niedziela, 2 marca 2014

Męska gra

Chyba zakochałem się na nowo w hiszpańskiej lidze. Wszystko dzięki Derbom Madrytu, które posiadały wszystko, co musi mieć prawdziwy klasyk: piękne zagrania, brutalność, emocje i wspaniałych kibiców. Wyczyny piłkarzy Atletico i Realu tak bardzo mnie zafascynowały, że chwilami zapominałem oddychać. Na serio!



O tym spotkaniu rozpisało się i jeszcze rozpiszę się tysiąc portali i pięć razy więcej blogów, ale trzeba chwalić takie święto futbolu! Przyznaję się, że nie jestem fanem hiszpańskiej piłki. Podoba mi się tamtejsza gra, która opiera się głównie na szybkości i technice, ale ja jestem trochę staromodny oraz, być może, mam coś z mózgiem, ponieważ uwielbiam krwawe starcia! Dla mnie perfekcją jest twarda gra. Piłkarze muszą zostawić całe zdrowie na boisku, grać na maksimum swoich możliwości. Nienawidzę, gdy obie drużyny cały czas czekają na siebie, zabunkrowane na własnych połowach lub tylko podają. Mecz musi być otwarty i agresywny, nawet jeżeli traci na tym finezja i nie wpadają piękne gole. Spotkanie w Madrycie było właśnie bliskie mojemu ideałowi. Nikt nie bał się kopnąć drugiego, a w powietrzu była totalna wojna jak nad Wielką Brytanią podczas II WŚ. Ponadto dostaliśmy kilka przepięknych zagrań i ładną bramkę, choć o tym można dyskutować (Lopez powinien z palcem w nosie wyciągnąć strzał Gabiego, nawet Gliwa by sobie z nim poradził). Piłkarze ze stolicy Hiszpanii na nowo zachęcili mnie do pokochania La Ligi. Dodatkowo Barcelona również nie składa broni i pierwszy raz od niepamiętnych czasów aż trzy ekipy walczą o mistrzostwo. Nic tylko oglądać!

Podobał mi się ten mecz głównie ze względu na agresywność prosto z boich Premier League. No właśnie. Czy użyłem odpowiedniego porównania? Prędzej powinienem napisać, że ta twarda gra przypominała bardziej rzeź z trzeciej ligi angielskiej, a nie z PL. Może mam rację, a może nie, ale według mnie ta liga zeszmaciła się przez ostatnie lata. Już nie ma takich brutali. Trzeba mieć mocne okulary, aby dojrzeć tych prawdziwych angielskich kopaczy, którzy są zaprogramowani na taktykę: może przejść rywal, może przejść piłka, ale nigdy obaj razem. Prawie w każdym klubie Premiership minimum 50% pierwszej jedenastki to obcokrajowcy. Przybyła ogromna fala piłkarzy-emigrantów, którzy wzorem najnowszych myśli szkoleniowych, lubują się w grze technicznej. Wiem, że ładniej wygląda Hazard mijający przeciwników jak pachołki, ale umówmy się: większość widzów to mężczyźni, a mężczyźni w naturze chcą oglądać krwawy bój o każdy milimetr kwadratowy murawy. Dlatego Anglia była chyba najbardziej popularną ligą na świecie. Kiedyś każdy kto włączył mecz Premier League wiedział, że obejrzy 22 kopaczy, którzy poświęcą nawet genitalia, żeby zwyciężyć i przy okazji ośmieszyć rywali i pokazać swoją siłę. Piłkarze posiadali charakter i jeżeli któryś z nich obalił się po starciu bark w bark, szybko wstawał, ponieważ jęczenie z bólu było powodem do wstydu. Dzisiaj w podobnej sytuacji prawie wszyscy zawodnicy z czołowych drużyn angielskich leżą kilka sekund i ukradkiem spoglądają na sędziego i czekają, aż ten facet z gwizdkiem zagwiżdże. Nie odczuwają wewnątrz siebie tego, że wyglądają debilnie i część publiki z nich drwi.

Te wszystkie wymierające cechy angielskiego futbolu były obecne w Derbach Madrytu, co bardzo mnie cieszy. Ostatni raz taki styl gry w Hiszpanii widziałem w pierwszym dla Mourinho Gran Derbi. Portugalczyk chciał pokonać ówczesną niezwyciężoną tiki-takę poprzez koszenie piłkarzy Blaugrany. Wtedy mu nie wyszło.

Liczę, że coraz więcej takich meczów będzie miało miejsce na Płw. Iberyjskim.

1 komentarz:

  1. Ja mówiłem już dawno że liga Hiszpańska jest najlepszą ligą na świecie, swoją opinię motywuję tym co ostatnio widzę w Europejskich Pucharach. Co do meczu to był piękny, szkoda że Atletico nie wygrało bo w tabeli byłoby jeszcze ciekawiej. Sędziowanie w Hiszpanii jest na dnie...Trzeba tez powiedzieć , że mocni w Hiszpanii są także Atletic Bilbao, Sociedad, Villareal, a do formy wraca Valencia.

    OdpowiedzUsuń