Kilka dni temu na sport.juventum.pl pisałem, że Jan Kocian zawstydził polskich trenerów. Przejął zespół bez perspektyw oraz odpowiednich środków na koncie i uczynił z niego jeden z najsilniejszych tworów w Polsce. Niszczył każdego, aż do 26 kolejki. Zgodnie z słowami piosenki "Nic nie może przecież wiecznie trwać" Ruch spotkał wreszcie kogoś silniejszego. I o dziwo był to Piast Gliwice.
Kocian był do tej pory anonimowym trenerem. Nawet na Słowacji niewielu wiedziało, że niegdyś dobry piłkarz zajmuje się aktualnie szkoleniem innych. Jakież musiało pojawić się zdziwienie na twarzach naszych sąsiadów, gdy usłyszeli o sukcesach Ruchu prowadzonego przez ich człowieka. Ale myślę, że chyba są zadowoleni z wyników jego dotychczasowej pracy i chcą, podobnie jak kibice Niebieskich, żeby ten klub osiągnął sukces w tym sezonie.
Słowak udowodnił, że zza Tatrami mają coś takiego jak "myśl szkoleniowa" i utworzył w Chorzowie solidną ekipę, od której każdy wie czego ma się spodziewać. Jednak magia nie trwa wiecznie i Ruch nareszcie przegrał. Nie piszę tego ze względu, że źle mu życzę. Po prostu jego dalsze sukcesy i droga od zwycięstwa do zwycięstwa źle by świadczyła o stanie polskiej piłki, która i tak umiera śmiercią powolną i okrutną. Bo w jakiej poważnej lidze mają miejsca takie cuda, że drużyna, która jest praktycznie bankrutem, leje po kolei silniejszych i bogatszych przeciwników? Może tak jest w San Marino czy Gibraltarze, lecz tam kopie się dla frajdy, nie kasy. Wszystkie sukcesy Ruchu z ostatnich lat mówią jasno: Ekstraklasa błądzi. Dla mnie Ruch nie powinien mieć prawa do bytu w tej klasie rozgrywkowej! Wiem, że jest to okrutne, ale spójrzmy na wszystko z boku. Szkielet drużyny opiera się na piłkarskich emerytach, ławka rezerwowych nie istnieje, stadion swoje najlepsze lata miał krótko po II WŚ oraz ten budżet - przez niego prezes Smagorowicz nie może bawić się w poważnego kupca. Ze strony finansowej i infrastrukturalnej Ruch powinien znajdować się maksymalnie w II lidze. Na szczęście dla niego ktoś tam ma nosa do trenerów, a także ci emeryci z kilkoma młodszymi towarzyszami jeszcze wiedzą jak grać w piłkę, aby pokonywać najlepszych.
Kocian ładnie określił definicję stylu gry Ruchu Chorzów: szybka organizacja w ataku i obronie, bliskie krycie, małe luki pomiędzy formacjami, solidna obrona z Malinowskim na czele, wykorzystywanie potencjału Starzyńskiego oraz stworzenie z Jankowskiego i Kuświka jednego organizmu. Całość przypomina typowy styl niemiecki, ale dodatkowo ma
własny charakter. Potrafi bezczelnie wykorzystywać brak ładu u rywali.Taki plan działania zaowocował zaszokowaniem rywali i wysokim miejscem w tabeli. Słowacki trener zawstydzał umysły wielu polskich szkoleniowców, aż do tej minionej niedzieli. Wreszcie ktoś z naszych tzw. specjalistów od kopania w piłkę pomyślał i rozpracował chorzowian. Ta owa osoba nazywa się Marcin Brosz. I chwała dla niego! Polejcie mu wina! Dzięki niemu pozostała nadzieja, że jeszcze istnieją nasi swojscy trenerzy, którzy wiedzą o co chodzi w tym sporcie.
Piastowi na wiosnę nie idzie najlepiej jak Unii Europejskiej z Krymem, ale Marcin Brosz zmuszony do walki z Ruchem, został jednocześnie zmuszony do przeanalizowania najbliższego przeciwnika. W ten sposób odkrył lek na chorobę swojej drużyny i przy okazji pokonał Kociana. Tym lekiem jest taktyka samego trenera Ruchu! Piast na stadionie przy Cichej wyglądał jak Niebiescy w poprzednich meczach. Konsekwencja w obronie, szybka organizacja taktyczna, dobre kontrataki, twarda gra o każdą piłkę. Gdybym miał czarno-biały telewizor, sądziłbym, że to goście są Ruchem. Mam nadzieję, że styl Kociana pozostanie w Gliwicach na dłużej, ponieważ aż
chce się na niego patrzeć i jest idealnym rozwiązaniem dla słabszych
ekip. Jeśliby 3/4 innych drużyn grało podobnie, wtedy Ekstraklasa wiele
by zyskała!
Dla mnie gospodarze nie pokazali się z złej strony. Po prostu musieli się zmierzyć z przeciwnikiem, który zagrał podobnie i w ten sposób wpadli w swoją pułapkę. Dostali kulkę w łeb od własnej broni.
Oby Ruch znów się nie przyzwyczaił się do porażek, jak za czasów Zielińskiego. Jan Kocian musi się wykazać kunsztem psychologa, bo jest teraz w innej sytuacji niż wcześniej. Od dawna nie musiał ogarniać zespołu po takiej porażce. Podczas następnej kolejki przekonamy się, czy prysła już magia chorzowskiej drużyny. Niestety tak u nas bywa. Zespoły z charakterem, własną ideą często po jakimś czasie sobie nie radzą, bowiem są rozpracowywane przez innych, którzy niczego nie mają. W ten sposób trudności ma np.: Legia z takimi przeciwnikami jak Podbeskidzie czy Widzew. Oczywiście nie usprawiedliwiam wojskowych za ich wyniki, ale trochę prawdy w tym jest. Drużyny, które grają na "a jakoś to będzie", są zawsze na lepszej pozycji podczas walki z faworytem, ponieważ wiedzą w jaki sposób zagra. A przez to, że w Legii gra się głównie na Rado, więc wystarczy jedynie odciąć umiejętnie Serba i wszystko się wali.
Podobnie jest z Ruchem. Brosz pokazał reszcie, że wystarczy postawić te same warunki i Niebiescy się głupią. Pozostaje pytanie: czy reszta wykorzysta z podpowiedzi i zatrzyma śląską maszynę zasilaną słowackim węglem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz