sobota, 28 grudnia 2013

Już wiem



Rok 2013 przechodzi do historii. Niektórzy na trzeźwo, niektórzy ledwo żywi powitają nowy rok, który przyniesie ze sobą nowe doświadczenia, przeżycia itp. Koniec grudnia to czas na różne podsumowania. Ja Was tym nie będę zanudzał. Pierwsza lepsza strona oferuje przeróżne statystyki, również te piłkarskie. Najprawdopodobniej ostatni tegoroczny wpis na tym blogu poświęcę książce. Nie wiem czy to będzie recenzja, może trochę tak, ale głównie chodzi mi na przekazaniu moich odczuć po przeczytaniu jej. Zobaczymy co z tego wyjdzie.



Tak czytam książki. Może nie siedzę nad nimi codziennie, ale czytam. Jednak ta była specyficzna. W ciągu dwóch dni ją "skonsumowałem". Może dlatego, że miałem więcej wolnego czasu, ale myślę, że mogłem robić wiele innych rzeczy niż siedzieć nad nią i przewracać stronami. Wciągnęła mnie bardzo. Dawno nie połknąłem tak szybko żadnego tytułu. Nie wiecie o co chodzi? Już wyjaśniam. Parę dni przed świętami kupiłem sobie "Szamo" autorstwa Krzysztofa Stanowskiego. Były bramkarz m.in. Legii Warszawy - Grzegorz Szamotulski - w ciekawy sposób opowiedział swoją historię redaktorowi naczelnemu weszlo.com, a on słowa mówione przemienił w słowa pisane. W taki sposób powstała wspaniała książka, przez którą omal nie zginąłem przez uduszenie! Prawie każda strona wywoływała u mnie głośny śmiech, co irytowało pomału moich rodziców oraz utrudniało oddychanie. Trudno przyporządkować tę książkę do konkretnego gatunku. Na pierwszy rzut oka jest to biografią, ale do końca nią nie jest. Nie ma napisane jak Szamotulski zaczynał, jakich miał nauczycieli, jak się wychował. Nie znajdziemy w niej żadnych podobnych dupereli, które znajdują się w pierwszej lepszej biografii. Już na okładce widnieje ciekawe zdanie: "Wszystko, co wiedziałbyś o piłce nożnej, gdyby cię nie oszukiwano". Myślałem, że wiem wiele na ten temat. Znam atmosferę szatni, znam jak działa proces podpisywania kontraktów, znam jak wygląda typowy trening. Myślałem, że znam, ale "Szamo" pokazał, że tylko mi się tak wydaje. Polska rzeczywistość piłkarska jest bardzo skomplikowana i trudna. Zwłaszcza ta z lat 90-tych i początku XXI wieku, kiedy to główny bohater przeżywał najlepsze lata kariery.

Książka nie ma za wiele rozdziałów. Dzieli się na: Wstęp, Trenerzy, Pseudotrenerzy, Piłkarze, Pieniądze, Mecz i Zakończenie. Nie będę opisywał dokładnie jakie zawiera treści, bo to pozostawiam Wam. Mogę tylko uprzedzić, że ci, którzy nie trawią języka wulgarnego, powinni dać sobie spokój i nie zaglądać do niej. Szamotulski ciętym językiem opowiada przeróżne śmieszne anegdoty z ówczesnych lat, nie szczędzi krytyki innym i sobie, ale również niektórych chwali. Dowiecie się dlaczego mógł zajść jeszcze dalej, dlaczego lata w Amice Wronki wspomina z olbrzymimi bólami głowy i komu to wszystko zawdzięcza.

No i w tym miejscu kończy się recenzja. Spokojnie! Nie byłem umówiony z żadnym wydawnictwem. Po prostu chce się podzielić z przemyśleniami. Z tej lektury można wyciągnąć wiele wniosków. Ja skupię się na jednym, ponieważ jest on ważnym, jak nie najważniejszym powodem słabej gry reprezentacji w ostatnich dwóch dekadach. Nie zacytuję dokładnie, bowiem szczerze nie pamiętam, gdzie był ten fragment, ale mam go w głowie. Szamo poruszył kwestię reprezentacji. Przez wiele lat był powoływany, więc zna na wylot wszystko co się w niej dzieje. Zaznaczył, że klub tworzy jedną wielką rodzinę, każdy wie jak ma na imię żona drugiego, każdy obroni drugiego. Tylko czasami znajdowali się tzw. konfidenci, ale szybko znikali. Szatnię tworzyła wielka paczka kumpli, która znała się doskonale. Natomiast w kadrze był inny świat. Nikt się nie znał, Szamo nawet czasami nie wiedział z kim śpi w pokoju. Piłkarze tworzyli małe grupki: zawodnicy z klubu X, zawodnicy z klubu Y i zawodnicy z klubów zagranicznych. Czyli funkcjonowali w swojej codziennej rzeczywistości. Na reprezentację się przyjeżdżało, odbębniało te kilka dni i wracało się do domu. Tyle! Zero specjalnej integracji, każdy zajmował się sobą. No i wiemy jak wtedy grała reprezentacja. Może był awans na MŚ 2002, ale przygoda szybko się zakończyła. Podobnie było z mundialem w Niemczech. Lata 90-te to jeszcze gorsze czasy. Tylko srebro na IO w Barcelonie w 1992 roku i nic więcej. W latach 70-tych i 80-tych reprezentanci znali się lepiej, być może tworzyli takie same trwałe "paczki" jak w klubach, dlatego jakoś to szło. Kiedy coraz więcej z nich zaczęło wyjeżdżać za granicę, coś się chyba posypało. Przynajmniej takie mam odczucia po przeczytaniu "Szamo". Nie wiem jak jest aktualnie z atmosferą w kadrze. Jeżeli owa tendencja rozwijała się nadal, to trudno się dziwić, że aktualnie kadra - podobno najlepsza w historii - dostaje lanie prawie co mecz. Piłkarze są jeszcze bardziej rozbici, pochodzą z wielu drużyn i być może nie mają ochoty zapoznawać się bardziej z innymi kadrowiczami. Jest tak samo jak mówił Szamotulski: przyjeżdża się na te kilak dni, trenuje, gra mecz i wraca się do domu. Tylko tyle. Nikt nie tworzy jakiś specjalnych więzi.

Jeżeli dobrze wnioskuję, to naszej kadrze nie przyda się żaden znakomity trener, pieniądze czy nowy stadion, a jedynie jakaś większa impreza z alkoholem i wspólną zabawą okaże się lekiem. Właśnie integracja jest rozwiązaniem! Nie żadne nowe taktyki, farbowane lisy lub nowi selekcjonerzy. Integracja! Bo gdzie się lepiej pracuje? Tam, gdzie znacie się tylko po nazwiskach, czy tam gdzie wiesz jaką ocenę dostał syn twojego kolegi zza biurka? Zastanawia mnie ten problem. Po mistrzostwach w Brazylii rozpocznie się nowa gorączka, tym razem spowodowana eliminacjami do ME. Nawałka będzie miał już pewien zarys kadry. Dlatego na pierwszym zgrupowaniu przed inauguracją eliminacji powinien zaprosić wszystkich na imprezę lub na kilka imprez. Choć to przeczy wszelkim zasadom i Smuda, jakby był selekcjonerem, na pewno dostałby zawału, ale takie rozwiązanie mogłoby okazać się zbawienne dla wszystkich.

To jeden z wielu spostrzeżeń jakie znajdziecie w tej książce. Naprawdę polecam ją, bo opowiada o bliskim nam czasie i futbolu. Głodni sukcesu nie znajdą podpowiedzi w jaki sposób trenować, ale dowiedzą się czego unikać i jak zachowywać się w życiu, aby dojść na szczyt.

Na sam koniec zaprezentuję kilka stron z tej książki. Mam nadzieję, że nikt się nie pogniewa. Ale mało osób czyta tego bloga, więc nikt ważny się nie dowie :)

Historia w jaki sposób Szamotulski podpisał kontrakt.





***

Facebook: https://www.facebook.com/pilkarskieoko
Twitter: https://twitter.com/SKastelik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz