W piątek nie miałem czasu, ani
możliwości, dlatego swój nowy sezon z Ekstraklasą
rozpocząłem dopiero w sobotę od pojedynku Jagiellonii z Lechią Gdańsk.
Mecz zapowiadał się naprawdę dobrze, zwłaszcza po ostatnich
transferach obu drużyn. O dziwo piłkarze podołali oczekiwaniom i zagrali dosyć przyzwoicie. W tym spotkaniu zauważyłem pewną ciekawostkę, która być może jest kamyczkiem do ogródka Nowej Lechii.
Lechia Gdańsk ze wszystkich polskich drużyn
była najbardziej aktywna w okienku transferowym. Pozyskała naprawdę
sporą ilość graczy, których nazwiska mogą wzbudzić lęk u przeciwników. Otóż nad morze przybyli m.in.: młody
i wściekły, któremu nie wyszło w Hiszpanii, inny wściekły,
któremu znudziła się Rosja, pewien wyrzutek z Lecha oraz paru
innych piłkarzy posiadających umiejętności, które wystarczą do
regularnej gry w Ekstraklasie. Ponadto przybył trener z Portugalii,
który ma podobno wnieść do drużyny pierwiastek iberyjskiego
piękna i skuteczności.
Nowa Lechia wygląda naprawdę
imponującą. Nic dziwnego, że jest zaliczana do grona drużyn
posiadających dosyć spore szanse do zdobycia miejsca na podium.
Jednakże przywitanie się z sezonem w wykonaniu tej świeżej ekipy
nie wyszło najlepiej. Nie chcę negować umiejętności tych
piłkarzy, bowiem trzeba czasu za nim się oni "zazębią". Ale nie oszukujmy się,
ich debiut jako wspólny organizm nie wyszedł. Po prostu dali
ciała!
Za to niezły popis dała Stara Lechia! Tak, tak, właśnie Stara Lechia.
Jej najbardziej wyrazistą twarzą podczas sobotniego meczu był
Patryk Tuszyński, piłkarz....Jagiellonii! Swoimi dwoma bramkami
zaśmiał się prosto w twarz byłemu pracodawcy, który de
facto potraktował go w chamski sposób. Tuszyński nie
zasłużył sobie na bycie ofiarą gwałtownych zmian w Gdańsku.
Przecież w ubiegłym sezonie strzelił dla Lechii sześć bramek!
Był na pewno jej lepszą stroną. Jednakże dla włodarzy i nowego
szkoleniowcy było to za mało. Postanowili się go pozbyć i zrobić
miejsce dla Pawłowskiego czy Borysiuka.
Patryk jednak swój honor ma i
„podziękował” Lechii najlepiej jak mógł, czyli prawie
pozbawił jej kompletu punktów. Swoją postawą na boisku
powiedział: „I co? Łyso wam? Zrobiliście mnie w bambuko, to
teraz odpłacam wam się pięknym za nadobne!”.
Innym bohaterem, który pokazał
siłę Starej Lechii, był obrońca Jagi Sebastian Madera, czyli
kolejna ofiara gdańskich przemian. Podobnie jak Tuszyński, swoją
twardą grą w defensywie pokazał środkowy palec Biało-Zielonym .
Kiedy Pawłowski w ogóle nie
cofał się do obrony, Borysiuk posłał dziesiątą beznadziejną
piłkę, a Sadajev męczył się z m.in. Maderą, to Piotr Wiśniewski
jako jedyny chciał zrobić coś dobrego dla Lechii. Starał się,
walczył, pomagał gdzie się dało. Na tle swoich nowych kolegów
wyglądał jakby to właśnie on był gwiazdą z Malagi, która
wróciła do Ekstraklasy i ma zamiar zdobyć nagrodę piłkarza
sezonu. Aczkolwiek tak nie jest! Wiśniewski reprezentuje biało-zielone barwy bez przerwy od 2005 roku i jakoś mu się nie chce
przerzucać na inne kolory. Na całe szczęście dla Lechii, nikt tam
nie wpadł na głupi pomysł pozbycia się także Wiśniewskiego,
który udowodnił w sobotę, że na razie tylko on jest w
stanie trzymać wszystko w kupie.
W czterdziestej minucie Bartłomiej
Pawłowski, ten wielki, który przybył na koniu z Malagi i ma
być herosem polskiej ligi, został zmieniony przez pana Machado.
Powody były dwa: beznadziejna gra z przodu i beznadziejna gra z
tyłu. Gdy ładnie to wszystko połączymy, wtedy wychodzi, że
Pawłowski zagrał na każdym metrze kwadratowym po prostu źle! W
jego miejsce wszedł Piotr Grzelczak, więc kolejny piłkarz z grupy
„starych wilków”. Wszedł i od razu poprawił jakość gry. Wnioski nasuwają się same: lepiej
czasami zaufać bardziej doświadczonym i zgranym, niż stawiać na
przewartościowane gwiazdki.
Lepsza dyspozycja starszych stażem
piłkarzy Lechii idealnie obrazuje aktualną pozycję tego klubu.
Mimo że przybyło do Gdańska wielu dość dobrych graczy, to i tak
nie warto spodziewać się natychmiastowych rezultatów ich
obecności. Potrzeba trochę czasu, żeby ze sobą się zgrali. Ile
dokładnie? Może miesiąc? A może rok? Najważniejsze, aby wszyscy byli cierpliwi, co jest trochę sporym wyzwaniem. Bowiem
taki Pawłowski czy Borysiuk do cierpliwych nie należą i jeżeli
otrzymają propozycję od kogoś bogatszego, to zapewne chętnie ją
przyjmą.
Na razie ciężar całej gry będzie
spoczywać na barkach starej gwardii, która przetrwała
rewolucję kadrową. Lecz w Gdańsku powinni pamiętać, że
Grzelczak i Wiśniewski nie będą w stanie cały czas robić za
przewodników. Kartki czy kontuzje mogą ich wyeliminować w
każdej chwili. Dlatego sądzę, że zmiany, które zaszły w
Lechii, przyszły za szybko. Trzeba było stopniowo sprowadzać
nowych piłkarzy, przy czym samym zaufać bardziej tym, co już są.
Na pewno olbrzymim błędem było puszczenie Tuszyńskiego i Madery, którzy na inaugurację rozgrywek udowodnili, że na pewno
przydaliby się jeszcze na Pomorzu.
Teraz przed Lechią dwa mecze z potencjalnie słabszymi od siebie rywalami. Wszystko zweryfikuje IV kolejka, kiedy to zagrają z Lechem. Póki co pozwólmy się "młodym - gniewnym" (haha) rozegrać ;) w końcu ponoć mają coś do udowodnienia
OdpowiedzUsuńLechia ciekawie się rozwija:)
OdpowiedzUsuńLechia moją miłością ;)
OdpowiedzUsuń