środa, 31 lipca 2013

Polskie Bagno - Trenerska ruletka rozpoczęta!

Ekstraklasa charakteryzuje się wieloma rzeczami. Jedną z nich jest niepewna pozycja każdego trenera. Co sezon jesteśmy świadkami jak po kilku nieudanych meczach klub żegna się z szkoleniowcem i na siłę szuka nowego, myśląc, że przyniesie coś pozytywnego. Najczęściej po drużynie nie widać zmiany, a nawet panuje większy chaos. Trenerską ruletkę sezonu 2013/2014 rozpoczął Zagłębie Lubin, z którego został wyrzucony Pavel Hapal.

sobota, 20 lipca 2013

Zrozummy fanów...

Wczoraj świat obiegła informacja, że Tito Vilanova zrezygnował z funkcji trenera FC Barcelony. Powodem jest nawracający nowotwór. Cały piłkarski świat współczuje byłemu szkoleniowcy Barcy. Dla niego była to trudna decyzja. Choroba odbiera mu życie, czyli piłkę nożną. Nie ma nic gorszego niż problem, który przerywa to co lubisz i robi z ciebie nieszczęśliwego człowieka. Ci, którzy nie chcą, nie muszą czytać tego tekstu. Są szanse, że zachowam się jak typowy hejter. W centrum moich rozmyślań nie będą problemy Tito. Napiszę to, co każdemu polskiemu fanowi przeszło przez myśl, a zwłaszcza tym, co udali się do Gdańska.

Animo Tito! Tak wołać przez następne dni będzie świat. Zapewne w takich koszulkach wyjdą piłkarze Barcelony na przywitanie się z Primierą Division. Vilanova od lat boryka się z rakiem. Ostatnio problem powrócił. Były trener katalońskiego klubu stracił kilka meczów, lecząc się w Nowym Jorku. Po powrocie nie było przesłanek, że w Katalonii czas na dużą zmianę. Nikt nie spodziewał się, że będzie zmuszony zrezygnować z zaszczytnego stanowiska jakim jest posada trenera Blaugrany. W tej sytuacji nie liczy się podział na zwolenników i przeciwników zastępcy Guardioli. Wielu uznawało, że 100 pkt. zdobyte w poprzednim sezonem było zasługą szkoleniowca Bayernu, a nie Tito. Ja miałem przyjemność przeczytać ciekawą książkę o nim i z niej dowiedziałem się, że tak naprawdę cudowne lata 2008-2012 nie są całkowicie zasługą Pepa, ale i Vilanova maczał w tym palce. Osobiście byłem jego zwolennikiem. Ważniejszy głos mają oddani kibice Dumy Katalonii. Niektórzy z nich uważają, że nic specjalnego robić nie musiał, inni zarzucają mu, że obniżył poziom Barcy, a reszta uważa go za dobrego trenera. Sąd jest teraz najmniej ważny. Tito "abdykował" nie ze swojej winy. Tę bitwę zwyciężyła choroba, ale wojna trwa dalej. Oby na końcu Vilanova okazał się zwycięzcą.

Ruszyła machina plotkarska. Portale i gazety rzucają pomysłami na temat nowego prowadzącego barcelońskiej machiny.Czas goni. Sezon tuż tuż, a trzeba jeszcze drużynę odpowiednio przygotować. Plotki plotkami. Lepiej poczekać, aż Sandro Rosell wyjdzie na mównicę i ogłosi prawdziwą informację. Mnie bardziej interesuje polski akcent w całej sprawie.

Rezygnacja Tito przyczyniła się do odwołania meczu sparingowego Lechia - Barcelona, uważanego przez TVP i innych głupich dziennikarzy "Super Meczem". Jaki nadzwyczajny mecz? Zwykły sparing, podczas którego Gdańszczanie dostaliby ostro w kość. Jednak nie mieszkamy w Hiszpanii, a od 17 lat żaden polski klub nie grał w LM, więc przyjazd Barcy jest wydarzeniem, ale nie super meczem, bo Lechia nie jest super..

Sparingu nie będzie! Rozumiem powód tej decyzji. Sam na miejscu piłkarzy postanowiłbym nie lecieć do Gdańska. Jak można grać, jeżeli twój trener, z którym jesteś zżyty od kilku lat znienacka rezygnuje i już nie będziesz się z nim widywał w szatni? Ponadto powodem rezygnacji jest nowotwór. Polscy Cules i inni kibice nie są źli, bardziej rozczarowani i smutni. Na poprawę humorów chodzą słuchy, że mecz zostanie rozegrany w innym terminie, a goście przylecą silniejszym składem.

Aczkolwiek znajdziemy grupę osób, których rozwścieczyła wczorajsza wiadomość. Ich również trzeba zrozumieć. Kilka tysięcy osób wybrało parę dni urlopu, wydało pieniądze na bilet pociągowy/samolotowy lub benzynę i pokój w hotelu. Kasy za wejściówki nie liczę, gdyż jak znam życie będzie oddana. Mniejszy problem mają mieszkańcy Gdańska i okolic. Im pozostało samo rozczarowaniem brakiem meczu oraz obietnica innego terminu. Natomiast reszta poświęciła swoje urlopy, czas i pieniądze, aby zjawić się w Gdańsku. Wiele z nich już od czwartku lub piątku przebywają nad morzem nie w celu wakacyjnego odpoczynku, ale ze względu na "Super Mecz" jak nazywają go różne źródła informacji. Ci wszyscy wściekli pochodzą z różnych regionów kraju, często odległych, ale nie tylko. Część widzów, którzy mieli zasiąść na PGE Arenie przyleciało zza granicy. Taki wyjazd równa się z jeszcze większym wydatkiem. O pieniądze właśnie chodzi. Organizator zwróci za kupienie biletów na mecz, ale o środkach przeznaczonych na cele logistyczne nie ma mowy!

Jestem bardzo ciekaw kiedy Tito Vilanova powiedział Rosell'owi o swojej decyzji. Czy obaj wiedzieli już po zakończeniu poprzedniego sezonu, że są małe szanse na pogodzenie choroby z ławką trenerską? Jeśli zgadłem, taka wiadomość nie powinna pójść w świat odrobinę wcześniej? Tylko tak dywaguję, ale wtedy nie byłoby problemu z polskim sparingiem. Wydawać się mogło, że trochę nas olali, ogłaszając światu taką "bombę" tuż przed meczem z Lechią. Rosell wiedział już wcześniej o tym wszystkim. Dowodem na to jest zapowiedź ogłoszenia nowego trenera w następnym tygodniu. Nie uwierzę, że na szybko będą przeprowadzone poszukiwania. O negocjacjach nie warto myśleć, bo nawet sam Mourinho chętnie zająłby miejsce Tito, gdyby nie przeszedł do Chelsea. Barca musi już od dłuższego czasu rozglądać się za kimś nowym. E tam... można poświęcić małą Lechię i Polaków. Czy rezygnacja Tito przed meczem z Bayernem lub jakąś trasą, spowodowałaby rezygnacje z nich? NIE! Nawet gdy piłkarze błagaliby o nową datę! Zarząd nie zgodziłby się. Spore pieniążki idą z takich potyczek i chory Vilanova nie jest przeszkodą do zarobku. Mecz w Gdańsku był jedynie przystankiem do powrotu formy, więc jest mało istotny.

Sprawa jest delikatna. Chodzi o agresywną chorobę, która często kończy się śmiercią. Jednak nie wolno atakować osób, które są wściekłe z powodu odwołania sparingu. Podróż do Gdańska, tylko po to, aby dowiedzieć się, że meczu nie będzie, jest dobrym argumentem do złości. Nie obchodzi ich nawet, że spotkanie odbędzie się w innym terminie. Większość nie da rady po raz drugi pojawić się nad Morzem Bałtyckim. Wszystko potęguje nadchodzący mecz Barcelony z Bayernem, który nie został odwołany. Polscy kibice mają prawą czuć się olani, gdyż z dnia na dzień nie ogłasza się tak smutnej i ważnej wiadomości.

Animo Tito!

poniedziałek, 15 lipca 2013

Polskie Bagno - Nie krytykuj ich, bo będziesz następny!

Do takich chwil warto żyć. Mogło wydawać się, że polska piłka jest pełna absurdów. Ale to co zrobiło dwóch piłkarzy Śląska Wrocław przekracza wszelkie granice. Kelemen i Stevanović zarządzili odpowiednio 5 i 10 tysięcy zadośćuczynienia za filmiki udostępnione na You Tube.

Adwokat Robert Kaczorowski wysłał list do pana Daniela Pawłowskiego, w którym oskarżył go o bezprawne umieszczenia filmików, przedstawiające wizerunek Mariana Kelemena w sposób naruszający jego dobra osobiste. Kim jest Daniel Pawłowski? Specjalizuje się w trenowaniu bramkarzy. Posiada konto na YT, które nazywa się "Trening Decyzji Bramkarzy". Umieszcza na nim filmy różnych interwencji bramkarskich, sytuacji podbramkowych i opisuje w nich zachowanie goalkeepera. Pan trener miał śmiałość udostępnić dwa filmiki przedstawiających Kelemena! Pierwszy z nich pokazywał wszystkie puszczone bramki przez słowackiego bramkarza w rundzie jesiennej sezonu 12/13. Jednakże materiał video nie miał na celu wyśmiania jego umiejętności. Pawłowski dosyć dokładnie opisywał jak powinien zachować się bramkarz w danych sytuacjach, w których znalazł się piłkarz Śląska. Oczywiście wytykał błędy Marianowi, ale robił to dla innych bramkarzy, dla których poradnik ma pomóc w szlifowaniu umiejętności.

Drugi film ukazuje jak bramkarz Śląska Wrocław sprowokował rzut karny w meczu z Bełchatowem. W nim również trener w sposób rzetelny opisał błędy, których każdy bramkarz powinien się wystrzegać. To bardzo rozwścieczyło Słowaka!

Marian Kelemen miał prawo do gniewnej reakcji. Przecież oba filmy mówiły o jego nieudanych interwencjach. Tylko, że jest dorosłym facetem i doświadczonym bramkarzem. Oglądając materiały Daniela Pawłowskiego, powinien mu podziękować za to, a nie oskarżać. Przecież w nich nie było niczego, co mogło urazić jego szanowną osobę. W filmie nie ma żadnych wyzwisk, ani naśmiewania się z bramkarza. Więc o co mu chodzi? To są zwykłe poradniki, które mają pomóc nowej generacji bramkarzy oraz starym wyjadaczom! Kelemen zachował się jak zwykły "gimbus", który myśli, że jest najlepszy na świecie i popłakał się, po czym od razu pobiegł do mamy, czyli pracownika kancelarii.

Adwokat obok pieniędzy chce, aby autor usunął filmy ze swojego kanału oraz nigdy więcej nie "atakował" osoby Kelemena. Podobnie zachował się kolega klubowy Mariana- Stevanović. Za pośrednictwem tego samego prawnika, zażądał 10 tysięcy złotych od jednego z dziennikarzy weszlo.com. Chodzi o kolejny film, na którym widać jak Stevanović wolno wraca do obrony, skutkiem czego była utrata bramki przez Śląsk. Śmiechu warte! Nieprawdaż? Chce uzyskać 10 kawałków za to, że sam popełnił błąd! Panie Stevanović! Lepiej niech pan trenuje powroty do defensywy, a nie oskarża żurnalisty!

Cały list do Daniela Pawłowskiego oraz jego filmy dostępny pod tym linkiem: http://www.weszlo.com/news/15595-Kelemen_i_Stevanovic_domagaja_sie_kasy_Boskie

Nie wiem co mam powiedzieć. Śmiać się, czy płakać? Polska piłka jest pełna dziwnych absurdów. Umiem zrozumieć jeszcze testowanie amatorów z Rumunii. Można pojąć obstawianie meczów przez jednego z najlepszych sędziów w Polsce, ale jakkolwiek trudno uświadomić sobie, że profesjonaliści zachowują się jak przedszkolaki, którym kolega wytrącił lizaczka z rączki.

Obaj zawodnicy dopiero teraz staną się obiektem kpin. Żaden filmik tego nie uczynił. Oni sami spowodowali, że cała Polska będzie się z nich naśmiewać. A to wszystko przez to, że dwaj piłkarze okazali się idiotami, oskarżając trenera i dziennikarza, którzy nic złego nie zrobili. Ajajajajajaj! Przepraszam wielmożnych panów Kelemena i Stevanović'a. Jesteście najinteligentniejszymi ludźmi, najlepszymi sportowcami i najprzystojniejsi na świecie, a nawet we Wszechświecie! Śląsk ma niesamowite szczęście, że jesteście jego piłkarzami. Tylko zazdrościć!
Hahahaha. Oczywiście żartuję, ale cicho, bo jeszcze usłyszą!

Strach się bać, jeżeli reszta zawodników Ekstraklasy i nie tylko wpadnie na takie pomysły! Oj co się będzie działo, gdy Grzegorz Rasiak postanowi wyciągnąć od wszystkich odszkodowanie! Albo Krzynówek lub Gmoch! O matko! Każdy obywatel Polski nie wypłaci się do końca życia! Skończy się robienie głupich memów i wymyślanie kawałów! Polsko bój się!

piątek, 5 lipca 2013

Bardzo nieładnie panie Siejewicz!

Rano przeglądając Facebook'a natrafiłem na wpis portalu weszlo.com. W wiadomości został dodany film, w którym główną rolę gra Hubert Siejewicz, międzynarodowy arbiter, sędziujący na co dzień mecze rodzimej Ekstraklasy. Co robił na materiale video? Ćpał? Chlał? Z chęcią przyjął białą kopertę wypełnioną gotówką? Nie! Wypełniał zwykły kupon, w zwykłym punkcie bukmacherskim. Za ten papierek może przypłacić karierą.

Wiele osób regularnie chodzi do bukmacherów. Hazard uzależnia, a człowiek jest podatny na uzależnienia. Zawsze zaczyna się od „małej” dyszki, a kończy na tysiącach. Łatwy zysk oślepia i powoduje, że wpada się w coraz większe bagno, które zamiast pomóc, szkodzi.

Panu Hubercie hazard zaszkodził. Nie zbankrutował lub narobił sobie długu u mafii, ale zapomniał, że jest sędzią piłkarskim, a takim nie wypada typować wyników za pieniądze. Okazało się, że Siejewicz jest zapalonym miłośnikiem zakładów sportowych! Już wcześniej wielu świadków dawało sygnały, że Hubert Siejewicz odwiedza białostockie zakłady bukmacherskie. Ten nie ukrywał się z tym. Ba! Raz wygrał 50 tysięcy złotych w radiowej loterii! Te fakty potwierdzają tylko, że sędzia ma słabość do hazardu i pieniędzy.

Arbiter w rozmowie z Zbigniewem Przesmyckich, przewodniczącym Komisji Sędziów PZPN, przyznał się, że typował mecz Agnieszki Radwańskiej. Zaraz! Co ma Agnieszka Radwańska do piłki nożnej? Nic, ale to nie obchodzi obowiązującego w jego przypadku prawu. Pan Hubert jako zawodowy sędzia podlega przepisom specjalnego kontraktu, który podpisał. W paragrafie 3, podpunkcie 13 widnieje zapis, który zakazuje typowania w zakładach bukmacherskich. Ten przepis został złamany, a polski sędzia będzie musiał liczyć się z konsekwencjami.

Przewodniczący Kolegium Sędziów zaapelował już do Zbigniewa Bońka o natychmiastowe rozwiązanie umowy z Hubertem Siejewicza.
Przewodniczący Kolegium Sędziów wnioskuje do prezesa PZPN o rozwiązanie w trybie natychmiastowych umowy z sędzią zawodowym H.Siejewiczem. Decyzja spowodowana podejrzeniem złamania warunków kontraktu, który zakazuje arbitrom udziału w zakładach bukmacherskich i grach hazardowych.


Co grozi Siejewiczowi? Boniek powinien jak najszybciej rozwiązać z nim kontrakt, jeżeli chce zachować twarz. Arbiter złamał jedną z ważniejszych zasad. Następnie czekają go rozmowy z różnymi komisjami. W najlepszym wypadku powinien zostać zawieszony na jakiś czas, a najgorszy wariant pozbawia go uprawnień do sędziowania.

Nic nie usprawiedliwia idiotyzmu pana Huberta. Sam sobie jest winien. Najprawdopodobniej pożegna się z wielką karierą sędziego. Nawet jeśli nim pozostanie. Bo wątpię, że szczytem jego marzeń było sędziowanie spotkań drużyn z A Klasy. A za kilkanaście dni miał poprowadzić mecz eliminacji do Ligi Europy...

Zarazem brawa dla pracownika tego punktu bukmacherskiego, za rozpoznanie sędziego i nagranie go z ukrycia. Trzeba zwalczać takie osoby, bo z hazardu bliska droga do korupcji, która jest chorobą polskiej piłki nożnej.


Nie jest to jedyna wpadka na tle polskiego sędziowania. Wydarzenia z pewnego meczu ligi juniorów zostały w cieniu, ale niektórzy obserwują dalszy przebieg wydarzeń. W meczu Kosy Konstancin, założonej przez Romana Koseckiego, wiceprezes wygonił sędziego i sam przejął opiekę nad spotkaniem! Po meczu sfałszował protokół, z którego wynikał, że nie było żadnego arbitra i całe 90 minut prowadził Kosecki! Gołym okiem widać, że bliski współpracownik Zbigniewa Bońka nadużył swoich kompetencji. Prezes PZPN-u również w tym wypadku powinien być surowy.  

wtorek, 2 lipca 2013

Dlaczego 3-0?

Emocje opadły, więc można pisać o finale, całym turnieju, który był próbą generalną przed Mundialem 2014. Ja skupię się na ostatnim meczu, tym najważniejszym. Resztę statystyk zostawiam portalom informacyjnym. Mecz o złoto miał być ciekawy, zaskakujący. Na pewno zaskoczył. Jednak trudno o widowisko, gdy jedna drużyna gra, a druga robi tło.

Zacznę od kwestii, że finał powinien wyglądać zupełnie inaczej. Pojedynek Włoch z Urugwajem miał dojść do skutku, ale siedem godzin później! Tak już jest w tej piłce nożnej, że nie trzeba być lepszym od rywala, żeby wygrać mecz. Brazylia i Hiszpania z przebiegu półfinałów nie zasługiwali na grę przed kibicami z Maracany. Jednak cały czas wyczekiwano tego pojedynku i z drugiej strony dobrze, że doszedł do skutku. Każdy na świecie chciał zobaczyć taki mecz. Mecz, który miałby jakąś ważną rangę, a nie przyszywkę sparingu.

Doczekaliśmy wielkiego finału Pucharu Konfederacji. Niepokonana La Furia Roja zmierzyła się z organizatorem przyszłych Mistrzostw Świata. Miała być walka do upadłego, ale trudno użyć słowa „walka”. Bardziej był to pokaz siły jednej drużyny. Brazylia pokazała, że jest wielka. Na to czekał cały kraj i rząd, bo tajemnicą nie jest, że brazylijskie społeczeństwo chce przyspieszonych wyborów. Pani prezydent pragnęła tego zwycięstwa, w nadziei, że społeczeństwo na chwilę zapomni o problemach i ogromnych pieniądzach wydawanych na organizację MŚ i IO.

Nie będę zabrudzał bloga polityką. Na nowej Maracanie pojawił się nowy brazylijski duch. Duch, który jest w stanie zdobyć Puchar Świata. Przed PK Brazylia była cichym faworytem do szóstego mistrzostwa, ale nikt nie chciał ryzykować tym stwierdzeniem. Pamiętamy nieudane mistrzostwa 2006 i 2010. Ja od dawna widzę w tej drużynie pretendenta do złotego medalu. Nie z powodu jakiś sentymentów. Podziwiam te pięć tytułów najlepszej reprezentacji na świecie oraz kocham brazylijski styl, polegający na nienagannym dryblingu, ale obiektywnie oceniając nowych Canarinhos, uważam ich za silniejszą drużyną od tej z 2002 roku! Największym minusem jest liczba indywidualności. Po to wrócił Scolari. Dostał za zadanie przywrócić świetność Brazylii i uczynił to! W trybie natychmiastowym zgrał ze sobą ten piękny dla oczu skład. Po jego półrocznej obecności, już teraz można zbierać owoce jego pracy.

Ok! Brazylia cztery i osiem lat wcześniej także wygrała PK, a na głównym turnieju zawiodła. Wtedy było inaczej, a także Canarinhos nie grali dobrej piłki. Przykład: finał w RPA z USA, gdzie po krótkim czasie musieli odrabiać stratę dwóch bramek. W tym roku pokazali wielkość. Kanarki szalały w grupie. Wyłącznie półfinał pozostawiał wiele do życzenia, lecz w meczu z Hiszpanią, reprezentacja przeprosiła swoich kibiców, którzy stworzyli niesamowitą atmosferę, mimo problemów z państwowymi władzami. Aż pojawiała się gęsia skórka, gdy reprezentanci wraz z trybunami przedłużali hymn państwowy i śpiewali go A capella, demonstrując swą narodowość i chęć zwycięstwa.

Dziś, dwa dni po zakończeniu PK, Brazylia stała się głównym faworytem MŚ. W pełni zasłużenie. Ta kadra jest gotowa grać niesamowity futbol, nieosiągalny dla innych. Scolari w pełni wykorzystał potencjał PK do przygotowania drużyny na turniej. Jeszcze zostały sparingi, ale my na swoim przykładzie wiemy, że one wiele nie dają. Brazylijski selekcjoner bez owijania w bawełnę zaprezentował kadrę, która zagra za rok. PK nie było tylko próbą generalną dla organizatorów. Dla selekcjonera rep. Brazylii był to jedyny poważny sprawdzian jego drużyny.

Równie ważny jest upadek „wielkiej” Hiszpanii. Tak, upadek! Dlaczego było 3-0? Czemu Włosi powinni awansować? Za wszystko winne są dwa kluby: Real Madryt i FC Barcelona, a głównie ten kataloński.

Trzon reprezentacji z Płw. Iberyjskiego tworzą piłkarze z powyższych drużyn. W tym sezonie Real i Barca zostały powstrzymane przez BVB I Bayern. Wtedy niemieckie drużyny zakończyły definitywne dwa okresy: czteroletnie panowanie Dumy Katalonii oraz trzy letnie zapędy Królewskich do bycia najlepszymi. Primiera Division przez ostatnie cztery sezony była najbardziej popularną ligą, lecz czas ten mija, a na tym cierpi reprezentacja.

Największym „wirusem” drużyny narodowej jest FC Barcelona. To jej piłkarze są odpowiedzialni za rozgrywanie. Nie jest zbiegiem okoliczności, że Hiszpania stanęła na piedestale w 2008 roku, kiedy równocześnie Barca Guardioli rozpoczęła pisać historię. Naprawdę to nie del Bosque zbudował potęgę La Roji. Hiszpańscy kibice powinni być wdzięczni w największym stopniu Guardioli. On wprowadzając całkowicie Tiki-Takę do Blaugrany, zapoczątkował nową taktykę reprezentacji Hiszpanii! Zmiana stylu pozwoliła zdobyć 2 x ME i 1x MŚ w ciągu czterech lat!

Do La Ligi przywędrowała osoba, która za wszelką cenę chciała pokonać Guardiolę. Mowa o Mourinho. I tutaj udział Realu w zniszczeniu potęgi Hiszpanii. Nie rozchodzi mi się o to, że o wszystkim zadecydowali piłkarze królewskiego klubu, grający w kadrze. Oni nie mieli większego wpływu na grę zespołu. Wszystko zepsuł portugalski trener, poprzez pokazanie drogi, która wiedzie do pokonania Tiki-Taki. Jeszcze inny pomysł miał Di Matteo, ale to Jose był pierwszy.

Wszystkim przypatrywali się inni szkoleniowcy, jednakże tylko nieliczni mają tak silną drużynę, aby zdominować barceloński styl. Do grona szczęśliwców należał Heynckes. Na poziomie reprezentacji wystarczającą moc mają Prandelli i Scolari. Dlatego Hiszpania miała problemy z awansem do finału, w którym została dotkliwie pokonana.


Reprezentacja del Bosque traci blask, ponieważ zamiera styl Guardioli i Barcelony. PK pokazało jak czasami silna jest więź między klubem, a reprezentacją. Szkoda, że w naszych warunkach to się nie sprawdza. Ponieważ fajnie byłoby, gdyby Polska grała jak Borussia :).