Jeszcze kilka lat temu był numerem
jeden w polskiej bramce. Niestety jedna wpadka oraz konflikt z Smudą,
spowodowały, że piłkarska polska o nim prawie zapomniała. Choć
miał wspaniałe chwile w Fiorentinie, ale ówczesny
selekcjoner mówił otwarcie, że dla Boruca powołania nie
przygotowuje. I nie musiał, bo goalkeeperów u nas było pod
dostatkiem. Ale teraz? Aktualnie tylko jeden prezentuje poziom
reprezentacyjny. Reszta głównych kandydatów
najczęściej siedzi na ławce. Dlatego Artur ma co raz większe
szanse na powrót do reprezentacji, ale najpierw musi to
udowodnić.
Każdy fan piłki nożnej i nie tylko,
pamięta kiks Boruca w meczu z Irlandią, z którą walczyliśmy
w grupie eliminacyjnej do mundialu 2010. Był to początek upadku
herosa, który w 2006 roku i dwa lata później, bronił
naszego kraju przed totalną kompromitacją. Po tym nieudanym meczu
przyszły różne problemy na tle rodzinnym jak i w Celticu. W
dodatku konflikt z „Franzem”, którego zdenerwowały
„popijawy” Boruca z Żewłakowem w samolocie z USA. I tak z
bohatera, przemieniliśmy go w czarny charakter i czarną owcę.
Totalnie zapomniano o tym ile razy ratował tyłek naszej drużynie
narodowej.
We Fiorentinie spisywał się bardzo
dobrze. Wielokrotnie udowadniał, że nadal potrafi bronić i
pokazywał to w meczach z takimi rywalami jak: Inter, Juventus czy AC
Milan. Niejednokrotnie ratował swój włoski zespół od
porażek, a z bardziej wymagającymi rywalami pomagał w zdobywaniu
cennego punktu. Jednak dobre występy Artura odbiły się nieznacznym
echem w polskich mediach. Powodem tego była niesamowita forma
Szczęsnego w Arsenalu, który stał się numerem jeden,
zajmując miejsce byłego piłkarza Celticu. Po drugie Smuda już go
dawno skreślił, więc i po co mówić o kolesiu, który
nie ma szans na grę w reprezentacji? I tak w medialnej ciszy minęła
włoska przygoda Artura Boruca.
Jednak po klęsce na Euro, przybył
Fornalik, a wtedy polskie media przypomniały sobie, że istnieje
ktoś taki jak Boruc. Od razu padały pytania: „Co z Borucem?”,
„Czy ma szanse?”itd. Waldemar Fornalik nie zaprzeczył, ale
popularny „Holy Goalie” musi najpierw regularnie grać i
reprezentować odpowiedni poziom.
Boruc wiedział, że ma szanse na nowo
udowodnić swoją wartość. Nie pasowały mu Włochy, więc poszedł
tam gdzie zawsze chciał grać – do Premier League. Trener
Southampton przyjął go pod swe skrzydła, ale Polaka czekała walka
o podstawową 11. Niestety pierwszą szanse zmarnował i jedynie na
co mógł liczyć to ławka, albo trybuny.Lecz po kilku
miesiącach, nie tak dawno temu Adkins (trener Świętych) dał mu
szanse. W meczu z Arsenalem zaprezentował się zwyczajnie. Na
początku grał nerwowo, ale z czasem stawał się pewnym punktem.
Trenera „Świętych' zasypano gromem pytań: „Czemu Boruc?”.
Adkins deklarował, że Artur jest najlepszy na treningach i to go
przekonało. Niestety w meczu o Puchar Anglii z Chelsea, Polak puścił
aż pięć goli. A nawet to szkoleniowca angielskiej drużyny nie
wystraszyło. Ba, Boruc znów znalazł się w wyjściowej
jedenastce na mecz z Aston Villą! Southampton zwyciężyło w
ostatnią sobotę, a Artur swoim fenomenalnym występem zapewnił
sobie prawdopodobnie pierwszy skład na najbliższy czas. I znów
jest o nim głośno!
Czemu o tym piszę? Ponieważ potrzeba
nam pewnego i doświadczonego goalkeepera, a takiego jak Boruca nie
ma nigdzie indziej. Przez wiele lat grał przeciwko największym
klubom w Lidze Mistrzów i bronił strzały elity napastników.
Teraz powoli wraca na piedestał, z którego strąciliśmy my –
kibice. Ktoś powie, że mamy Szczęsnego. Tak, tak mamy! Jednak
dopiero teraz prezentuje optymalną formę, a gdy miał kontuzje nie
mieliśmy nikogo godnego, aby stanął między słupkami! Tytoń
grzeje tylko ławę w PSV, a gdy otrzymał szanse to ją zmarnował,
choć przeciwnik nie był wymagający. Innym rozwiązaniem jest
Kuszczak. Tylko, że jest różnica między meczami o punkty w
el. do MŚ, a walka na peryferiach Premier League. Dodatkowo nie gra
w najlepszym zespole. Nic nie mam do Tomka, ale nie można o nim
powiedzieć, że jest jakimś wybitnym piłkarzem. W MU tylko
obserwował spotkania z boku, a gdy miał szanse się wybić, to
nawet Ferguson mu nie pozwolił, udowadniając tym samym, że od razu
był dla niego tylko wyjściem awaryjnym, którego i tak nie
był pewny. Innym kandydatem stał się Skorupski, ale mnie
zniechęcił do siebie po meczu towarzyskim z ligą macedońską.
Ujawnił się u niego wielki minus – brak koncentracji. Wiele osób
wytyka mu to, że nie jest uważny przez całe spotkanie. I udowodnił
to w meczu w Turcji. Nie dość, że był przez większość czasu
bezrobotny, to gdy już musiał coś zrobić, to robił niepewnie. Na
przykład: rzuty rożne dla Macedończyków. Wychodził do
wrzuconej piłki i nerwowo wybijał, lub nie trafił w piłkę. A
przy golu dla rywali mógł spisać się lepiej. Jeszcze musi
trochę poczekać i ciężko trenować, a talent ma i trzeba to
przyznać.
Więc jeśli Artur na stałe zagości w
bramce „Świętych”, a jego forma urośnie jeszcze bardziej,
wtedy możemy być znów pewni o bramkarza w reprezentacji.
Osobiście myślę, że na razie może być to tylko ławka, bo
wątpię aby Szczęsnemu na tą chwilę zagroził. Jednak chciałbym
ujrzeć z powrotem Boruca z orzełkiem na piersi, bo należy się mu.
Może za kilka miesięcy dostanie taką szanse? Wszystko zależy od
Fornalika i od samego zainteresowanego. Andrzej Dawidziuk (trener
bramkarzy w reprezentacji) zapewnił, że jeśli „Holy Goalie'
utrzyma dobrą formę to ma szanse na powołanie. Oby się tak stało.
Akurat nasza reprezentacja ma bramkarzy z górnej półki,ale i Artur się przyda o ile bedzie stosował się do wskazówek trenerów.Bo nie raz był z tym problem.
OdpowiedzUsuńW środę Soton gra z Chelsea w Londynie. Artur łyknął już 5 bramek od nich niedawno. Jak sytuacja się powtórzy, to może być problem ... ale jak wyjdzie mu mecz, to może na dłużej zapuścić korzenie w PL
OdpowiedzUsuńDostał 5 bramek w Pucharze ale żadna nie była jego winą... raczej winą obrońców ;) Jak już przyczepiłbym się do jakiegoś meczu to tego Noworocznego z Arsenalem gdzie wyglądał bardzo niepewnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)