Pod koniec XIX wieku ludzie
rozpoczęli przedstawiać świat w postaci filmu. Od tamtej pory minęło ponad 100
lat, w ciągu których sztuka kinematografii cały czas ewoluowała. Najpierw
pojawiły się produkcje nieme, potem w kinach można było usłyszeć dźwięki. Po
kolejnych dekadach czarno-białe klatki zostały zastąpione przez kolorowe. Aż
wreszcie weszliśmy w XXI wiek, czyli w erę najnowszych technologii. Każdy może kupić
telewizory 3D i nagrywać komórką obrazy w jakości HD.
Piłka nożna również od dawna
współpracuje z kamerami. Przez dziesiątki lat miliony ludzi zasiadało przed
ekranami telewizorów i obserwowało najważniejsze chwile Mistrzostw Świata.
Dzisiaj oglądamy poczynania najlepszych kiedy chcemy! Jedno stuknięcie w pilot
i nagle znajdujemy się na Santiago Bernabeu, które kipi emocjami podczas El
Clasico. Po meczu w Madrycie możemy się w sekundę przenieść na derby
Manchesteru. To jest piękne! Kamery pomagają nam żyć sportem 24 godzin na dobę.
W niektórych dyscyplinach
znaleziono jeszcze jedną funkcję dla zapisów wideo. Pomagają ujrzeć to, czego
nie widzą sędziowie. Bo oni też są ludźmi i popełniają błędy! Dlatego w m.in.
siatkówce i tenisie wspomaga się ich powtórkami, aby rozstrzygnąć sporne
kwestie. Dlaczego też FIFA nie zdecyduje się na ten krok? Wprowadzenie czegoś w
rodzaju challenge'u ułatwiłoby życie kibicom, piłkarzom i samym arbitrom,
którzy wreszcie mogliby się pozbyć bagażu niepotrzebnego stresu, wywołanego
przez ryzykowne i kontrowersyjne decyzje.
Ten temat był już poruszany
tysiące razy i FIFA zawsze była przeciwna takiemu rozwiązaniu. Praktycznie co
chwilę broni się tym, że ma pełne zaufanie do sędziów. Bowiem zawsze byli i
zawsze sobie jakoś radzili. Ponadto główny arbiter ma dwóch pomagierów na
linii, a w niektórych przypadkach kolejnych dwóch przy bramkach. W sumie jest
ich pięciu, ale i tak zdarza się, że żaden z nich nie widzi dokładnie danego
zdarzenia! Otóż wyobraźmy sobie, że akcja toczy się na połowie drużyny A.
Sędzia bramkowy i liniowy z drugiej połówki boiska nie uczestniczą w ocenie
gry. Zostało więc ich trzech. Powiedzmy, że jest kontra. Główny nie nadąża,
liniowy tak samo. Obaj nie mogą precyzyjnie stwierdzić, czy przy podaniach jest
jakiś spalony. Natomiast ten trzeci, stojący obok bramkarza drużyny A, również
ma olbrzymi problem z analizą sytuacji, ponieważ widzi tylko grupę
nabiegających w jego kierunku zawodników. Z całej piątki nikt nie może przysiąc
na jakiegokolwiek boga, że jest offside. Czyli nawet taka liczba sędziów może
nie wystarczać. Z tego powodu wykorzystajmy tego szóstego – technicznego!
Przecież postawienie przed nim monitora i puszczenie zwykłej, telewizyjnej
transmisji meczu, nie jest żadnym mission impossible! Techniczny będzie miał
wszystko jak na dłoni. Ujrzy powtórki, na których jednym okiem zobaczy
pogwałcenie zasad, powie parę słów do mikrofonu i prowadzący spotkanie będzie
wiedział o wszystkim. Całość przebiegnie płynnie i nikt nie będzie musiał
zatrzymywać gry na osiem godzin.
Jakiś kłopot? Nie!
Dla mnie taką największą
pieczątkę pod tym projektem przybił sobotni mecz Manchesteru City z
Southampton. Kto oglądał, to wie, że w doliczonym czasie pierwszej połowy Nasri
zdobył bramkę na 2:1, mimo że sędzia nie powinien jej zaliczyć. Całą akcję
zainicjował Dżeko, który zgraniem piętą uruchomił Silvę. Hiszpan podał do
Francuza, a ten trafił do siatki. Jednak powtórka pokazała, że Silva w chwili
podania od Dżeko był prawie na trzy metrowym spalonym! To nie jest dziesięć
centymetrów, lecz trzydzieści razy więcej! Tego nie można ominąć, lecz asystent
Chrisa Foya (głównego rozjemcy tego meczu) pokazał, że chcieć to móc.
Ostatecznie Święci stracili gola, a wraz z nim chęć do dalszych starań. Jeszcze
przed piętnastominutową przerwą, przewagę powiększył Dżeko i całkowicie zdusił
ducha walki u przyjezdnych. Nam pozostało się jedynie pobawić w „co by było
gdyby”. Bo to Święci przeważali, to Święci mieli większe szanse na wygranie
meczu. Lecz uciekł z zoo jeden wielbłąd i obraz gry diametralnie się zmienił.
W całym zamieszaniu na idiotów
wyszli sędziowie. Aczkolwiek nie uznaje ich za panów na niewłaściwym miejscu.
Najzwyczajniej w świecie popełnili błąd i to się zdarza! Pretensje powinniśmy
kierować do FIFA, ponieważ gdyby użyto powtórki wideo, wtedy bramka nie
zostałaby uznana, Święci grali z podobnym entuzjazmem, a sędziowie byliby
niewinni.
Na nic zdała się technologa
Goal-Line, która jest droższa i trudniejsza w używaniu niż zwykła kamera. Toteż
widać doskonale, że trzeba wreszcie zmodernizować zasady i wspomóc sędziów
powtórkami. Zwłaszcza, że mundial się zbliża i niefajnie będzie jak popełnią
jakieś gafy w decydujących meczach.
Myślę, że FIFA wie, iż ten system
ułatwiłby wszystko i przemienił futbol w bardziej sprawiedliwy sport. Jednakże
wciąż się zapiera w swoich przekonaniach. Czemu? Na pewno nie chodzi jej o
znaczenie kolesia z gwizdkiem na boisku, chociaż oficjalnie tym się broni.
Wszystko skupia się przy interesach. Problem korupcji dotyka FIFA i to bardzo.
Nikt tego nie kwestionuje. Powtórki spowodowałyby, że o wiele trudniej można
byłoby maczać palce przy przebiegu spotkań. Tym samym zjawisko korupcji
uległoby skompresowaniu. A to nie spodobałoby się kilku wpływowym osobom z
międzynarodowej federacji, czerpiącym dość pokaźne zyski z nielegalnych
działań. Powtórki brutalnie pozbawiłyby ich kasy. Ale jest to moja teoria i mam
nadzieję, że nieprawdziwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz