Emocje po finale Ligi Mistrzów
powoli opadają. Puchar powędrował do Niemiec, o czym wszyscy
byliśmy pewni. Nie myliłem się co do triumfatora, którym
okazał się Bayern Monachium. Borussia musi się obejść smakiem i
próbować za rok, oczywiście jeśli zdoła.
W przypadku Bawarczyków
zadziałała zasada „do trzech razy sztuka”. Na przestrzeni
ostatnich czterech finałów, aż trzy razy brali w nich udział
i dopiero w tym sezonie zdołali się cieszyć po ostatnim gwizdku.
Borussia drugi raz stanęła przed szansą zdobycia Pucharu LM. W
1997 roku pokonali wówczas wielki Juventus. Tym razem za
przeciwnika miała starego rywala z niemieckiego podwórka. Ale
to Bayern udowodnił, że jest najlepszy na wszystkich frontach.
BVB będzie poszukiwało przyczyn
porażki. Największym problemem, który odebrał im ostateczny
triumf, jest słaba ławka rezerwowych. Jurgen Klopp cały czas jest
zmuszany do wystawiania podobnych jedenastek, które muszą
grać przez większość ważnych meczy. Tak było na Wembley. Klopp
późno zdecydował się na roszady, nie względu na możliwość
grania dogrywki, tylko był świadomy potencjału swoich rezerwowych.
Borussia przez to, że w pierwszej połowie „siedziała” cały
czas na przeciwniku, wysiadła w drugich 45 minutach, co potwierdzili
piłkarze w wywiadach po meczowych.
Dlatego trener BVB dmucha i chucha na
swoich najlepszych piłkarzy. W obwodzie ma Sahina, który po
powrocie do Dortmundu jest tylko cieniem samego siebie, czy Kehla,
który ma już swoje lata i większość tego sezonu spędza a
ławce. Innym wyróżniającym się rezerwowym jest Santana,
ale niepodważalną pozycje w obronie mają Hummels i Subotić, a
ponadto Filipe popełnia czasem proste błędy. Reszta zawodników
z ławki to średniacy. Ich wejścia niosą ryzyko zepsucia dobrze
działającej machiny Kloppa. Jednakże podstawowi gracze płacą za
to zdrowiem.
Mecz Borussii z Bayernem miał także
pokazać najbliższą przyszłość klubu z Zagłębia Ruhry. W tak
ważnym meczu zabrakło Mario Goetze. Wiele ludzi uważa, że
kontuzja Niemca nie była tak bardzo poważna i Klopp specjalnie nie
pozwolił mu zagrać, ponieważ mógłby mieć mieszane uczucia
oraz na starcie w nowej drużynie, kibice byliby do niego nie
przychylni, jeśli strzeliłby gola na Wembley. Tak czy siak,
niemiecki kopciuszek miał okazje sprawdzić warianty taktyczne bez
swojego czołowego piłkarza i wychodziło mu, przynajmniej w
pierwszej części spotkania.
Nie mógłbym ominąć naszego
trio. Tym razem Lewandowski nie był bohaterem meczu. Najgorzej nie
zagrał, ale pozostał w cieniu kilku innych piłkarzy. To świadczy
dobrze o Dante i Boatengu, którzy skutecznie wyłączali
Polaka z gry. Błaszczykowski wraz z Piszczkiem mogą z czystym
sumieniem uznać, że dali z siebie wszystko. Kuba miał chyba
najlepszą okazję, gdy stojąc na rogu „piątki” uderzy mocno po
ziemi. Niestety, ale Neuer zachował się instynktownie i zostawił
nogę, która powstrzymała piłkę. Piszczek robił to co
zawsze: odbierał piłki i atakował. Parę razy zagrał nerwowo, ale
nie miało to większych konsekwencji. No może przy bramce Robbena
dorzucił swoje pięć groszy. Za łatwo dał mu się ominąć.
Wspomniałem już o Neuerze, więc
zatrzymam się przy bramkarzach. To był na pewno ich mecz. Grali
główne role w swoich drużynach. Eksperci uznali Robbena za
„man of the match”, a ja się z tym nie zgodzę. Nie wykorzystał
wielu dogodnych okazji, co działa na jego niekorzyść. Natomiast
bramkarze obu ekip bronili jak w transie, byli cały czas
skoncentrowani i dobrze ustawiali się w swoim polu karnym. W
straconych bramkach nie mieli dużo do powiedzenia, choć Roman nie
potrzebnie wyszedł przy golu Mandżukić'a.
Nie zmienia to faktu, że obaj spisali
się wzorowo. Weidenfeller po raz kolejny udowodnił Loewowi, że nie
jest gorszy od swojego młodszego kolegi, a Neuer wreszcie pokazał
mi swój kunszt.
Dortmund jest w rozpaczy, a na południu
się cieszą. Bayern pokazał, że jest niezwyciężony. Dał swoim
kibicom powód do dumy i zmazał blamaż po nieudanym
poprzednim sezonie. Tym razem nie było bajki i bogaty Bayern odniósł
zwycięstwo nad rewelacją rozgrywek.
Pieniądze stanowiły różnicę,
którą dawało się odczuć. Borussia budowana przez kilka
lat, krok za krokiem stawała się lepsza i uczyła się na błędach.
Z drugiej strony stał bogaty, z piękną historią Bayern, który
może kupić większość piłkarzy, a swoją potęgę w Bundeslidze
zbudowało na podkupowaniu gwiazd swoich rywali. Nie było wyjątku z
Borussią, z której pozyskał już Goetze. Z moralnego punktu
widzenia, to BVB stoi cały czas na lepszej pozycji, ale piłka nożna
jest biznesem i w niej trzeba się wykazać cwaniactwem. Klub z
Monachium potrafił wykorzystać swoje wpływy i zbudować solidny
zespół z dobrym sztabem szkoleniowym.
Znam osobę, która może być
bardzo niezadowolona z zwycięstwa Bayernu Monachium. Jest nią Pep
Guardiola. Jeżeli Katalończyk chciał zmienić środowisko tylko
dlatego, aby pokazać światu, że da radę gdzieś indziej, wybrał
najgorzej jak mógł. Już wcześniej wielu posądzało go, że
znów do dyspozycji będzie miał kompletny skład i mnóstwo
pieniędzy. Dodatkowo jeśli za rok zdobędzie z swoją drużyną
mistrzostwo Niemiec nie będzie to żaden wyczyn, bo wszyscy są
przyzwyczajeni do tego, że Bayern najczęściej wygrywa Bundesligę.
Najprawdopodobniej Guardiola poszedł tylko na pieniądze, a fakt, że
poprowadzi najlepszą niemiecką drużynę, a nie katarski klub, nie
usunie go z czołówek gazet.
Wracając do finału. Byłem przekonany
o tym, że monachijski zespół będzie dominował od
pierwszych minut. Jednak mile się zaskoczyłem. BVB chciało
przekonać widzów co do swoich zamiarów, ale nie
wyszło. Odwaga na początku, zaprocentowała brakiem sił pod
koniec. Patrząc obiektywnie nie mogło być inaczej. Bayern miał
wszystkie atuty po swojej stronie. Od pieniędzy, przez siłę,
kończąc na ławce rezerwowych. Sam Heynckes nie mógł
wyobrazić sobie lepszego pożegnania z klubem. A nie wolno zapomnieć
o nadchodzącym finale Pucharu Niemiec i możliwości zdobycia
potrójnej korony.
FC Bayern był winny swoim kibicom tego
zwycięstwa. W 2010 roku porażka z Interem, a rok temu uznanie
wyższości obrony Chelsea na własnym stadionie, zdenerwowało ich.
Gdyby i tym razem się nie udało, straciłby uznanie w oczach
większości fanów.
Niemiecki finał oraz droga obu klubów
do tego meczu była niesamowitą promocją Bundesligi. Przez ostatnie
dwa lata wiele osób na nowo zainteresowało się niemieckimi
rozgrywkami, które przełamały hegemonie Primiery Division i
wykorzystały drzemkę Premier League. W tym sezonie Bundesliga była
niepodważalnie najlepszą ligą w Europie.
Borussia przeżyła przepiękny sen,
który zakończył się rozczarowaniem. No cóż, ale
dalej może być jeszcze gorzej. Po trzech udanych sezonach zbliża
się nieuchronne, co spotyka wiele drużyn tego typu. Rozchodzi mi
się o rozpad główniej siły napędowej. Już wiadomo o
odejściu Goetze. Możliwe, że po tym sezonie z Dortmundem pożegnają
się Lewandowski i Hummels. Również kilku innych piłkarzy
może dostać ciekawe oferty. Klub mogą uratować jedynie pieniądze
otrzymane z transferów, które będzie trzeba
przeznaczyć na nowych piłkarzy. O ile działacze nie postąpią
skąpie. W innym wypadku Borussia wróci do walki o utrzymanie,
a szkoda by było stracić z europejskiej czołówki taką
ekipę, która wyznacza nowe trendy. Jurgen Klopp zrobił
niesamowitą robotę w Dortmundzie i mam nadzieję, że dotrzyma
obietnic, w których deklarował dalszą pracę w swoim obecnym
klubie.
Finał na Wembley jest już historią.
Za niedługo nadejdzie lato i pierwsze transfery. Czy obu finalistów
można uznać za faworyta do następnego pucharu? Na pewno można
liczyć na Bayern, a co do Borussii nie jestem pewien. Oba niemieckie
drużyny dostarczyły nam nie lada emocji w tej edycji LM i oby za
rok było podobnie. A może Legia przejmie miano rewelacji?
Marzenia:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz