środa, 9 kwietnia 2014

Uć replay!



Pod koniec XIX wieku ludzie rozpoczęli przedstawiać świat w postaci filmu. Od tamtej pory minęło ponad 100 lat, w ciągu których sztuka kinematografii cały czas ewoluowała. Najpierw pojawiły się produkcje nieme, potem w kinach można było usłyszeć dźwięki. Po kolejnych dekadach czarno-białe klatki zostały zastąpione przez kolorowe. Aż wreszcie weszliśmy w XXI wiek, czyli w erę najnowszych technologii. Każdy może kupić telewizory 3D i nagrywać komórką obrazy w jakości HD.
Piłka nożna również od dawna współpracuje z kamerami. Przez dziesiątki lat miliony ludzi zasiadało przed ekranami telewizorów i obserwowało najważniejsze chwile Mistrzostw Świata. Dzisiaj oglądamy poczynania najlepszych kiedy chcemy! Jedno stuknięcie w pilot i nagle znajdujemy się na Santiago Bernabeu, które kipi emocjami podczas El Clasico. Po meczu w Madrycie możemy się w sekundę przenieść na derby Manchesteru. To jest piękne! Kamery pomagają nam żyć sportem 24 godzin na dobę.
W niektórych dyscyplinach znaleziono jeszcze jedną funkcję dla zapisów wideo. Pomagają ujrzeć to, czego nie widzą sędziowie. Bo oni też są ludźmi i popełniają błędy! Dlatego w m.in. siatkówce i tenisie wspomaga się ich powtórkami, aby rozstrzygnąć sporne kwestie. Dlaczego też FIFA nie zdecyduje się na ten krok? Wprowadzenie czegoś w rodzaju challenge'u ułatwiłoby życie kibicom, piłkarzom i samym arbitrom, którzy wreszcie mogliby się pozbyć bagażu niepotrzebnego stresu, wywołanego przez ryzykowne i kontrowersyjne decyzje.


Ten temat był już poruszany tysiące razy i FIFA zawsze była przeciwna takiemu rozwiązaniu. Praktycznie co chwilę broni się tym, że ma pełne zaufanie do sędziów. Bowiem zawsze byli i zawsze sobie jakoś radzili. Ponadto główny arbiter ma dwóch pomagierów na linii, a w niektórych przypadkach kolejnych dwóch przy bramkach. W sumie jest ich pięciu, ale i tak zdarza się, że żaden z nich nie widzi dokładnie danego zdarzenia! Otóż wyobraźmy sobie, że akcja toczy się na połowie drużyny A. Sędzia bramkowy i liniowy z drugiej połówki boiska nie uczestniczą w ocenie gry. Zostało więc ich trzech. Powiedzmy, że jest kontra. Główny nie nadąża, liniowy tak samo. Obaj nie mogą precyzyjnie stwierdzić, czy przy podaniach jest jakiś spalony. Natomiast ten trzeci, stojący obok bramkarza drużyny A, również ma olbrzymi problem z analizą sytuacji, ponieważ widzi tylko grupę nabiegających w jego kierunku zawodników. Z całej piątki nikt nie może przysiąc na jakiegokolwiek boga, że jest offside. Czyli nawet taka liczba sędziów może nie wystarczać. Z tego powodu wykorzystajmy tego szóstego – technicznego! Przecież postawienie przed nim monitora i puszczenie zwykłej, telewizyjnej transmisji meczu, nie jest żadnym mission impossible! Techniczny będzie miał wszystko jak na dłoni. Ujrzy powtórki, na których jednym okiem zobaczy pogwałcenie zasad, powie parę słów do mikrofonu i prowadzący spotkanie będzie wiedział o wszystkim. Całość przebiegnie płynnie i nikt nie będzie musiał zatrzymywać gry na osiem godzin.

Jakiś kłopot? Nie!

Dla mnie taką największą pieczątkę pod tym projektem przybił sobotni mecz Manchesteru City z Southampton. Kto oglądał, to wie, że w doliczonym czasie pierwszej połowy Nasri zdobył bramkę na 2:1, mimo że sędzia nie powinien jej zaliczyć. Całą akcję zainicjował Dżeko, który zgraniem piętą uruchomił Silvę. Hiszpan podał do Francuza, a ten trafił do siatki. Jednak powtórka pokazała, że Silva w chwili podania od Dżeko był prawie na trzy metrowym spalonym! To nie jest dziesięć centymetrów, lecz trzydzieści razy więcej! Tego nie można ominąć, lecz asystent Chrisa Foya (głównego rozjemcy tego meczu) pokazał, że chcieć to móc. Ostatecznie Święci stracili gola, a wraz z nim chęć do dalszych starań. Jeszcze przed piętnastominutową przerwą, przewagę powiększył Dżeko i całkowicie zdusił ducha walki u przyjezdnych. Nam pozostało się jedynie pobawić w „co by było gdyby”. Bo to Święci przeważali, to Święci mieli większe szanse na wygranie meczu. Lecz uciekł z zoo jeden wielbłąd i obraz gry diametralnie się zmienił.

W całym zamieszaniu na idiotów wyszli sędziowie. Aczkolwiek nie uznaje ich za panów na niewłaściwym miejscu. Najzwyczajniej w świecie popełnili błąd i to się zdarza! Pretensje powinniśmy kierować do FIFA, ponieważ gdyby użyto powtórki wideo, wtedy bramka nie zostałaby uznana, Święci grali z podobnym entuzjazmem, a sędziowie byliby niewinni.

Na nic zdała się technologa Goal-Line, która jest droższa i trudniejsza w używaniu niż zwykła kamera. Toteż widać doskonale, że trzeba wreszcie zmodernizować zasady i wspomóc sędziów powtórkami. Zwłaszcza, że mundial się zbliża i niefajnie będzie jak popełnią jakieś gafy w decydujących meczach.

Myślę, że FIFA wie, iż ten system ułatwiłby wszystko i przemienił futbol w bardziej sprawiedliwy sport. Jednakże wciąż się zapiera w swoich przekonaniach. Czemu? Na pewno nie chodzi jej o znaczenie kolesia z gwizdkiem na boisku, chociaż oficjalnie tym się broni. Wszystko skupia się przy interesach. Problem korupcji dotyka FIFA i to bardzo. Nikt tego nie kwestionuje. Powtórki spowodowałyby, że o wiele trudniej można byłoby maczać palce przy przebiegu spotkań. Tym samym zjawisko korupcji uległoby skompresowaniu. A to nie spodobałoby się kilku wpływowym osobom z międzynarodowej federacji, czerpiącym dość pokaźne zyski z nielegalnych działań. Powtórki brutalnie pozbawiłyby ich kasy. Ale jest to moja teoria i mam nadzieję, że nieprawdziwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz