze drużynę odpowiednio przygotować. Plotki plotkami. Lepiej poczekać, aż Sandro Rosell wyjdzie na mównicę i ogłosi prawdziwą informację. Mnie bardziej interesuje polski akcent w całej sprawie.

Rezygnacja Tito przyczyniła się do odwołania meczu sparingowego Lechia - Barcelona, uważanego przez TVP i innych głupich dziennikarzy "Super Meczem". Jaki nadzwyczajny mecz? Zwykły sparing, podczas którego Gdańszczanie dostaliby ostro w kość. Jednak nie mieszkamy w Hiszpanii, a od 17 lat żaden polski klub nie grał w LM, więc przyjazd Barcy jest wydarzeniem, ale nie super meczem, bo Lechia nie jest super..

Sparingu nie będzie! Rozumiem powód tej decyzji. Sam na miejscu piłkarzy postanowiłbym nie lecieć do Gdańska. Jak można grać, jeżeli twój trener, z którym jesteś zżyty od kilku lat znienacka rezygnuje i już nie będziesz się z nim widywał w szatni? Ponadto powodem rezygnacji jest nowotwór. Polscy Cules i inni kibice nie są źli, bardziej rozczarowani i smutni. Na poprawę humorów chodzą słuchy, że mecz zostanie rozegrany w innym terminie, a goście przylecą silniejszym składem.

Aczkolwiek znajdziemy grupę osób, których rozwścieczyła wczorajsza wiadomość. Ich również trzeba zrozumieć. Kilka tysięcy osób wybrało parę dni urlopu, wydało pieniądze na bilet pociągowy/samolotowy lub benzynę i pokój w hotelu. Kasy za wejściówki nie liczę, gdyż jak znam życie będzie oddana. Mniejszy problem mają mieszkańcy Gdańska i okolic. Im pozostało samo rozczarowaniem brakiem meczu oraz obietnica innego terminu. Natomiast reszta poświęciła swoje urlopy, czas i pieniądze, aby zjawić się w Gdańsku. Wiele z nich już od czwartku lub piątku przebywają nad morzem nie w celu wakacyjnego odpoczynku, ale ze względu na "Super Mecz" jak nazywają go różne źródła informacji. Ci wszyscy wściekli pochodzą z różnych regionów kraju, często odległych, ale nie tylko. Część widzów, którzy mieli zasiąść na PGE Arenie przyleciało zza granicy. Taki wyjazd równa się z jeszcze większym wydatkiem. O pieniądze właśnie chodzi. Organizator zwróci za kupienie biletów na mecz, ale o środkach przeznaczonych na cele logistyczne nie ma mowy!

Jestem bardzo ciekaw kiedy Tito Vilanova powiedział Rosell'owi o swojej decyzji. Czy obaj wiedzieli już po zakończeniu poprzedniego sezonu, że są małe szanse na pogodzenie choroby z ławką trenerską? Jeśli zgadłem, taka wiadomość nie powinna pójść w świat odrobinę wcześniej? Tylko tak dywaguję, ale wtedy nie byłoby problemu z polskim sparingiem. Wydawać się mogło, że trochę nas olali, ogłaszając światu taką "bombę" tuż przed meczem z Lechią. Rosell wiedział już wcześniej o tym wszystkim. Dowodem na to jest zapowiedź ogłoszenia nowego trenera w następnym tygodniu. Nie uwierzę, że na szybko będą przeprowadzone poszukiwania. O negocjacjach nie warto myśleć, bo nawet sam Mourinho chętnie zająłby miejsce Tito, gdyby nie przeszedł do Chelsea. Barca musi już od dłuższego czasu rozglądać się za kimś nowym. E tam... można poświęcić małą Lechię i Polaków. Czy rezygnacja Tito przed meczem z Bayernem lub jakąś trasą, spowodowałaby rezygnacje z nich? NIE! Nawet gdy piłkarze błagaliby o nową datę! Zarząd nie zgodziłby się. Spore pieniążki idą z takich potyczek i chory Vilanova nie jest przeszkodą do zarobku. Mecz w Gdańsku był jedynie przystankiem do powrotu formy, więc jest mało istotny.

Sprawa jest delikatna. Chodzi o agresywną chorobę, która często kończy się śmiercią. Jednak nie wolno atakować osób, które są wściekłe z powodu odwołania sparingu. Podróż do Gdańska, tylko po to, aby dowiedzieć się, że meczu nie będzie, jest dobrym argumentem do złości. Nie obchodzi ich nawet, że spotkanie odbędzie się w innym terminie. Większość nie da rady po raz drugi pojawić się nad Morzem Bałtyckim. Wszystko potęguje nadchodzący mecz Barcelony z Bayernem, który nie został odwołany. Polscy kibice mają prawą czuć się olani, gdyż z dnia na dzień nie ogłasza się tak smutnej i ważnej wiadomości.

Animo Tito!

poniedziałek, 15 lipca 2013

Polskie Bagno - Nie krytykuj ich, bo będziesz następny!

Do takich chwil warto żyć. Mogło wydawać się, że polska piłka jest pełna absurdów. Ale to co zrobiło dwóch piłkarzy Śląska Wrocław przekracza wszelkie granice. Kelemen i Stevanović zarządzili odpowiednio 5 i 10 tysięcy zadośćuczynienia za filmiki udostępnione na You Tube.

Adwokat Robert Kaczorowski wysłał list do pana Daniela Pawłowskiego, w którym oskarżył go o bezprawne umieszczenia filmików, przedstawiające wizerunek Mariana Kelemena w sposób naruszający jego dobra osobiste. Kim jest Daniel Pawłowski? Specjalizuje się w trenowaniu bramkarzy. Posiada konto na YT, które nazywa się "Trening Decyzji Bramkarzy". Umieszcza na nim filmy różnych interwencji bramkarskich, sytuacji podbramkowych i opisuje w nich zachowanie goalkeepera. Pan trener miał śmiałość udostępnić dwa filmiki przedstawiających Kelemena! Pierwszy z nich pokazywał wszystkie puszczone bramki przez słowackiego bramkarza w rundzie jesiennej sezonu 12/13. Jednakże materiał video nie miał na celu wyśmiania jego umiejętności. Pawłowski dosyć dokładnie opisywał jak powinien zachować się bramkarz w danych sytuacjach, w których znalazł się piłkarz Śląska. Oczywiście wytykał błędy Marianowi, ale robił to dla innych bramkarzy, dla których poradnik ma pomóc w szlifowaniu umiejętności.

Drugi film ukazuje jak bramkarz Śląska Wrocław sprowokował rzut karny w meczu z Bełchatowem. W nim również trener w sposób rzetelny opisał błędy, których każdy bramkarz powinien się wystrzegać. To bardzo rozwścieczyło Słowaka!

Marian Kelemen miał prawo do gniewnej reakcji. Przecież oba filmy mówiły o jego nieudanych interwencjach. Tylko, że jest dorosłym facetem i doświadczonym bramkarzem. Oglądając materiały Daniela Pawłowskiego, powinien mu podziękować za to, a nie oskarżać. Przecież w nich nie było niczego, co mogło urazić jego szanowną osobę. W filmie nie ma żadnych wyzwisk, ani naśmiewania się z bramkarza. Więc o co mu chodzi? To są zwykłe poradniki, które mają pomóc nowej generacji bramkarzy oraz starym wyjadaczom! Kelemen zachował się jak zwykły "gimbus", który myśli, że jest najlepszy na świecie i popłakał się, po czym od razu pobiegł do mamy, czyli pracownika kancelarii.

Adwokat obok pieniędzy chce, aby autor usunął filmy ze swojego kanału oraz nigdy więcej nie "atakował" osoby Kelemena. Podobnie zachował się kolega klubowy Mariana- Stevanović. Za pośrednictwem tego samego prawnika, zażądał 10 tysięcy złotych od jednego z dziennikarzy weszlo.com. Chodzi o kolejny film, na którym widać jak Stevanović wolno wraca do obrony, skutkiem czego była utrata bramki przez Śląsk. Śmiechu warte! Nieprawdaż? Chce uzyskać 10 kawałków za to, że sam popełnił błąd! Panie Stevanović! Lepiej niech pan trenuje powroty do defensywy, a nie oskarża żurnalisty!

Cały list do Daniela Pawłowskiego oraz jego filmy dostępny pod tym linkiem: http://www.weszlo.com/news/15595-Kelemen_i_Stevanovic_domagaja_sie_kasy_Boskie

Nie wiem co mam powiedzieć. Śmiać się, czy płakać? Polska piłka jest pełna dziwnych absurdów. Umiem zrozumieć jeszcze testowanie amatorów z Rumunii. Można pojąć obstawianie meczów przez jednego z najlepszych sędziów w Polsce, ale jakkolwiek trudno uświadomić sobie, że profesjonaliści zachowują się jak przedszkolaki, którym kolega wytrącił lizaczka z rączki.

Obaj zawodnicy dopiero teraz staną się obiektem kpin. Żaden filmik tego nie uczynił. Oni sami spowodowali, że cała Polska będzie się z nich naśmiewać. A to wszystko przez to, że dwaj piłkarze okazali się idiotami, oskarżając trenera i dziennikarza, którzy nic złego nie zrobili. Ajajajajajaj! Przepraszam wielmożnych panów Kelemena i Stevanović'a. Jesteście najinteligentniejszymi ludźmi, najlepszymi sportowcami i najprzystojniejsi na świecie, a nawet we Wszechświecie! Śląsk ma niesamowite szczęście, że jesteście jego piłkarzami. Tylko zazdrościć!
Hahahaha. Oczywiście żartuję, ale cicho, bo jeszcze usłyszą!

Strach się bać, jeżeli reszta zawodników Ekstraklasy i nie tylko wpadnie na takie pomysły! Oj co się będzie działo, gdy Grzegorz Rasiak postanowi wyciągnąć od wszystkich odszkodowanie! Albo Krzynówek lub Gmoch! O matko! Każdy obywatel Polski nie wypłaci się do końca życia! Skończy się robienie głupich memów i wymyślanie kawałów! Polsko bój się!

piątek, 5 lipca 2013

Bardzo nieładnie panie Siejewicz!

Rano przeglądając Facebook'a natrafiłem na wpis portalu weszlo.com. W wiadomości został dodany film, w którym główną rolę gra Hubert Siejewicz, międzynarodowy arbiter, sędziujący na co dzień mecze rodzimej Ekstraklasy. Co robił na materiale video? Ćpał? Chlał? Z chęcią przyjął białą kopertę wypełnioną gotówką? Nie! Wypełniał zwykły kupon, w zwykłym punkcie bukmacherskim. Za ten papierek może przypłacić karierą.

Wiele osób regularnie chodzi do bukmacherów. Hazard uzależnia, a człowiek jest podatny na uzależnienia. Zawsze zaczyna się od „małej” dyszki, a kończy na tysiącach. Łatwy zysk oślepia i powoduje, że wpada się w coraz większe bagno, które zamiast pomóc, szkodzi.

Panu Hubercie hazard zaszkodził. Nie zbankrutował lub narobił sobie długu u mafii, ale zapomniał, że jest sędzią piłkarskim, a takim nie wypada typować wyników za pieniądze. Okazało się, że Siejewicz jest zapalonym miłośnikiem zakładów sportowych! Już wcześniej wielu świadków dawało sygnały, że Hubert Siejewicz odwiedza białostockie zakłady bukmacherskie. Ten nie ukrywał się z tym. Ba! Raz wygrał 50 tysięcy złotych w radiowej loterii! Te fakty potwierdzają tylko, że sędzia ma słabość do hazardu i pieniędzy.

Arbiter w rozmowie z Zbigniewem Przesmyckich, przewodniczącym Komisji Sędziów PZPN, przyznał się, że typował mecz Agnieszki Radwańskiej. Zaraz! Co ma Agnieszka Radwańska do piłki nożnej? Nic, ale to nie obchodzi obowiązującego w jego przypadku prawu. Pan Hubert jako zawodowy sędzia podlega przepisom specjalnego kontraktu, który podpisał. W paragrafie 3, podpunkcie 13 widnieje zapis, który zakazuje typowania w zakładach bukmacherskich. Ten przepis został złamany, a polski sędzia będzie musiał liczyć się z konsekwencjami.

Przewodniczący Kolegium Sędziów zaapelował już do Zbigniewa Bońka o natychmiastowe rozwiązanie umowy z Hubertem Siejewicza.
Przewodniczący Kolegium Sędziów wnioskuje do prezesa PZPN o rozwiązanie w trybie natychmiastowych umowy z sędzią zawodowym H.Siejewiczem. Decyzja spowodowana podejrzeniem złamania warunków kontraktu, który zakazuje arbitrom udziału w zakładach bukmacherskich i grach hazardowych.


Co grozi Siejewiczowi? Boniek powinien jak najszybciej rozwiązać z nim kontrakt, jeżeli chce zachować twarz. Arbiter złamał jedną z ważniejszych zasad. Następnie czekają go rozmowy z różnymi komisjami. W najlepszym wypadku powinien zostać zawieszony na jakiś czas, a najgorszy wariant pozbawia go uprawnień do sędziowania.

Nic nie usprawiedliwia idiotyzmu pana Huberta. Sam sobie jest winien. Najprawdopodobniej pożegna się z wielką karierą sędziego. Nawet jeśli nim pozostanie. Bo wątpię, że szczytem jego marzeń było sędziowanie spotkań drużyn z A Klasy. A za kilkanaście dni miał poprowadzić mecz eliminacji do Ligi Europy...

Zarazem brawa dla pracownika tego punktu bukmacherskiego, za rozpoznanie sędziego i nagranie go z ukrycia. Trzeba zwalczać takie osoby, bo z hazardu bliska droga do korupcji, która jest chorobą polskiej piłki nożnej.


Nie jest to jedyna wpadka na tle polskiego sędziowania. Wydarzenia z pewnego meczu ligi juniorów zostały w cieniu, ale niektórzy obserwują dalszy przebieg wydarzeń. W meczu Kosy Konstancin, założonej przez Romana Koseckiego, wiceprezes wygonił sędziego i sam przejął opiekę nad spotkaniem! Po meczu sfałszował protokół, z którego wynikał, że nie było żadnego arbitra i całe 90 minut prowadził Kosecki! Gołym okiem widać, że bliski współpracownik Zbigniewa Bońka nadużył swoich kompetencji. Prezes PZPN-u również w tym wypadku powinien być surowy.  

wtorek, 2 lipca 2013

Dlaczego 3-0?

Emocje opadły, więc można pisać o finale, całym turnieju, który był próbą generalną przed Mundialem 2014. Ja skupię się na ostatnim meczu, tym najważniejszym. Resztę statystyk zostawiam portalom informacyjnym. Mecz o złoto miał być ciekawy, zaskakujący. Na pewno zaskoczył. Jednak trudno o widowisko, gdy jedna drużyna gra, a druga robi tło.

Zacznę od kwestii, że finał powinien wyglądać zupełnie inaczej. Pojedynek Włoch z Urugwajem miał dojść do skutku, ale siedem godzin później! Tak już jest w tej piłce nożnej, że nie trzeba być lepszym od rywala, żeby wygrać mecz. Brazylia i Hiszpania z przebiegu półfinałów nie zasługiwali na grę przed kibicami z Maracany. Jednak cały czas wyczekiwano tego pojedynku i z drugiej strony dobrze, że doszedł do skutku. Każdy na świecie chciał zobaczyć taki mecz. Mecz, który miałby jakąś ważną rangę, a nie przyszywkę sparingu.

Doczekaliśmy wielkiego finału Pucharu Konfederacji. Niepokonana La Furia Roja zmierzyła się z organizatorem przyszłych Mistrzostw Świata. Miała być walka do upadłego, ale trudno użyć słowa „walka”. Bardziej był to pokaz siły jednej drużyny. Brazylia pokazała, że jest wielka. Na to czekał cały kraj i rząd, bo tajemnicą nie jest, że brazylijskie społeczeństwo chce przyspieszonych wyborów. Pani prezydent pragnęła tego zwycięstwa, w nadziei, że społeczeństwo na chwilę zapomni o problemach i ogromnych pieniądzach wydawanych na organizację MŚ i IO.

Nie będę zabrudzał bloga polityką. Na nowej Maracanie pojawił się nowy brazylijski duch. Duch, który jest w stanie zdobyć Puchar Świata. Przed PK Brazylia była cichym faworytem do szóstego mistrzostwa, ale nikt nie chciał ryzykować tym stwierdzeniem. Pamiętamy nieudane mistrzostwa 2006 i 2010. Ja od dawna widzę w tej drużynie pretendenta do złotego medalu. Nie z powodu jakiś sentymentów. Podziwiam te pięć tytułów najlepszej reprezentacji na świecie oraz kocham brazylijski styl, polegający na nienagannym dryblingu, ale obiektywnie oceniając nowych Canarinhos, uważam ich za silniejszą drużyną od tej z 2002 roku! Największym minusem jest liczba indywidualności. Po to wrócił Scolari. Dostał za zadanie przywrócić świetność Brazylii i uczynił to! W trybie natychmiastowym zgrał ze sobą ten piękny dla oczu skład. Po jego półrocznej obecności, już teraz można zbierać owoce jego pracy.

Ok! Brazylia cztery i osiem lat wcześniej także wygrała PK, a na głównym turnieju zawiodła. Wtedy było inaczej, a także Canarinhos nie grali dobrej piłki. Przykład: finał w RPA z USA, gdzie po krótkim czasie musieli odrabiać stratę dwóch bramek. W tym roku pokazali wielkość. Kanarki szalały w grupie. Wyłącznie półfinał pozostawiał wiele do życzenia, lecz w meczu z Hiszpanią, reprezentacja przeprosiła swoich kibiców, którzy stworzyli niesamowitą atmosferę, mimo problemów z państwowymi władzami. Aż pojawiała się gęsia skórka, gdy reprezentanci wraz z trybunami przedłużali hymn państwowy i śpiewali go A capella, demonstrując swą narodowość i chęć zwycięstwa.

Dziś, dwa dni po zakończeniu PK, Brazylia stała się głównym faworytem MŚ. W pełni zasłużenie. Ta kadra jest gotowa grać niesamowity futbol, nieosiągalny dla innych. Scolari w pełni wykorzystał potencjał PK do przygotowania drużyny na turniej. Jeszcze zostały sparingi, ale my na swoim przykładzie wiemy, że one wiele nie dają. Brazylijski selekcjoner bez owijania w bawełnę zaprezentował kadrę, która zagra za rok. PK nie było tylko próbą generalną dla organizatorów. Dla selekcjonera rep. Brazylii był to jedyny poważny sprawdzian jego drużyny.

Równie ważny jest upadek „wielkiej” Hiszpanii. Tak, upadek! Dlaczego było 3-0? Czemu Włosi powinni awansować? Za wszystko winne są dwa kluby: Real Madryt i FC Barcelona, a głównie ten kataloński.

Trzon reprezentacji z Płw. Iberyjskiego tworzą piłkarze z powyższych drużyn. W tym sezonie Real i Barca zostały powstrzymane przez BVB I Bayern. Wtedy niemieckie drużyny zakończyły definitywne dwa okresy: czteroletnie panowanie Dumy Katalonii oraz trzy letnie zapędy Królewskich do bycia najlepszymi. Primiera Division przez ostatnie cztery sezony była najbardziej popularną ligą, lecz czas ten mija, a na tym cierpi reprezentacja.

Największym „wirusem” drużyny narodowej jest FC Barcelona. To jej piłkarze są odpowiedzialni za rozgrywanie. Nie jest zbiegiem okoliczności, że Hiszpania stanęła na piedestale w 2008 roku, kiedy równocześnie Barca Guardioli rozpoczęła pisać historię. Naprawdę to nie del Bosque zbudował potęgę La Roji. Hiszpańscy kibice powinni być wdzięczni w największym stopniu Guardioli. On wprowadzając całkowicie Tiki-Takę do Blaugrany, zapoczątkował nową taktykę reprezentacji Hiszpanii! Zmiana stylu pozwoliła zdobyć 2 x ME i 1x MŚ w ciągu czterech lat!

Do La Ligi przywędrowała osoba, która za wszelką cenę chciała pokonać Guardiolę. Mowa o Mourinho. I tutaj udział Realu w zniszczeniu potęgi Hiszpanii. Nie rozchodzi mi się o to, że o wszystkim zadecydowali piłkarze królewskiego klubu, grający w kadrze. Oni nie mieli większego wpływu na grę zespołu. Wszystko zepsuł portugalski trener, poprzez pokazanie drogi, która wiedzie do pokonania Tiki-Taki. Jeszcze inny pomysł miał Di Matteo, ale to Jose był pierwszy.

Wszystkim przypatrywali się inni szkoleniowcy, jednakże tylko nieliczni mają tak silną drużynę, aby zdominować barceloński styl. Do grona szczęśliwców należał Heynckes. Na poziomie reprezentacji wystarczającą moc mają Prandelli i Scolari. Dlatego Hiszpania miała problemy z awansem do finału, w którym została dotkliwie pokonana.


Reprezentacja del Bosque traci blask, ponieważ zamiera styl Guardioli i Barcelony. PK pokazało jak czasami silna jest więź między klubem, a reprezentacją. Szkoda, że w naszych warunkach to się nie sprawdza. Ponieważ fajnie byłoby, gdyby Polska grała jak Borussia :).


środa, 26 czerwca 2013

Ten, który może zniszczyć Barcę!

54 milionów Euro – za tyle Barcelona kupiła genialnego Neymara. Brazylijczyk podczas trwającego Pucharu Konfederacji potwierdza, że jest wart takiej ceny. Kibice są oślepieni jego grą. Na Copacabanie wszyscy przeżywają piłkarski orgazm, gdy ten strzela piękne bramki dla reprezentacji, a do niedawna tak samo było w Santosie. Jednak nie jestem pewien tego, co 21-latek pokaże w nowym klubie, wśród mgławicy gwiazd.

Przybycie Neymara do Barcelony jest jak niestabilna bomba, która wybuchając, spowoduje największą w historii Dumy Katalonii wojnę. Istnieje duże prawdopodobieństwo powstania dwóch obozów: zwolenników Tiki-Taki i Messiego oraz nowego stylu i Neymara. Rosell z Vilanovą mieli w swoich planach stworzenie duetu wszech czasów. Parę napastników, która zdominuję świat na kolejne lata. O której nasze 10x prawnuki będą wspominać. Z drugiej strony przez przypadek mogą wyrządzić wiele złego. Duet mający wynieść Barcę na międzygalaktyczny poziom, jest w stanie dokonać czegoś niepożądanego. Oni są w stanie zniszczyć Barcę sportowo i medialnie!

Użyję prostego przykładu wziętego z astronomii. Gdy jedna gwiazda spotka się z drugą, powstanie prawdziwe piekło. Okoliczne planety przestaną istnieć, a astronomie z Ziemi są szczęśliwi, bo obserwują niezwykłe zjawisko. I czym będzie Barcelona i jej kibice? Zniszczonymi planetami, czy astronomami, którzy będą podziwiać piękno wszechświata? Na to odpowie niedaleka przyszłość. Dlaczego są szanse na apokalipsę?

Neymar dołączając do zespołu Tito Vilanovy, zostanie zmuszony do zmiany stylu. Wcześniej odgrywał rolę wolnego elektronu: bezkarnie zmieniał pozycje, urządzał rajdy z piłką. W Barcelonie nie istnieje taka możliwość! W nowej drużynie Brazylijczyk nie będzie miał wyboru i zacznie hamować swoje indywidualne zapędy, bo jeśli nie, to zepsuje całą taktykę. Tito nie zmieni gry Barcy specjalnie dla niego. On zastępując Guardiole, miał za zadanie dalej prowadzić dzieło poprzednika. Obecni piłkarze są już przyzwyczajeni do popularnej Tiki-Taki, gry zespołowej polegającej na ciągłych podaniach. Neymar tak nie grał. On zapewne woli szybko zdobyć parę bramek i mieć spokojny mecz. Natomiast Barcelona cierpliwie czeka, aż rywal się otworzy. Tutaj były piłkarz Santosu może odczuwać „ból”. Ciągnie go do rajdów, częstych zmian stron, a takiej gry nowy trener jest w stanie zabronić.

Kolejnym problemem jest Messi. Dotąd Neymar był liderem, od niego w głównej mierze zależało zdobywanie goli, był nietykalny. W Barcelonie tę pozycję ma Messi. Gdy nie ma go na boisku, drużyna gra inaczej, zmniejszą siłą niszczenia. Messi będzie numerem jeden także w tym nadchodzącym sezonie, gdzie u boku grać będzie Neymar. Ten dorównuje Argentyńczykowi geniuszem i pięknem gry, ale nie jest jeszcze sprawdzony. Nawet jeżeli sobie poradzi z europejskimi rywalami, nie może w drużynie przebywać dwóch liderów, bo wtedy cała gra pada jak ranny koń! Brazylijczyk jest wielkim indywidualistą i przypuszczalnie wybuchnie konflikt interesów jego i Messiego. Ten drugi jest przyzwyczajony do ustępowania kolegom, ale gołym okiem widać, że on gra główną postać w taktyce i koledzy mają być mu posłuszni. A czy Neymar będzie? Jeżeli spróbuje zaćmić partnera z ataku, wtedy zamiast ze sobą współpracować, tworząc niezapomniane akcje, będą walczyć na boisku o miano MVP, o Złotą Piłkę, o Króla Strzelców, aż dojdzie do tego, że ucierpi cały zespół oraz oni sami. Messi sprowokowany zacznie grać egoistycznie i cały dotychczasowy styl Blaugrany upadnie.

Gdy taka sytuacja rzeczywiście będzie miała miejsce, pojawi się tylko jedno wyjście: sprzedaż któregoś z nich. Neymar podzieliłby los z Ibrą, Afellayem, albo doszłoby do spektakularnego rozstania Leo Messiego z swoim ukochanym klubem.

Zawsze lepiej narzekać i negatywnie wypowiadać się na wszelkie tematy. Barca za ery Messiego & Neymara przestanie istnieć lub kibice zaobserwują jak powstaje piękno futbolu! Sandro Rosell oraz sztab szkoleniowy widzą chyba w Neymarze nową furtkę do tytułów i bycia najlepszym na świecie. Tiki-Tika staje się coraz nudniejsza. Wszyscy czołowi trenerzy rozgryźli styl powstały za panowania Guardioli. Widać to było podczas półfinału LM i druzgocącej porażki z Bayernem. Barca żeby wrócić na piedestał, musi zaszokować świat czymś nowym, a takie możliwości daje ich nowy nabytek. Ogromna liczba podań zostanie, ale Brazylijczyk wprowadzi coś nowego. Gdy dobrze wczuje się w drużynę, powstanie piekło w polu karnym rywali. Obrona nie będzie wiedziała jak się zachować, jeżeli w ich jedenastkę wpadnie rozpędzony duet Messi & Neymar. On ma dodać trochę więcej finezji, niekonwencjonalnych rozwiązań, samodzielnej gry i długich rajdów. Bo na razie tylko Messiego stać na takie czyny w Dumie Katalonii. Brazylijczyk również zaprzestanie tej monotonni ciągłego wymieniania podań, ponieważ musi atakować, a nie lubi stać przed polem karnym i oddawać piłkę kolegom.

Innym powodem tego transferu jest odłączenie metki: „Uzależnieni od Messiego”. W tym roku Argentyńczyk miał trochę problemów z zdrowiem i od razu widać było pogorszenie wyników osiąganych przez jego kolegów. Neymar ma temu zapobiec. Włodarze klubu wreszcie z ulgą powiedzą: „Nie jesteśmy uzależnieni od jednego zawodnika!”


Barca od sezonu 2013/14 może stać się najlepszym klubem w historii, a jednocześnie istnieją szanse, że upadnie z powodu dwóch gwiazd, dla których jeden klub może okazać się za ciasnym pokojem. Szanse są na razie 50 na 50. Dane jest nam poczekać do początku wszystkich klubowych rozgrywek. Lecz prawdziwe wnioski z kupna Neymara można wyciągać najwcześniej dopiero za pół roku, bo każdy ma prawo do czasu na aklimatyzacje w nowym otoczeniu. Myślę, że jego pojawienie się w stolicy Katalonii przyniesie więcej pozytywu.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Bez taktyki nie da się wygrać!

Nasz kochany Franz ma już za sobą pierwszy oficjalny dzień pracy w Wiśle Kraków. Na treningu musiał radzić sobie sam, ponieważ nie podpisano umów z jego asystentami. Jednak jest to najmniej istotne. Najważniejszą sprawą jest styl jaki narzuci Smuda swoim piłkarzom. Prezes Cupiał bardzo mocno wierzy w byłego selekcjonera, ale może się przeliczyć, zwłaszcza, że ostatnie lata były dla Franciszka Smudy najgorszym okresem w życiu.

Franz Smuda sprytnie uciekł z kraju. Przecież musiał się schronić przed kibicami, którzy wspaniale wspierali polską reprezentacje podczas EURO 2012. A gdzie znalazł azyl? Oczywiście, że w Niemczech, tam gdzie jego druga ojczyzna. Trener Wisły miał wszystko: czas na przygotowania, wolną rękę do wyboru piłkarzy, farbowanych lisów, turniej u siebie. Jednak i to nie wystarczyło. Ale lepiej zostawić EURO w spokoju. Smuda dał sobie pół roku przerwy i dołączył do Jahn Regensburga, drużyny grającej w 2. Bundeslidze, zajmującej ówcześnie ostatnie miejsce. Zadanie Polaka było proste: wywalczyć utrzymanie. Czy wywiązał się z zapowiedzi? Nie! To było do przewidzenia. Nawet zrozumiałem Smudę, bo nie przeprowadził z drużyną porządnego okresu przygotowawczego, nie znał piłkarzy, a klub przed jego przyjściem był już w wielkich tarapatach. Tym razem Smuda nie zdziałał cudów. Aczkolwiek nie obwiniałem go za to. Aż do przeczytania fragmentu pewnego wywiadu.

Mario Neunaber (piłkarz Jahn Regensburg) w rozmowie z stroną Transfermarkt.de za spadek obwinił wyłącznie Franciszka Smudę! Całą współpracę opisuje pewien cytat, który opublikował sport.pl:
Bez taktyki nie da się wygrywać meczów. Przy Smudzie drużyna nie zrobiła żadnego postępu. Wręcz przeciwnie. W zespole nie było hierarchii, panował bałagan
Według piłkarza, polski szkoleniowiec zamiast pomóc drużynie, jedynie jej zaszkodził, a nawet obniżył poziom prezentowany przez nią. Można wywnioskować, że trener nie miał najlepszych relacji z podopiecznymi, jeżeli oni teraz go oczerniają i to publicznie.

Najbrutalniej brzmi „brak taktyki”. W grze Regensburga panował podobno bałagan. Wierzę relacji świadków i wynikom, bo nigdy nie widziałem meczu tej drużyny. A wyniki również nie są przychylne Franzowi. Objął opieką zawodników w styczniu, a oni wygrali tylko raz oraz trzy razy zremisowali. W sumie wychodzi 6 pkt! Tylko spadek należał im się jako „nagroda”. Pytanie: Smuda rzeczywiście po raz kolejny zachował się jak niewychowany kundel, psując wszystko, a może piłkarze przesadzają i ot właśnie oni są winni?


Bogusława Cupiała mogły przerazić odgłosy dobiegające z Niemiec i nie zdziwię się, jeżeli zadał sobie pytanie „Czy nie jest błędem, zatrudnienie Smudy!?”. Franciszek Smuda spowodował upadek klubu 2. Bundesligi, więc co mu stoi na przeszkodzie, aby zniszczyć także Białą Gwiazdę, która i tak do dwóch lat prezentuje poziom najwyższej przeciętny? Nowy, stary trener Wisły ma jeszcze miesiąc na ułożenie taktyki, bo już wie, że bez niej nie da się wygrywać. Lepiej niech popracuje również nad hierarchią w szatni. Oj Biała Gwiazda być może doczeka się całkowitego zaćmienia, bo na razie zakryta jest w połowie.

czwartek, 6 czerwca 2013

Było ciekawie



Ta dam! Skończyło się! Drużyny Ekstraklasy rozegrały 30 meczów i piłkarze wreszcie mogą udać się na krótki, ale zasłużony urlop. Wątpliwe, abyśmy zdążyli zatęsknić za polską ligą, bowiem już za kilka tygodni rozpocznie się nowy sezon, podzielony na ligę zasadniczą i fazy: play-out i play-off. Na razie w naszych głowach znajdują się nadal obrazki z minionej edycji. Co ja zapamiętałem i wywarło na mnie największe wrażenie? Zapraszam do lektury!

Upadek króla

Brazylijski reżyser zrobiłby wspaniałą telenowele z ostatniego sezonu Polonii Warszawy. Zwroty akcji, zdrady, kłótnia o pieniądze, a na końcu wielki finał! Wizerunek Ireneusza Króla znalazł się na łamach ważniejszych gazetach oraz portalach internetowych. Nie zapomnimy słynnego zdania: „Jestem w Wiedniu, jutro wyślę przelew”. No cóż. Najwidoczniej od Wiednia do Warszawy jest spora droga, nawet dla banków. Do dziś tych przelewów nie widać. Może wysłał kopertą przez Pocztę Polską? Wtedy jest szansa, że zagubiony list odnajdzie się po wielu latach, gdy aktualni piłkarze Czarnych Koszul będą już niańczyć wnuki.
Mogę sobie żartować, ale sytuacja jest dramatyczna. Upada klub, który ma piękną historię. Być może jest to kara za niesportowy awans do Ekstraklasy sprzed pięciu lat, kiedy to ówczesny prezes – pan Wojciechowski – kupił licencje Groclinu. Ale od tamtego czasu wydawało się, że z Polonią będzie lepiej. Dobre miejsca w lidze, walka o europejskie puchary. Wszystko się pięknie układało, aż do momentu, gdy Wojciechowski postanowił zakończyć zabawę w „prezesa”. Rok temu niepewny był los Polonii. Rosnące kłopoty finansowe i możliwa fuzja z GKS Katowice wprowadziły niepokój w szeregi sympatyków stołecznego klubu. Król – nowy właściciel drużyny – obiecał, że zrezygnuje z planów połączenia tych dwóch ekip. Dla fanów była to wyczekiwana wiadomość, która miała się okazać dobrym początkiem złego końca.
Gdy piłkarze grali pierwsze mecze, do mediów wypłynęły wiadomości w sprawie niewypłacalnych pensji. Rozpaczliwe głosy piłkarzy: „Żyjemy pod kreską!”, „Nie stać nas na utrzymania rodzin!”, rozchodziły się wszędzie. Kto by pomyślał, że klub z tak złą sytuacją, będzie znajdował się w czołówce. Stokowiec nie dał po sobie poznać, że atmosfera u jego pracodawcy nie wygląda ciekawie i tym zaraził swych podopiecznych. To zaowocowało dobrymi wynikami. Niestety okno zimowe pozbawiło Polonie czołowych piłkarzy, którzy nie wytrzymywali już kłamstw Króla. Zmiany w składzie były zapowiedzią gorszej rundy wiosennej. Choć Polonia już nie zachwycała jak wcześniej, ale 6 miejsce na zakończenie sezony jest bardzo dobrym wynikiem. Szkoda, że ta lokata okazała się miejscem spadkowym. Tylko naiwni mogli wierzyć, że warszawski klub otrzyma licencje. Z 8 mln długiem nie było na to szans. Nie wiadomo czy uda się wywalczyć miejsce w I lidze. Najprawdopodobniej struktury klubowe zostaną stworzone na nowo, a Czarne Koszule zobaczymy w III, bądź IV lidze. Więcej przemyśleń na temat Króla i Polonii znajdziecie pod tym linkiem: link

Bohaterzy wiosny z wojownikiem w bramce

GKS Bełchatów pokazało antyfutbol podczas rundy jesiennej. Gdy ta się skończyła, kibice oraz dziennikarze byli pewni, że GKS spadnie. I ja należałem do tego grona. Mile się zaskoczyłem. Bełchatów i trener Kiereś postanowili nie poddawać się, dzięki temu uatrakcyjnili nam rozgrywki. Bełchatów dzielnie walczył do końca. Pierwsze mecze okazały się remisami, ale dalej było lepiej. Przyszły porażki, lecz było o wiele więcej zwycięstw. Zaimponowali serią nieprzegranych 8 meczów z rzędu! Gdy spojrzymy w tabelę rundy wiosennej, ujrzymy Bełchatów na CZWARTYM MIEJSCU!!!
Zasłużone brawa dla Kieresia. Może zabrakło jednego meczu do utrzymania się w lidze, ale drużyna z woj. łódzkiego pokazała, że trzeba walczyć do końca, nawet gdy jest się skreślanym na samym początku. Obok trenera wykazało się kilku młodych piłkarzy. Jednak największym odkryciem okazał się litewski bramkarz - Emilijus Zubas. W tym roku skończy 23 lata. Litwin ma szansę zrobić wspaniała karierę piłkarza. Przez pół roku wybił się na tle innych czołowych bramkarzy w Polsce. Bezdyskusyjnie był najlepszym z nich.
Po 29 kolejce w mediach zawrzało i uznano, że błąd Zubasa w meczu z Jagą, pozbawił jego drużynę szans na utrzymanie. Wg mnie jest to błędne określenia. Jego parady pozwoliły wierzyć kibicom z Bełchatowa, że istnieją nadzieje do pozostania w Ekstraklasie. Jestem ciekaw, czy już otrzymał oferty od innych drużyn, które potrzebują wspaniałego goalkeepera, którym jest Zubas.

Najgorsi obrońcy

Ruch zawiódł. Jego tyłek uratował Król. Gdyby nie prezes Polonii, obok GKS-u z Ekstraklasą pożegnaliby się Chorzowianie. Gra Ruchu podlega krytyce. Co było czynnikiem tak słabej gry? Chyba nie transfery. Odszedł tylko Grodzicki, a Piech wyjechał do Turcji po rundzie jesiennej. Oczywiście, że byli głównymi postaciami gry Niebieskich, ale ich odejście nie powinno spowodować takiej negatywnej zmiany! Zmiana trenera? Fakt, że Waldemar Fornalik jest niczym bohater dla Ruchu, a jego brat zawiódł. Lecz Zieliński jest doświadczonym szkoleniowcem i widząc jego zaangażowanie, myślę, że nie olał sprawy. Dla mnie winnymi tak słabej gry jest formacja obrońców. Każdy z nich, bez wyjątku, przynajmniej raz sprowokował utratę bramki.
Ruch Chorzów miał najgorszą defensywę w minionym sezonie. Trudno karać bramkarzy, ponieważ spisywali się w miarę dobrze. Pesković od dawna udowadnia, że warto na niego stawiać, a Kamiński należy do odkryć roku. Przy tak kiepskich obrońcach, nawet najlepszy goalkeeper świata musi kapitulować wiele razy.
Cały czas się dziwię, dlaczego na Cichej obrona zawiodła? Przecież rok temu zdobyli wicemistrzostwo! Konczkowski ma najmniej wiosen za sobą. On powinien najczęściej sprawiać problemów koledze w bramce. Jednak to starsi koledzy zawodzili bardziej, którzy na wysokim poziomie grali już kilkadziesiąt, a nawet ponad sto razy! Lewczuk, Stawarczyk, Djokić, Baszczyński, Kikut, Szyndrowski i Sadlok. Gdy oni byli atakowani, albo mieli piłkę przy nodze, cały stadion zamierał. Prawie w każdym meczu, któryś z nich popełnił gafę, kosztującą utratę bramki. Gdyby zrobić komplikacje wideo z ich gry, powstałby dobry poradnik pt.: „Jak nie należy grać w obronie”. Smagorowicz na pewno miał plany wydać kasę na nowych defensorów, ale najprawdopodobniej tego nie uczyni, gdyż PZPN zablokował możliwość kupowania zawodników przez Ruch. Tak więc mamy już pewnego spadkowicza na następny sezon?
Będzie jeszcze gorzej, jeżeli odejdą ofensywni piłkarze. Huczą plotki o transferze Jankowskiego do Wisły Kraków. Starzyński też powinien liczyć na propozycji. Dziadkowie, czyli Zieliński, Niedzielan i Malinowski nie potrafią już wybiegać 90 minut. Średnia wieku także przyczyniła się do słabego wyniku. Wyszła z ukrycia zła polityka klubowa i sentymentalne traktowanie piłkarzy. Zawsze lepiej dać podwyżkę starcowi, który parę lat wstecz miał swoje najlepsze lata, zamiast wydać na młodego grajka z aspiracjami.

Demjan – ten co uratował Podbeskidzie

W miniony poniedziałek odbyła się uroczysta gala Ekstraklasy, na której rozdano nagrody indywidualne i drużynowe. Bohaterem tej nocy, a także całego sezonu został Słowak Robert Demjan. Chyba tylko w naszym kraju są takie dziwy, że napastnik drużyny z dołu tabeli zostaje królem strzelców. Co zrobić....przynajmniej udowodnił, że mimo 31 lat i dotychczas średniego poziomu gry, potrafił wybić się ponad wszystkich. Czy kolejny sezon będzie tak samo udany?
Ciekawie jaką koszulkę ubierze Demjan? Wiadomo, że uratował Ekstraklasę dla swojego klubu, lecz bycie królem strzelców otwiera okno na szersze horyzonty. Kilku trenerów chętnie widziałoby Słowaka w swoich szatniach.
Dobrze, że nasza liga nie jest popularna w Europie. Dopiero wtedy bylibyśmy pośmiewiskiem. Królem napastników zostaje piłkarz drużyny, która prawie spadła! Ten przypadek świetnie obrazuje grających w Polsce beznadziejnych napastników. Jedynie Ljuboja, Piech, Milik i Razack prezentowali z nich wszystkich odpowiedni poziom. Demjan wykorzystał swoją szansę. Jest jedynym graczem w Podbeskidziu, który ma nosa do bramek i głównie na nim polegało zadanie kończenia akcji.
Również wynik strzelonych goli nie zachwyca poziomem. Ale w Polsce to już norma, że najlepszy strzelec rzadko pokonuje barierę 15 goli. Tylko 14 bramek na 30 kolejek jest śmiesznym wynikiem. Rozumiem, że zawodnik nie musi grać we wszystkich meczach, ale 18 goli powinno stanowić minimum. Nie istnieje rywalizacja między napastnikami, a jak już jest to na niskim poziomie, gdyż tacy są w Ekstraklasie atakujący. Jedynie dwa - trzy kluby mogą się poszczycić napastnikami z prawdziwego zdarzenia. Reszta ma pozerów.

Bezkompromisowy Górnik

W końcowym rozrachunku Zabrzanie znaleźli się na piątym miejscu. Ale mieli olbrzymie szczęście, że cała nasza liga jest przedziwna i w niej każdy może wygrać z każdym. Po rundzie jesiennej były aspiracje na europejskie puchary. Niestety odszedł Milik, Nakuolma nie wrócił po PNA i kontuzji do formy i coś się zepsuło. Gdyby uwzględnić tylko drugą odsłonę zakończonego sezonu, Górnik znajdowałby się na 12 pozycji z dorobkiem 15 pkt. Po pierwszych 15 meczach miał ich 28. Prawie dwa razy więcej. Imponuje także ilość meczów zremisowanych. W jesiennych miesiącach Górnik remisował na potęgę, ale po przerwie zimowej w ogóle nie podzielił się punktami. Duża metamorfoza!. Nawałka wywnioskował, że lepiej przegrać 10 pojedynków, niż 7 zremisować. Gdyby jego podopieczni zamiast 5 wygranych mieli 7, albo 4 porażki zamienili na remisy, Piast nie cieszyłby się z szansy walki o LE.
Niepokoi słaba dyspozycja Górnika. Wiele się nie zmieniło w czasie zimy. Tylko Milik odszedł. W tej drużynie jeden piłkarz nie stanowił o całości. Możliwe, że słaba forma Nakoulmy wrzuciła swoje pięć groszy. Pomocnik po udanym PNA złapał kontuzję, a gdy po paru meczach wrócił do jedenastki, nie był sobą. Nie dawał tego kolegom, co wcześniej.
Górnik Zabrze zaprzepaścił szanse gry w eliminacjach. Niechybnie odpadłby, ale zawsze na konto klubu trafiłoby więcej pieniędzy za sam udział.
Co będzie od lipca? Od Górnika odejdzie kilku czołowych piłkarzy. Aleksander Kwiek przechodzi do Lubina, Nakoulma już miał pół roku temu odejść, Skorupski dostał pozwolenie na zmianę pracodawcy, Zahorski okazał się nie wypałem i pożegna się z Nawałką, Gancarczyka łączy się z Jagiellonią lub Lechią, prezes z chęcią sprzeda Olkowskiego, Jeleń szału nie zrobił, Mączyński ma szanse trafić pod opiekę Smudy. Zbliża się wielka przebudowa, nie tylko stadionu, ale samej szatni Zabrzan.

Historyczny sukces Piasta

Brosz z resztą drużyny dokonał czegoś historycznego dla Gliwic. Nareszcie powitają się z europejskimi rozgrywkami. A mają gdzie. Ładny stadion, nowi sponsorzy, a także dobra drużyna. No tak drużyna. Jest kilku młodych piłkarzy, a także paru doświadczonych. Idealna mieszanka. Jeżeli Piast będzie się rozwijał nadal w takim samym tempie, może przez kilka kolejnych lat walczyć o najwyższe cele. Na przeszkodzie stoi jedna istotna sprawa: kontrakty. Wielu czołowym piłkarzom kończą się umowy. Od lipca będą wolni. Na razie trwa walka o tych najlepszych. Po takim sukcesie, wiele większych firm będzie głodnych na darmowe kąski. Czemu nie korzystać z okazji? Najpilniejsze negocjacje toczą się z : Janem Polakiem (ma zostać na następny rok), Damianem Zbozieniem, Pawłem Oleksym. W przypadku tych dwóch, Piast walczy z Legią i Zagłębiem Lubin, z których wypożyczyli tych zawodników.
Aby liczyć na osiągnięcia oraz zawojować w eliminacjach do LE, działacze i trener Gliwickiego klubu muszą wziąć się ostro do roboty i przekonać do swoich warunków zawodników. Gdy ci się nie zgodzą, szybko zapomnimy o sukcesie śląskiego klubu.
Tomasz Podgórski zasługuje na baczniejszą uwagę. Trochę mu zajęło spopularyzowanie własnego nazwiska. Osiągnął już 27 lat i dopiero teraz pokazał się z dobrej strony. Jego grze w pomocy, kibice zawdzięczają wiele. Został jednym z odkryć tego sezonu. Czy zostanie w swoim klubie? Śledząc jego karierę można uznać, że tak. Przez całe życie związany jest z Gliwicami. Tylko raz udał się do Bydgoszczy na roczne wypożyczenie. Oby nie podążył drogą Arkadiusza Piecha, który również późno zawojował na polskich boiskach, a teraz gdzieś sobie gra w Turcji i nic na jego temat nie słychać.

Do trzech razy sztuka

Legia wreszcie mistrzem! Po siedmiu latach walki, nareszcie dopięła swego. Tytuł mistrzowski mógł powędrować do tej drużyny o wiele wcześniej, ponieważ w roku 2011 i 2012 była okazja na to. Szansa była, ale się zmyła. Legioniści dwukrotnie wypuścili triumf z rąk i odpowiednio Wisła i Śląsk zdobyli mistrzostwo Polski.
Sezon 2012/2013 okazał się wyrównaną walką Legii i Lecha, do chwili meczu Wojskowych z Kolejorzem w ramach 27 kolejki. Na Pepsi Arenie tegoroczny triumfator pokonał gości 1-0 i uciekł na 5 pkt. Legia prawie znów oddałaby za darmo puchar, ale Lechowi zabrakło wiary, przegrywając 0-2 z Góralami, dając prawdziwy powód do płaczu swoim fanom. Legia została mistrzem. Do trzech razy sztuka.
Nie ma co się rozpisywać o drużynie z Warszawy. Jan Urban miał do dyspozycji świetny zespół, budowany przez ostatnie lata. Dobrze zaprezentowali się defensorzy: Vrdoljak, Jędrzejczyk i Bereszyński. W przodzie przewodzili Ljuboja, Radović, Sagan oraz Kosecki. Ławka dawała gwarancje dobrych zmian. Legię można uznać za polski”Bayern”. W większości kompletny zespół. Chyba jedyny w tym kraju.
Dopiero teraz możemy znów wierzyć w awans do LM. Legia ma wysokie aspiracje, aby tego dokonać. Czas wykorzystać mądrze finanse. Mimo odejścia Jędrzejczyka skład jest solidny. Jeżeli dzisiejsza Legia nie awansuje, to już nie wiem z jakich piłkarzy musi być zbudowany polski klub, aby miał szanse na rozgłos w Europie.
Bogusław Leśnodorski naprawdę mi się podoba! Nie boi się reprezentować klub w mediach. Chętnie opowiada o swych planach, a także zapowiada wielkie transfery. Źle postąpił z Ljuboją, ale bez niego drużyna sobie równie dobrze radzi. Aż żal, że nie ma więcej Leśnodorskich w Polsce.

Kapitulacja Lecha

Mają czego żałować w Poznaniu. Mistrzostwo było na wyciągnięcie ręki. Zawodnicy Rumaka sami siebie pokonali. Nie potrafili wykorzystać szansy, którą dal przeciwnik do tronu. Legia w 28 kolejce zremisowała z Widzewem, a także miała trudniejsza końcówkę. 29 kolejka – remis z Ruchem. W sumie 4 pkt do odrobienia! Lech miał okazje zdobyć 6! Przed ostatnią serią spotkań miałby 2 pkt przewagi . Nawet 5-0 z Śląskiem nic nie dałoby klubowi ze stolicy. Dziś Legioniści mogliby sobie po raz trzeci pluć w brody z powodu straty przewagi w końcówce sezonu.
Kolejorz wyłącznie siebie może obwiniać za TYLKO drugie miejsce. Porażka z Podbeskidziem zaprzepaściła wszystko. Teraz nie pozostaje nic innego, niż wykorzystanie niepowodzenia do lepszej motywacji na kolejny rok i el. do LE.

Niesamowicie wyrównana walka.

Premier League nie zachwyciła. Czerwone Diabły szybko uciekły reszcie i tylko mieliśmy okazje obserwować morderczą rywalizacje o trzecie miejsce i awans do LM. Primiera Division jak zawsze została zdominowana przez jedną jedenastkę. Bayern nie dał nikomu złudzeń i zdobył potrójną koronę. We Francji zwyciężyły petrodolary. A w Polsce?

Nad Wisłą do końca wszystkie drużyny walczyły na wszystkich frontach! Lech z Legią o pierwsze miejsce. Polonia, Górnik, Piast i Śląsk mieli widok na podium. Wisła, Lechia, Zagłębie, Jaga i Korona prowadzili boje o wyższe premie za miejsce w lidze oraz chcieli uciec jak najdalej od czerwonej strefy, nad którą znajdowali się: Ruch, Podbeskidzie, Pogoń, Widzew i Bełchatów. Od Bełchatowa do Wisły różnica wyniosła tylko 7 pkt!!!! Takie wyniki są wspaniałym argumentem dla reformy ligi, która wkracza do życia w lipcu. Gdyby podzielić ligę na dwie grupy i podzielić pkt przez 2, byliśmy świadkami jeszcze ciekawszej rywalizacji. W Polsce można narzekać na nudne mecze, ale trzeba przyznać, że sezon 12/13 był jednym z ciekawszym na przestrzeni ostatnich lat lub więcej.

niedziela, 26 maja 2013

Emocje opadają

Emocje po finale Ligi Mistrzów powoli opadają. Puchar powędrował do Niemiec, o czym wszyscy byliśmy pewni. Nie myliłem się co do triumfatora, którym okazał się Bayern Monachium. Borussia musi się obejść smakiem i próbować za rok, oczywiście jeśli zdoła.

W przypadku Bawarczyków zadziałała zasada „do trzech razy sztuka”. Na przestrzeni ostatnich czterech finałów, aż trzy razy brali w nich udział i dopiero w tym sezonie zdołali się cieszyć po ostatnim gwizdku. Borussia drugi raz stanęła przed szansą zdobycia Pucharu LM. W 1997 roku pokonali wówczas wielki Juventus. Tym razem za przeciwnika miała starego rywala z niemieckiego podwórka. Ale to Bayern udowodnił, że jest najlepszy na wszystkich frontach.

BVB będzie poszukiwało przyczyn porażki. Największym problemem, który odebrał im ostateczny triumf, jest słaba ławka rezerwowych. Jurgen Klopp cały czas jest zmuszany do wystawiania podobnych jedenastek, które muszą grać przez większość ważnych meczy. Tak było na Wembley. Klopp późno zdecydował się na roszady, nie względu na możliwość grania dogrywki, tylko był świadomy potencjału swoich rezerwowych. Borussia przez to, że w pierwszej połowie „siedziała” cały czas na przeciwniku, wysiadła w drugich 45 minutach, co potwierdzili piłkarze w wywiadach po meczowych.

Dlatego trener BVB dmucha i chucha na swoich najlepszych piłkarzy. W obwodzie ma Sahina, który po powrocie do Dortmundu jest tylko cieniem samego siebie, czy Kehla, który ma już swoje lata i większość tego sezonu spędza a ławce. Innym wyróżniającym się rezerwowym jest Santana, ale niepodważalną pozycje w obronie mają Hummels i Subotić, a ponadto Filipe popełnia czasem proste błędy. Reszta zawodników z ławki to średniacy. Ich wejścia niosą ryzyko zepsucia dobrze działającej machiny Kloppa. Jednakże podstawowi gracze płacą za to zdrowiem.

Mecz Borussii z Bayernem miał także pokazać najbliższą przyszłość klubu z Zagłębia Ruhry. W tak ważnym meczu zabrakło Mario Goetze. Wiele ludzi uważa, że kontuzja Niemca nie była tak bardzo poważna i Klopp specjalnie nie pozwolił mu zagrać, ponieważ mógłby mieć mieszane uczucia oraz na starcie w nowej drużynie, kibice byliby do niego nie przychylni, jeśli strzeliłby gola na Wembley. Tak czy siak, niemiecki kopciuszek miał okazje sprawdzić warianty taktyczne bez swojego czołowego piłkarza i wychodziło mu, przynajmniej w pierwszej części spotkania.

Nie mógłbym ominąć naszego trio. Tym razem Lewandowski nie był bohaterem meczu. Najgorzej nie zagrał, ale pozostał w cieniu kilku innych piłkarzy. To świadczy dobrze o Dante i Boatengu, którzy skutecznie wyłączali Polaka z gry. Błaszczykowski wraz z Piszczkiem mogą z czystym sumieniem uznać, że dali z siebie wszystko. Kuba miał chyba najlepszą okazję, gdy stojąc na rogu „piątki” uderzy mocno po ziemi. Niestety, ale Neuer zachował się instynktownie i zostawił nogę, która powstrzymała piłkę. Piszczek robił to co zawsze: odbierał piłki i atakował. Parę razy zagrał nerwowo, ale nie miało to większych konsekwencji. No może przy bramce Robbena dorzucił swoje pięć groszy. Za łatwo dał mu się ominąć.

Wspomniałem już o Neuerze, więc zatrzymam się przy bramkarzach. To był na pewno ich mecz. Grali główne role w swoich drużynach. Eksperci uznali Robbena za „man of the match”, a ja się z tym nie zgodzę. Nie wykorzystał wielu dogodnych okazji, co działa na jego niekorzyść. Natomiast bramkarze obu ekip bronili jak w transie, byli cały czas skoncentrowani i dobrze ustawiali się w swoim polu karnym. W straconych bramkach nie mieli dużo do powiedzenia, choć Roman nie potrzebnie wyszedł przy golu Mandżukić'a.

Nie zmienia to faktu, że obaj spisali się wzorowo. Weidenfeller po raz kolejny udowodnił Loewowi, że nie jest gorszy od swojego młodszego kolegi, a Neuer wreszcie pokazał mi swój kunszt.

Dortmund jest w rozpaczy, a na południu się cieszą. Bayern pokazał, że jest niezwyciężony. Dał swoim kibicom powód do dumy i zmazał blamaż po nieudanym poprzednim sezonie. Tym razem nie było bajki i bogaty Bayern odniósł zwycięstwo nad rewelacją rozgrywek.

Pieniądze stanowiły różnicę, którą dawało się odczuć. Borussia budowana przez kilka lat, krok za krokiem stawała się lepsza i uczyła się na błędach. Z drugiej strony stał bogaty, z piękną historią Bayern, który może kupić większość piłkarzy, a swoją potęgę w Bundeslidze zbudowało na podkupowaniu gwiazd swoich rywali. Nie było wyjątku z Borussią, z której pozyskał już Goetze. Z moralnego punktu widzenia, to BVB stoi cały czas na lepszej pozycji, ale piłka nożna jest biznesem i w niej trzeba się wykazać cwaniactwem. Klub z Monachium potrafił wykorzystać swoje wpływy i zbudować solidny zespół z dobrym sztabem szkoleniowym.

Znam osobę, która może być bardzo niezadowolona z zwycięstwa Bayernu Monachium. Jest nią Pep Guardiola. Jeżeli Katalończyk chciał zmienić środowisko tylko dlatego, aby pokazać światu, że da radę gdzieś indziej, wybrał najgorzej jak mógł. Już wcześniej wielu posądzało go, że znów do dyspozycji będzie miał kompletny skład i mnóstwo pieniędzy. Dodatkowo jeśli za rok zdobędzie z swoją drużyną mistrzostwo Niemiec nie będzie to żaden wyczyn, bo wszyscy są przyzwyczajeni do tego, że Bayern najczęściej wygrywa Bundesligę. Najprawdopodobniej Guardiola poszedł tylko na pieniądze, a fakt, że poprowadzi najlepszą niemiecką drużynę, a nie katarski klub, nie usunie go z czołówek gazet.

Wracając do finału. Byłem przekonany o tym, że monachijski zespół będzie dominował od pierwszych minut. Jednak mile się zaskoczyłem. BVB chciało przekonać widzów co do swoich zamiarów, ale nie wyszło. Odwaga na początku, zaprocentowała brakiem sił pod koniec. Patrząc obiektywnie nie mogło być inaczej. Bayern miał wszystkie atuty po swojej stronie. Od pieniędzy, przez siłę, kończąc na ławce rezerwowych. Sam Heynckes nie mógł wyobrazić sobie lepszego pożegnania z klubem. A nie wolno zapomnieć o nadchodzącym finale Pucharu Niemiec i możliwości zdobycia potrójnej korony.

FC Bayern był winny swoim kibicom tego zwycięstwa. W 2010 roku porażka z Interem, a rok temu uznanie wyższości obrony Chelsea na własnym stadionie, zdenerwowało ich. Gdyby i tym razem się nie udało, straciłby uznanie w oczach większości fanów.

Niemiecki finał oraz droga obu klubów do tego meczu była niesamowitą promocją Bundesligi. Przez ostatnie dwa lata wiele osób na nowo zainteresowało się niemieckimi rozgrywkami, które przełamały hegemonie Primiery Division i wykorzystały drzemkę Premier League. W tym sezonie Bundesliga była niepodważalnie najlepszą ligą w Europie.

Borussia przeżyła przepiękny sen, który zakończył się rozczarowaniem. No cóż, ale dalej może być jeszcze gorzej. Po trzech udanych sezonach zbliża się nieuchronne, co spotyka wiele drużyn tego typu. Rozchodzi mi się o rozpad główniej siły napędowej. Już wiadomo o odejściu Goetze. Możliwe, że po tym sezonie z Dortmundem pożegnają się Lewandowski i Hummels. Również kilku innych piłkarzy może dostać ciekawe oferty. Klub mogą uratować jedynie pieniądze otrzymane z transferów, które będzie trzeba przeznaczyć na nowych piłkarzy. O ile działacze nie postąpią skąpie. W innym wypadku Borussia wróci do walki o utrzymanie, a szkoda by było stracić z europejskiej czołówki taką ekipę, która wyznacza nowe trendy. Jurgen Klopp zrobił niesamowitą robotę w Dortmundzie i mam nadzieję, że dotrzyma obietnic, w których deklarował dalszą pracę w swoim obecnym klubie.


Finał na Wembley jest już historią. Za niedługo nadejdzie lato i pierwsze transfery. Czy obu finalistów można uznać za faworyta do następnego pucharu? Na pewno można liczyć na Bayern, a co do Borussii nie jestem pewien. Oba niemieckie drużyny dostarczyły nam nie lada emocji w tej edycji LM i oby za rok było podobnie. A może Legia przejmie miano rewelacji? Marzenia:)  

środa, 8 maja 2013

Koniec czegoś wielkiego


To już jest koniec, nie ma już nic... słowa pewnej polskiej piosenki mogłyby się spodobać Fergusonowi. Koniec miał mieć miejsce już wiele lat wcześniej, ale cały czas coś go ciągnęło do kontynuowania walki o dominacje w Anglii. Niedawno udało mu się to już po raz 13. Dla wielu jest to pechowa liczba, a dla Szkota oznaczać będzie koniec czegoś pięknego. Po 19 maja, czyli po spotkaniu z West Brom Albion, zakończy się pewien dział w historii piłki nożnej. Sir Alex Ferguson pożegna się z kibicami. Już nigdy nie zasiądzie na ławce rezerwowych. Już nigdy nie przeprowadzi rozmowy motywacyjnej przed meczem. Już nigdy żaden piłkarz nie zostanie poddany jego „suszarce”.

Nie ma co się oszukiwać i rozpaczać. Ta chwila była już kwestią czasu. Bo ile można tak ciągnąć bez przerwy? Jak długo może wytrzymać ludzki organizm działający pod stała presją? Alex Ferguson ma już 71 lat i prawie wszystkie te lata poświęcił piłce nożnej. Rozpoczął jako piłkarz, najpierw grając w mało istotnych klubach szkockich, następnie zaliczył niemiły epizod w Rangersach, a zakończył karierę w niższych ligach. Jednak to mu nie wystarczało i chciał więcej. Został trenerem. Wiele osób mu pomogło. Trenerkę rozpoczął tak samo, bo wpierw w niszowych klubach z Szkocji, aż wreszcie trafił do Aberdeen i tam pokazał się całemu światu. Po sukcesach z tą drużyną przyjechał do Manchesteru i objął stanowisko szkoleniowca Czerwonych Diabłów. Nie było łatwo. Długo nie zdobył żadnego poważnego trofeum. Dopiero po wielu ciężkich chwilach udało mu się dopiąć swego. Ale po sukcesach znów przyszły gorsze czasy, jednakże po nich na nowo wrócił na szczyty, tym razem na stałe. Dużo zawdzięcza dzięki swojemu instynktowi do młodzieży. Za sprawą Szkota świat mógł się cieszyć z takich herosów futbolu jak: Beckham, Giggs, Scholes. Oprócz nich było jeszcze wielu innych, którzy wyszli z pod warsztatu Fergusona i zrobili ciekawe kariery.

Nie dał sobie dmuchać w kaszę. To on zawsze atakował i stawiał na swoim. Przez takie zachowanie wszyscy czuli przed nim respekt i wiedzieli, że z trenerem MU nie wolno żartować. Jego wypowiedzi na temat piłkarzy mogły obrażać, ale to na nich działało pobudzającą. Oni po prostu wiedzieli, że taki jest Ferguson. Szkot w poprzednich latach cały czas borykał się z biedą we wszystkich klubach, w których pracował. W Manchesterze nie było takiego problemu i bez przeszkód korzystał z majątku. Dlatego kilkakrotnie ustanowił rekord transferowy w Anglii i rozbudował Old Trafford. Jego kariera to nie tylko same sukcesy, ale również wiele porażek. Mało brakowało, a już po kilku latach urzędowania w United zostałby zwolniony. Miał problemy z poprzednim właścicielem klubu, przez którego stracił dość dużą sumę pieniędzy. Futbol zaniedbał jego relacje z żoną i dziećmi. Choć nadal są blisko siebie i kochają się, ale nikt z nich nie ukrywa, że Alex równorzędnie obdarowywał uczuciem swoją pracę. Po odejściu na emeryturę wreszcie będzie mógł oddać się całkowicie rodzinie oraz swojej innej pasji – koniom. Manager kocha konie i nieraz stracił pieniądze na nieudanych zakładach wyścigów tych zwierząt. Sam często jeździ na nich.

Jednakże w takich sytuacjach lepiej mówić o tych dobrych rzeczach. Zostawmy na razie ciemniejsze strony przeszłości oraz dyskusje na temat nowego trenera United. Ten moment pozwala nam uświadomić sobie kim był Ferguson dla piłki nożnej. Premiership nie będzie już takie samo jak wcześniej. Wszystkim brakować będzie żywiołowych wypowiedzi szkockiego managera. Nawet po pewnym czasie sami sędziowie zatęsknią za nim i jego ciągłym narzekaniem na ich pracę. Największa zmiana będzie widoczna w samym klubie, ale mam nadzieję, że osoba, która przejmie dziedzictwo tej żywej legendy, poradzi sobie z tym, a Manchester United nadal będzie kroczył po trofea.

Sir Alex Ferguson będzie i zapewne zostanie na długie lata najbardziej utytułowanym trenerem w Anglii. Przez cały okres panowania w angielskim zespole zdobył 38 pucharów!!! To niewyobrażalna liczba. A na jakich polach bitew zwyciężał? Premier League, Liga Mistrzów, Superpuchar Europy, Puchar Anglii, Puchar Ligi Angielskiej, Tarcza Wspólnoty, Mistrzostwa Klubowe, Puchar Zdobywców Pucharów. Prawie wszędzie wtykał nosa:). Jego kariera trenerska to nie tylko Diabły, ale również głównej mierze Aberdeen. Z nim wygrywał mistrzostwa Szkocji, a także Puchar Zdobywców Pucharów i Superpuchar Europy! Gdy dodać te wszystkie osiągnięcia, wyjdzie 47 trofeów!

To osiągnięcie udowadnia, że Ferguson jest jednym z najlepszych trenerów w historii piłki nożnej, jeśli nie najlepszym. Będzie nam dane długo czekać, aby w dzisiejszych czasach ktoś z konkurencji dorównał jego geniuszowi. Szkot był czymś w rodzaju „boga” futbolu. Potrafił przefiltrować każdego przeciwnika i ustawić pod niego dobrą taktykę. Często miał nosa do piłkarzy, dlatego na Old Trafford zawitali m.in: Cantona, C. Ronaldo, Rooney, Ferdinand, Evra, Van Der Sar, Schmeichel , Sheringham, Solskjaer i inni. Ta grupa piłkarzy wraz z niesamowita młodzieżą stworzyła wielki klub. Manchester United na nowo stał się potęga w futbolowym świecie, którą mógł być wiele lat wstecz, ale katastrofa lotnicza w Monachium uniemożliwiła to. Ferguson może się poszczycić tym, że kierował reprezentacją Szkocji na MŚ w Meksyku w 1986 roku. Turniej okazał się nie udanym występem drużyny z Wysp, ale na pewno dała większy prestiż nazwisku Ferguson.

Futbol będzie inny. Nie ma kraju, w którym nie gościła sława Szkota. Choć będzie go brakowało, ale zasłużył sobie wreszcie na koniec z tym wszystkim. Przecież piłka nożna nie jest jedyną rzeczą na świecie. Istnieje wiele innych spraw godnych uwagi. Wszyscy kibice na świecie, obojętnie komu kibicują, powinni podziękować temu człowiekowi, że przez tyle lat tworzył historię tego sportu.

Dziękuje Fergie!

sobota, 4 maja 2013

Ostateczne rozstrzygnięcia


W ten weekend rozpocznie się decydująca faza rozgrywek polskiej ekstraklasy futsalu, która wyłoni mistrza kraju. W walce do trzech zwycięstw staną naprzeciw siebie: Wisła Krakbet Kraków i Red Devils Chojnice. O najniższy stopień podium zawalczy Gatta Active Zduńska Wola z Pogonią 04 Szczecin, natomiast cztery ostatnie drużyny fazy zasadniczej będą nadal walczyć o utrzymanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Gospodarzem podczas pierwszych dwóch meczów finałowych będzie Wisła. Krakowianie chcą wykorzystać atut własnego parkietu i zdobyć przewagę na kolejne mecze w Chojnicach. Natomiast niespodziewany finalista postara się za wszelką cenę, aby za tydzień świętować tytuł wraz ze swoimi kibicami.

Para finałowa wygląda dość ciekawie. Obie ekipy nie znajdowały się w strefie medalowej po zakończeniu sezonu zasadniczego. Wisła ostatecznie znalazła się na czwartym miejscu, a Red Devils na szóstym. Jednak  miejsca na podium nie obrazują nam całkowicie poziomu, ponieważ walka była bardzo wyrównana i tylko lider uciekł na znaczną odległość od reszty stawki.

Drużyna z Krakowa w ćwierćfinale rozprawiła się z Clearexem Chorzów na przestrzeni trzech spotkań. W półfinale na drodze Białej Gwiazdy stanął zwycięzca części zasadniczej – Pogoń 04 Szczecin. Ku zdziwieniu wszystkim Wisła pokonała faworyta w pierwszych trzech meczach, zdobywając tym samym możliwość walki o koronę.

Czerwone Diabły miały trudniejsze zadanie w pierwszej fazie play-off. Przez to, że zajęły 6 miejsce, musiały mierzyć się z Marwitem Toruń, nad którym do awansu potrzebowali trzech zwycięstw, a nie dwóch tak jak Marwit (w ćwierćfinale drużyny z 1-4 miejsca muszą zwyciężyć dwukrotnie, a kluby z lokat 5-8 trzy razy). Zawodnicy z Chojnic nie przestraszyli się i dwie pierwsze konfrontacje przechylili na swoją korzyść, ogrywając rywali za pierwszym i drugim razem 2-0. Torunianie nie poddali się i u siebie pokonali przeciwnika 4-1, ale w czwartym spotkaniu Red Devils nie dało żadnych szans rywalowi. W kolejnej rundzie spotkań Chojniczanie mieli za przeciwnika Gatta Active Zduńska Wola. Już na początku finalista otrzymał kubeł zimnej wody, przegrywając aż 6-0. Jednakże sroga porażka zmobilizowała rewelacyjną drużynę i kolejne trzy mecze należały już do Diabłów.

Oba kluby w fazie play-off udowodniły, że zasługują na miejsce w finale. Bardzo trudno jest wytypować zwycięzce. W rundzie zasadniczej bilans między tymi dwoma drużynami wynosi 1-1. Za pierwszym razem Red Devils pokonało u siebie Białą Gwiazdę 3-1, ale pod Wawelem to Wisła triumfowała 4-2. Ekipa z południa Polski nie musi narzekać na siłę ofensywną, ponieważ w klasyfikacji strzelców piłkarze gospodarzy znajdują się częściej w górnych partiach rankingu. Najlepszym strzelcem z finalistów jest Łukasz Sobiański z Chojnic.

W tle rywalizacji między Krakowem, a Chojnicami, rozegrana zostanie batalia o trzecie miejsce. O brąz powalczą główni faworyci do złota: Gatta Active Zduńska Wola i Pogoń'04 Szczecin. W tym przypadku forma rozegrania meczów jest trochę inna, ponieważ ekipy grają ze sobą tylko mecz i rewanż. Pierwsze spotkanie odbędzie się w Zduńskiej Woli, a drugi (w następny weekend) w Szczecinie.
Gatta już po raz drugi z rzędu walczy o najniższe stopień podium. Rok temu w finale pocieszenia przegrała z Rekordem Bielsko-Biała. Tym razem będzie miała szanse na poprawienie się. Po drugiej stronie wszyscy czekają na historyczne osiągnięcie. Szczecinianie jeszcze nigdy nie zdobyli medalu Ekstraklasy. Choć po miejscu w tabeli przed fazą play-off apetyty były większe, ale i tak piłkarze wraz z kibicami nadmorskiego miasta mają się z czego cieszyć.

Gatta w ćwierćfinale wzięła rewanż za poprzedni sezon i wyeliminowała Rekord. Półfinał okazał się trudną walką z Czerwonymi Diabłami, zakończoną ostateczną porażką. Pogoń w pierwszej fazie gładko „przejechało się” po Remedium Pyskowice, ale przeszkodą nie do przejścia w drodze o złoto okazała się Biała Gwiazda. Tym samym zespoły z  pierwszego i drugiego miejsca po sezonie zasadniczym, powalczą o brąz. Pojedynek ten będzie konfrontacją dwóch najlepszych strzelców Ekstraklasy: Marcina Mikołajczyka (Pogoń) i Michała Marciniaka (Gatta). Poprzednie rywalizacje podczas tego sezonu nie opowiadają się za nikim, gdyż spotkania zakończyły się remisami ( 0-0 i 6-6). Więcej argumentów leży po stronie Szczecinian, ale przeciwnik z Zduńskiej Woli nie podda się łatwo.

Faza play-out przebiega w formie rozgrywek ligowych, gdzie cztery najgorsze drużyny z rundy zasadniczej mierzą się ze sobą. W czerwonej strefie znalazły się: AZS Gdańsk, AZS Katowice, GKS Tychy i Gwiazda Ruda Śląska. Mimo przewagi śląskich drużyn, to Pomorzanie radzą sobie najlepiej. Obok AZS z północy, bliżej utrzymania się jest jego imiennik z Katowic. Natomiast GKS wraz z gwiazdą nadal nie są pewni swojego losu i nie mogą sobie pozwolić na błąd.


środa, 1 maja 2013

Prawdziwy bohater


Po raz pierwszy w historii w finale Ligi Mistrzów zagra aż trzech Polaków. Borussia Dortmund pokonała Real Madryt i może się przygotowywać do wyjazdu na Wembley. Duża zasługa w tym naszego trio: Łukasza Piszczka, Kuby Błaszczykowskiego i Roberta Lewandowskiego. Najbardziej do awansu przyczynił się ten ostatni, zdobywając w pierwszym meczu cztery bramki! Jednak dla mnie to nie oni, ani inni z pola nie są głównymi bohaterami. Równie ważną robotę wykonał Roman Weidenfeller, który uratował przewagę BVB w rewanżu na Santiago Bernabeu.

Trzeba przyznać, że Real zawalił sprawę. W pierwszym meczu Mourinho mógł wystawić Castille, która na pewno zagrałaby o wiele lepiej niż główna drużyna. Obrona nie radziła sobie w ogóle, a bramkę honorową podarował im Hummels. Jose zmotywował swoich piłkarzy i mecz w Madrycie wyglądał zupełnie inaczej. Tym razem to Borussia częściej się broniła, a Królewscy nacierali na bramkę niemieckiej drużyny. Przynajmniej tak było przez pierwszy i ostatni kwadrans gry. Jednak te trzydzieści minut wystarczyłoby zupełnie, gdyby piłkarze gospodarzy wykorzystaliby swoje wszystkie sytuacje. Już po pierwszej połowie Real mógł odrobić straty z nawiązką! Ale przeszkodziła mu jedna postać – Roman Weidenfeller.

Bramkarz BVB już któryś raz z kolei pokazał swoją klasę i udowodnił, że stare powiedzenie: „mężczyzna jest jak wino, co starszy tym lepszy” się sprawdza. Ta definicja idealnie opisuje Romana. Nieprzerwanie od dziewięciu lat stoi pomiędzy słupkami drużyny z Dortmundu. Jeszcze kilka lat temu nie był szczególnie znany szerszej publice. Odkąd Borussia osiąga sukcesy ma możliwość pokazaniu wszystkim, że w Dortmundzie jest naprawdę dobry bramkarz, który obok doświadczenia ma umiejętności i potrafi je wykorzystać. Weidenfeller ma dopiero 33 lat, więc może jeszcze bronić nawet siedem lat na wysokim poziomie. Tylko trochę wstyd, że świat poznaje się na nim dopiero w tym momencie, gdy aktualnie jest bliżej końca kariery, niż początku.

Już w Dortmundzie kilka razy wspaniale zatrzymał atakujących Królewskich. Wybronił świetny strzał Modricia, nie skapitulował w pojedynkach 1 vs 1 z Khedirą i Ronaldo. Jedynie raz musiał uznać wyższość rywala, ale nie miał wiele do powiedzenia. Swoją świetną dyspozycję potwierdził w Madrycie. Pierwsze piętnaście minut należało do gospodarzy, lecz nie zdobyli ani jednego gola. Ale trudno się przedrzeć, jeżeli na straży stoi Weidenfeller. Obronił groźny strzał Ozila, a kilka minut później popisał się przy bardzo niebezpiecznym strzale CR7. To tylko niektóre jego interwencje. Przy straconych bramkach nie można go winić.

Świetna dyspozycja w dwumeczu z Realem to nie pojedynczy wybryk. Także z Malagą był jednym z najbardziej wyróżniających się piłkarzy na boisku. Również na co dzień w Bundeslidze wielokrotnie ratuje swoją drużynę. Widząc jego parady, aż trudno uwierzyć, że ani razu nie zagrał w pierwszej reprezentacji Niemiec! Grał tylko w drużynie młodzieżowej. Przyznam, że jego poczynania obserwuje dopiero od kilku lat, dlatego trudno mi oceniać jego wcześniejszą grę. Wiem tylko, że w tej chwili powinien sobie poradzić na arenie międzynarodowej, jeżeli jest w stanie zatrzymywać gwiazdy wszelakich klubów. Aktualnie numerem jeden w bramce rep. Niemiec jest Neuer. Bramkarza Bayernu jest młodszy od Romana o sześć lat. Ma jeszcze sporo czasu do końca swej przygody z profesjonalną piłkę, jeśli nic złego się nie wydarzy. Cieszyłbym się, gdyby Loew zaufał Weidenfellerowi i postawił na niego w kilku meczach eliminacji do Mistrzostw Świta w Brazylii. Nie chodzi o to, aby całkowicie wygryzł Manuela, ponieważ on też jest fantastycznym bramkarzem. Gra goalkeepera BVB wzbudziłaby nić rywalizacji między tymi panami, a fakt, że obaj są z wrogo nastawionych do siebie klubów, sprzyja w tej walce. Taki ruch niemieckiego selekcjonera może pomóc całej drużynie naszych zachodnich sąsiadów.

Będę z niecierpliwością czekał na pojawienie się Weidenfellera w niemieckim trykocie. Ten doświadczony bramkarz zasłużył sobie na ten przywilej. Oby nie spuścił z tonu przez cały 2013 rok, ponieważ wtedy ma szanse rywalizować o miejsce w najlepszej jedenastce roku.

A co z jego przyszłością? Cały czas jest głośno Lewandowskiemu, któremu kontrakt wygasa za rok. On zasłania Romana, któremu kontrakt również kończy się za nieco ponad rok. Na razie wokół bramkarza BVB nie ma za wiele szumu, bo gdzie miałby iść? Jego potencjał jest bardzo duży, a wielkie kluby posiadają już specjalistów na tę pozycję. Jest jeden naprawdę silny klub, który mógłby się skusić na Niemca – FC Barcelona. Victor Valdes odchodzi po tym sezonie, a Duma Katalonii nadal nie znalazła jego zastępcy. Być może skusi się na wychowanka 1. FC Kaiserslautern? Jeżeli tak, to musi przygotować grubą gotówkę, aby BVB pozbyło się swojej podpory.

Ale spekulacje transferowe lepiej zostać na okres wakacyjny. Teraz ważne jest, że Borussia awansowała do finału LM, a duża zasługa w tym Romana Weidenfellera, jednego z najbardziej niedocenianych piłkarzy na świecie.  


niedziela, 28 kwietnia 2013

Na pohybel kibicom


Poprzedni zarząd PZPN-u skutecznie walczył z kibicami. Powstał beznadziejny Klub Kibica i zabroniono udziału w meczu kibiców drużyn przyjezdnych. Pan Lato niemile jest wspominany przez Polaków. Zbigniew Boniek swoją rewolucję rozpoczął od m.in.: ugody z kibicami. Postanowił ulepszyć mechanizm Klubu Kibica, a także zresetował większość kar nałożonych na kluby i ich fanów. Zibi od pozytywu rozpoczął swoją przygodę z tą częścią piłkarskiej polski. Jednak kibice nadal są traktowani jak wyrzutki i widocznie wielu uważa, że są niepotrzebni.

Miało być pięknie. Wreszcie nadarzyła się okazja, aby na każdym meczu Ekstraklasy mogliby zawitać kibice gości, którzy w pewnym stopniu pomagaliby swoim ulubieńcom na terenie przeciwnika. Ich udział odbiłby się korzystnie również do właściciela stadiony, ponieważ zysk z biletów poszedłby w górę. I tak było, aż do 19 kolejki i meczu Legia – Górnik. 1500 kibiców z Górnego Śląska wzięło wolne, poświęciło swój czas i pieniądze, aby udać się do Warszawy w celu dopingowania swojego ukochanego klubu. Wysiadają na dworcu, idą pod stadion z biletami, a tam otacza ich policja i dzieli ich na małe grupki, jakby wszyscy byli podejrzani o morderstwo lub przemyt narkotyków. Następnie w tych grupkach zostają powoli wpuszczani na Pepsi Arenę i w ostatecznym rozrachunku przed pierwszym gwizdkiem na trybunach zasiada tylko 300 sympatyków Górnika. Aby pokazać swoją solidarność z kolegami, opuszczają obiekt i decydują się, że w ramach protestu nie zobaczą na żywo widowiska.

Rozumiem, że taki mecz należy do tych o statusie „podwyższonego ryzyka”. Ale jak ma być budowana przyjazna atmosfera, jeżeli już na starcie kibice rywali są traktowani jak bydło? Przez tak głupie zachowanie funkcjonariuszy policji i organizatorów spotkania zdarzyło się kilka małych przepychanek. A tego starali się uniknąć. Trudno się dziwić fanom Górnika, ale mieli prawo być zdenerwowani faktem, że nikt ich nie poinformował wcześniej o tak szczególnej kontroli i wpuszczaniu na stadion. Osoby związane z tą, a nie inną decyzją zamiast uchronić mecz przed niepotrzebnymi spięciami, spowodowały, że półtora tysiąca sprowokowanych ludzi w każdej chwili mogło wybuchnąć i rozpocząć zamieszki na ulicach, podczas których ofiarą mogłyby paść nie winne osoby. Lecz jaki problem miała Legia, aby wpuścić tyle osób na swój nowoczesny obiekt?

Na szczęście nic złego się nie wydarzyło, ale za to chamsko potratowano wiele ludzi oraz klub z Zabrza. Goście pozbawieni dopingu polegli 3-0. Po zachowaniu pana Leśnodorskiego można ulec wrażeniu, że wszystko było skrupulatnie zaplanowane. Legia zwyciężyła, musi zapłacić tylko 10 tysięcy złotych kary, a dodatkowo prezes stołecznego klubu domaga się od Górnika wpłaty kwoty o wysokości 30 tysięcy złotych! Zysk? 3 pkt i 20 kawałków. Według wiadomości z Zabrza, klub z południa polski zapłaci za bilety nie więcej niż 6 tysięcy zł, ponieważ na stadion zostało wpuszczonych tylko 475 osób. Całe zamieszanie postawiło w żałosnym świetle Leśnodorskiego i cały jego klub, bo widać, że jedynie chodziło im o wyciśnięcie kasy. Może na sędziów?

Prezes PZPN-u chciał w przyjaznej atmosferze budować dialog z kibicami, ale również (obok Legii) różne urzędy administracyjne mu na to nie pozwalają. Nieco ponad miesiąc po wydarzeniach z Warszawy na głupi pomysł wpadł wojewoda małopolski i zabronił wstępu kibiców Widzewa na mecz z Wisłą. Tylko po co? Bał się zamieszek? Bał się, że Wawel zostanie podpalony? W konsekwencji otrzymaliśmy nudny mecz, a także pogrzebową atmosferę na trybunach, ponieważ fani Białej Gwiazdy w ramach solidarności z kibicami rywali, zrezygnowali z dopingu. Jak można być aż tak głupi!?

Powyższe przypadki nie są jednorazowymi wypadkami i zdarzały się wcześniej. Udowadniają tylko, że naprawdę nie potrzebny jest doping z trybun. Piłkarze grający w Polsce już się przyzwyczaili do często występującej ciszy, bo jakiś idiota nie potrafi zorganizować imprezy masowej albo inny głupek przed strachem o kosze na śmieci, postanawia zabronić wstępu przyjezdnym. Właśnie te decyzje są głównym powodem wielu nieporozumień, a także niszczą ducha walki, bo cichych trybun nie powinno się spotykać na poziomie nawet ligi okręgowej. Istnieją już nowe stadiony lub są budowane, natomiast i tak nie umożliwia się korzystanie z ich. Problem z chuliganami jest spory, ale to żaden powód, aby przed np.: derbami, zamykać bramę przed nosem kibiców, ponieważ ktoś popuszcza w majtki przed nimi. Jak młodzi adepci mają się przyzwyczajać do większej presji ze strony widzów, jeżeli blokuje się doping? Zachowania bezpieczeństwa na stadionach powinno leżeć w kwestii samej budowli, funkcjonariuszy porządkowych oraz od klubów. W każdej społeczności kibicowskiej znajdzie się kompletny idiota, który chce tylko coś zniszczyć i szuka „guza”. Dla wielu jedynym wyjściem ochrony przed wandalami jest zachowanie podobne do Legii lub wojewody małopolskiego. A może kluby powinny wziąć na siebie część odpowiedzialności i wytłumaczyć swoim sympatykom jakie są konsekwencje nieodpowiedniego zachowania? Również PZPN powinien pomóc! Aby uchronić się przed wandalizmem, warto zbudować nić porozumienia, karać osobno jednostki, a nie grupy oraz edukować!

Lepiej będzie jeśli wyburzymy wszystkie stadiony, a zostawmy tylko płytę boiska i jakieś małe pomieszczenia na szatnie? Bo jeśli nie ma kibiców lub jest ich mało, to po co nam krzesełka? Kiedy wreszcie wszyscy zrozumieją, żeby nie bać się kibiców, a z nimi współpracować? Pamiętajmy: to często 12 zawodnik!

piątek, 19 kwietnia 2013

"Futbol, cholera jasna!"

„Futbol, cholera jasna!” ‒ w taki sposób sir Alex Ferguson podsumował pamiętny finał Ligi Mistrzów z 1999 roku, podczas którego w ostatnich minutach meczu Manchester United najpierw wyrównał, a następnie zadał nokautujący cios Bayernowi Monachium. Patrick Barclay wykorzystał właśnie to zdanie do zatytułowania własnej biografii Szkota. I myślę, że całkowicie wyraża ono „Bossa” z Old Trafford.

Zapraszam do przeczytania mojej opinii na temat książki Patricka Barclay'a, która jest biografią sir Alexa Fergusona. Poniżej znajdziecie link do tekstu.

http://juventum.pl/futbol-cholera-jasna/


sobota, 6 kwietnia 2013

Reforma Ekstraklasy


Odnowiony pomysł stał się faktem. Od następnego sezonu drużyny z Ekstraklasy rozegrają o siedem spotkań więcej, a większa liczba meczów związana jest z podziałem na grupę mistrzowską i spadkową po zasadniczym sezonie. Na początku XXI wieku pomysł ten się nie sprawdził. Czy teraz wypali?

Ekstraklasa po reformie:
Liczba zespołów: 16
Liczba meczów w sezonie: 296
Liczba kolejek: 37
Sezon zasadniczy: 30 kolejek w systemie mecz i rewanż (jak w sezonie 2012/2013)
Uwaga: po sezonie zasadniczym punkty dzielone na pół i zaokrąglane do góry
Runda finałowa: 7 kolejek w systemie jednego meczu
grupa A (zespoły z miejsc 1 – 8)
grupa B (zespoły z miejsc 9 – 16)
Zespoły z miejsc 1-4 oraz 9-12 grają cztery mecze u siebie,
zespoły z miejsc 5-8 oraz 13-16 grają trzy mecze u siebie.
Start rozgrywek: 13 lipca 2013
Koniec rozgrywek: 31 maja lub 17 maja 2014
(w zależności od awansu reprezentacji Polski do MŚ 2014)
Źródło: Ekstraklasa.org

To co Boniek zapowiedział, dokonał. Większość z nas też żądało więcej meczy polskich klubów, więc Rada Nadzorcza Ekstraklasa przegłosowała projekt i od 13 lipca 2013 roku najwyższa klasa rozgrywkowa w Polsce będzie trwać o 7 kolejek dłużej.

Taki pomysł został wdrożony już w sezonie 2001/2002. Wtedy wyglądało to trochę inaczej, ponieważ liga była już podzielona w czasie rundy zasadniczej, a potem nastał kolejny podział na rundę play-off. Ówcześnie zapanowało straszne zamieszanie i szybko zrezygnowano z nowej idei. Tym razem jest wszystko bardziej przejrzyście, ponieważ wszystkie ekipy zagrają ze sobą w walce o jak najlepszą lokatę, aby następnie liga została podzielona na dwie grupy. Jakie będą plusy? Na pewno większa liczba rozegranych meczów przez każdą drużynę. Przy większej grze są lepsze zyski dla klubów z reklam i praw do transmisji. Również sponsor tytularny postanowił przedłużyć kontrakt w Ekstraklasą S.A. Boniek w jednym z wywiadów podkreślił, że taka rewolucja wymusi na trenerach częstsze korzystanie z młodszych piłkarzy, ponieważ podstawowi zawodnicy będą potrzebowali chwili odpoczynku. Wszystko piękne, ale poziom również pójdzie w górę?

Dariusz Dziekanowski powiedział:

Uważam, że większa liczba kolejek nie powinna być problemem. Nasze kluby szybko odpadają z rozgrywek UEFA, w efekcie w całym sezonie grają rzadziej niż zagraniczne drużyny. Dodatkowa porcja meczów nie zaszkodzi (...)Myślę, że reforma uatrakcyjni ligę, ale proszę nie mylić tego z podniesieniem poziomu. Tu trzeba pomyśleć o przyszłości, o szkoleniu. Jedna decyzja w sprawie rozgrywek tego nie poprawi. Tak czy owak, jest to jakiś krok. Nasza liga musi się zmieniać, żeby nie było sytuacji jak obecnie. Niektóre kluby żyją ponad stan, mają spore zaległości. Piłkarze, zamiast skupić się na grze, myślą o tym, że klub od dawna nie płaci. To chore 

Dziekanowski ma sporo racji. Polskie kluby rozgrywają o wiele za mało spotkań. Nieporozumieniem jest tak długa przerwa zimowa. Przez nią piłkarze tracą energię z całego przygotowania przed sezonowego i w rezultacie muszą na nowo się motywować, a także „ogarniać: przed początkiem rundy wiosennej. Nowy system rozgrywkowy zapanuje, jednakże poziom Ekstraklasy pozostanie bez zmian. Tylko nieliczne kluby mają dobrą infrastrukturę i szkółki młodzieżowe. Lepiej byłoby, aby najpierw zatroszczyć się o ogólny system szkoleniowy w Polsce i byt zespołów niż o ligę.

Dobrym przykładem jest nieszczęśliwa historia ŁKS Łódź, który jest coraz bliżej katastrofy. Najprawdopodobniej łódzki klub spadnie do III ligi, a następnie usunie się całkowicie z futbolowego życia, gdyż nikt nie będzie miał ochoty przejmować zadłużony klub z niższej ligi.

Podział na grupę mistrzowską i spadkową zapewni nam spotkania o nic. Wiele drużyn w ciągu fazy play-off nie będzie musiało się martwić o spadek lub mistrzostwo. W takim wypadku może zabraknąć motywacji dla piłkarzy, którzy będą przystępować do meczu z wiedzą, że nic nie muszą. Tak było 12 lat temu. Dziś kolejne siedem kolejek może nam tylko dać kolejną porcję nudnej „walki” o 3 pkt.

Również kwestia podziało punktów nie podoba się wielu ekspertom, trenerom oraz piłkarzom. Np.: Lider po pierwszych 30 meczach będzie miał zebranych na koncie 60 oczek, a ekipa z 2 miejsca tylko 44, następuje podzielenie bilansu przez dwa i przewaga 16 punktów niweluje się do 8. Wrogowie takiego rozwiązania uważają, że w takim wypadku połowa pracy wykonanej przez drużynę z pierwszego miejsca idzie na marne. Może mają rację, ale mimo wszystko liga będzie cały czas atrakcyjna, a przynajmniej walka o podium zapewni dużą dawkę emocji. Dzięki temu będą istniały małe szanse na „hiszpański” efekt, czyli dominacja jednej lub dwóch drużyn przez cały sezon.

Nowe reforma Ekstraklasy ma swoje plusy i minusy. Można znaleźć wiele pozytywów, ale również istnieje możliwość odnalezienia multum negatywnych rzeczy. Osobiście wolałbym, aby zmniejszyć liczbę uczestniczących drużyn w Ekstraklasie do 12 i wprowadzić system trzech rund. Idąc za przysłowiem „pożyjemy, zobaczymy” nic innego nam kibicom nie zostaje, niż poczekać do mają 2014 roku i wtedy wynieść wnioski.

A wy jak uważacie? Piszcie w komentarzach!


------------------------------------------------------------------------------------------------------