Poprzedni zarząd PZPN-u skutecznie
walczył z kibicami. Powstał beznadziejny Klub Kibica i zabroniono
udziału w meczu kibiców drużyn przyjezdnych. Pan Lato
niemile jest wspominany przez Polaków. Zbigniew Boniek swoją
rewolucję rozpoczął od m.in.: ugody z kibicami. Postanowił
ulepszyć mechanizm Klubu Kibica, a także zresetował większość
kar nałożonych na kluby i ich fanów. Zibi od pozytywu
rozpoczął swoją przygodę z tą częścią piłkarskiej polski.
Jednak kibice nadal są traktowani jak wyrzutki i widocznie wielu
uważa, że są niepotrzebni.
Miało być pięknie. Wreszcie
nadarzyła się okazja, aby na każdym meczu Ekstraklasy mogliby
zawitać kibice gości, którzy w pewnym stopniu pomagaliby
swoim ulubieńcom na terenie przeciwnika. Ich udział odbiłby się
korzystnie również do właściciela stadiony, ponieważ zysk
z biletów poszedłby w górę. I tak było, aż do 19
kolejki i meczu Legia – Górnik. 1500 kibiców z
Górnego Śląska wzięło wolne, poświęciło swój
czas i pieniądze, aby udać się do Warszawy w celu dopingowania
swojego ukochanego klubu. Wysiadają na dworcu, idą pod stadion z
biletami, a tam otacza ich policja i dzieli ich na małe grupki,
jakby wszyscy byli podejrzani o morderstwo lub przemyt narkotyków.
Następnie w tych grupkach zostają powoli wpuszczani na Pepsi Arenę
i w ostatecznym rozrachunku przed pierwszym gwizdkiem na trybunach
zasiada tylko 300 sympatyków Górnika. Aby pokazać
swoją solidarność z kolegami, opuszczają obiekt i decydują się,
że w ramach protestu nie zobaczą na żywo widowiska.
Rozumiem, że taki mecz należy do tych
o statusie „podwyższonego ryzyka”. Ale jak ma być budowana
przyjazna atmosfera, jeżeli już na starcie kibice rywali są
traktowani jak bydło? Przez tak głupie zachowanie funkcjonariuszy
policji i organizatorów spotkania zdarzyło się kilka małych
przepychanek. A tego starali się uniknąć. Trudno się dziwić
fanom Górnika, ale mieli prawo być zdenerwowani faktem, że
nikt ich nie poinformował wcześniej o tak szczególnej
kontroli i wpuszczaniu na stadion. Osoby związane z tą, a nie inną
decyzją zamiast uchronić mecz przed niepotrzebnymi spięciami,
spowodowały, że półtora tysiąca sprowokowanych ludzi w
każdej chwili mogło wybuchnąć i rozpocząć zamieszki na ulicach,
podczas których ofiarą mogłyby paść nie winne osoby. Lecz
jaki problem miała Legia, aby wpuścić tyle osób na swój
nowoczesny obiekt?
Na szczęście nic złego się nie
wydarzyło, ale za to chamsko potratowano wiele ludzi oraz klub z
Zabrza. Goście pozbawieni dopingu polegli 3-0. Po zachowaniu pana
Leśnodorskiego można ulec wrażeniu, że wszystko było
skrupulatnie zaplanowane. Legia zwyciężyła, musi zapłacić tylko
10 tysięcy złotych kary, a dodatkowo prezes stołecznego klubu
domaga się od Górnika wpłaty kwoty o wysokości 30 tysięcy
złotych! Zysk? 3 pkt i 20 kawałków. Według wiadomości z
Zabrza, klub z południa polski zapłaci za bilety nie więcej niż 6
tysięcy zł, ponieważ na stadion zostało wpuszczonych tylko 475
osób. Całe zamieszanie postawiło w żałosnym świetle
Leśnodorskiego i cały jego klub, bo widać, że jedynie chodziło
im o wyciśnięcie kasy. Może na sędziów?
Prezes PZPN-u chciał w przyjaznej
atmosferze budować dialog z kibicami, ale również (obok
Legii) różne urzędy administracyjne mu na to nie pozwalają.
Nieco ponad miesiąc po wydarzeniach z Warszawy na głupi pomysł
wpadł wojewoda małopolski i zabronił wstępu kibiców
Widzewa na mecz z Wisłą. Tylko po co? Bał się zamieszek? Bał
się, że Wawel zostanie podpalony? W konsekwencji otrzymaliśmy
nudny mecz, a także pogrzebową atmosferę na trybunach, ponieważ
fani Białej Gwiazdy w ramach solidarności z kibicami rywali,
zrezygnowali z dopingu. Jak można być aż tak głupi!?
Powyższe przypadki nie są
jednorazowymi wypadkami i zdarzały się wcześniej. Udowadniają
tylko, że naprawdę nie potrzebny jest doping z trybun. Piłkarze
grający w Polsce już się przyzwyczaili do często występującej
ciszy, bo jakiś idiota nie potrafi zorganizować imprezy masowej
albo inny głupek przed strachem o kosze na śmieci, postanawia
zabronić wstępu przyjezdnym. Właśnie te decyzje są głównym
powodem wielu nieporozumień, a także niszczą ducha walki, bo
cichych trybun nie powinno się spotykać na poziomie nawet ligi
okręgowej. Istnieją już nowe stadiony lub są budowane, natomiast
i tak nie umożliwia się korzystanie z ich. Problem z chuliganami
jest spory, ale to żaden powód, aby przed np.: derbami,
zamykać bramę przed nosem kibiców, ponieważ ktoś popuszcza
w majtki przed nimi. Jak młodzi adepci mają się przyzwyczajać do
większej presji ze strony widzów, jeżeli blokuje się
doping? Zachowania bezpieczeństwa na stadionach powinno leżeć w
kwestii samej budowli, funkcjonariuszy porządkowych oraz od klubów.
W każdej społeczności kibicowskiej znajdzie się kompletny idiota,
który chce tylko coś zniszczyć i szuka „guza”. Dla wielu
jedynym wyjściem ochrony przed wandalami jest zachowanie podobne do
Legii lub wojewody małopolskiego. A może kluby powinny wziąć na
siebie część odpowiedzialności i wytłumaczyć swoim sympatykom
jakie są konsekwencje nieodpowiedniego zachowania? Również
PZPN powinien pomóc! Aby uchronić się przed wandalizmem,
warto zbudować nić porozumienia, karać osobno jednostki, a nie
grupy oraz edukować!
Lepiej będzie jeśli wyburzymy
wszystkie stadiony, a zostawmy tylko płytę boiska i jakieś małe
pomieszczenia na szatnie? Bo jeśli nie ma kibiców lub jest
ich mało, to po co nam krzesełka? Kiedy wreszcie wszyscy
zrozumieją, żeby nie bać się kibiców, a z nimi
współpracować? Pamiętajmy: to często 12 zawodnik!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz