W 1/8 finału LM wszystkim zapierał wdech w piersiach dwumecz Real vs Manchester U. Tegoroczna Liga Mistrzów wyjątkowo nas rozpieszcza, oferując nam kolejne super widowisko, które nie często możemy zobaczyć, gdyż Bayern rzadko mierzy się z Juventusem i to na takim poziomie. Dla nas kolorowo, ale w Anglii rozpłacz. Pierwszy raz do 1996 roku angielskie kluby będą nieobecne w ćwierćfinale LM.
Nie popieram opinii, że angielska piłka stała się słabsza. Ba! Jest na odwrót, ponieważ ona jest coraz silniejsza. Kiedyś była tylko wielka czwórka (MU, Chelsea, Liverpool i Arsenal), a teraz za plecami Czerwonych Diabłów o miejsce na podium walczy sześć drużyn. Słabsze ekipy śmiało konkurują z najlepszymi w Premier League, a nawet są na tym samym poziomie. To, że w następnej fazie LM nie zobaczymy żadnej drużyny z pod szyldu Anglii, nie jest czymś dziwnym. Taka ma być właśnie piłka nożna! Jej zadaniem jest zaskakiwać. Aby bronić angielskich drużyn, warto prześledzić rywali ich rywali. Manchester United musiał stawić czoła z Realem Madryt, który nie jest jakimś klubikiem. Chelsea mogło spisać się lepiej, ale walka z Juventusem czy fenomenalnym Szachtarem także było dużym wyzwaniem. Na drodze City stali Królewscy wraz z BVB i nieprzewidywalnym Ajaxem. Arsenal od razu po fazie grupowej miał za zadanie przezwyciężyć niesamowity w tym sezonie Bayern Monachium. Żaden z owych zespołów nie zaliczył większych wpadek, a po prostu mieli wymagających przeciwników. Nie możemy rozgłaszać, że angielska piłka się skompromitowała. Jednakże faktem jest, że nikt wcześniej nie przepuszczał takich rozwiązań, a poprzednie lata wymuszały na nas myślenie, że wielce prawdopodobne jest kolejny finał z udziałem przynajmniej jednej drużyny z PL. Stało się inaczej, a honoru Brytanii bronić będą Chelsea i Tottenham, ale tylko w Lidze Europejskiej, której formatu nie można porównywać z LM.
Przedstawicieli z Wlk. Brytanii zabraknie, a pustkę wypełniły kilka niespodziewanych gości. Na pewno nikt nie mógł domyśleć się, że Malaga nawet awansuje z grupy, którą zdemolowała. Sen kopciuszka trwa nadal i nawet FC Porto nie zdołał go przerwać, choć był blisko. Teraz przed klubem z Andaluzji czeka ciężkie zadanie w postaci mistrzów Niemiec. BvB może być bardzo zadowolone z losowania, ale ja nadal wierzę w hiszpańską drużynę. Myślę, że mają zadatki na postawienie się większemu przeciwnikowi z Zagłębia Ruhry. Lecz większość typuje Borussie na faworytów i na pewno TVP pokaże ten mecz, niż pojedynek Realu z Galatasaray, czyli kolejnej drużyny, która dość sensacyjnie gra nadal. Turecki klub nie miał zbyt wymagającego przeciwnika, a to nie przeszkadzało wystawić wraz z Schalke znakomitego przedstawienia i walki w obu meczach. Teraz Stambuł powita gości z Madrytu, którzy są aktualnie na fali wznoszącej. Dzięki znakomitym wynikom z ostatnich tygodni z Barcą i MU, Realowi urosły skrzydła. Musiałoby się coś wydarzyć naprawdę złego, aby Królewscy musieliby uznać wyższość zawodników z Azji Mniejszej. Plusem dla Galaktycznych jest również motywacja, bo tylko dziesiąte zwycięstwo w LM może uratować ten sezon. Może jednak Drogba i Sneijder pomogą wreszcie Yilmazowi i reszcie?
Równie dość ciekawie wygląda potyczka PSG z Barcą. To rozstrzygnie co jest lepsze: wyszkolenie piłkarzy, a może petrodolary? Dla Blaugrany powinien być to dobry rywal, ale PSG jest złożona z piłkarzy takiego typu, że raz grają na naprawdę wysokim poziomie, a za drugim razem są po prostu beznadziejni. W dodatku francuska drużyna będzie mogła znów korzystać z usług Ibry, który jest najważniejszym elementem taktyki Ancelottiego. Gdy go nie ma, to od razu PSG wydaje się słabsze i gra słabiej. Lucas z Lavezzim są również świetni, aczkolwiek to Szwed wnosi to coś, co pozwala osiągać dobre wyniki. Aż szkoda, że Pep odszedł z Barcelony, bo mógłby się zmierzyć z szwedzkim piłkarzem, z którym mu nie jest po drodze i każdy wie, że nie układa się między nimi najlepiej. Bardzo chciałbym obejrzeć przynajmniej jeden ich mecz, bo Duma Katalonii wróciła do swojej wysokiej formy, ale niestety zostaną mi tylko skróty. A to wszystko za sprawą dnia rozgrywania spotkań, ponieważ w tym samym czasie walczyć będą ze sobą Bayern i Juventus.
Uhhh.....można dostać dreszczy. Przed nami kolejny "przed" finał. Bayern i Juventus są aktualnie w tak niesamowitej dyspozycji, że obie te drużyny mogłyby spokojnie spotkać się dopiero na Wembley. Lecz los chciał inaczej i spotkają się w ćwierćfinale. Klub z Monachium dominuje w Bundeslidze i już na początku kwietnia może zaklepać sobie mistrzostwo Niemiec, tym samym kończąc dwuletnią dominacje Borussi Dortmund. Natomiast Stara Dama udowadnia w kolejnym sezonie z rzędu, że nie ma na nią silnych, a piłkarze tego znakomitego zespołu grają ze sobą wprost bajecznie. W tym przypadku nikt nie może ogłosić 100% faworyta. Obie ekipy rządzą na swoim krajowym podwórku oraz dobrze radzą sobie w Europie. Choć tutaj mogę znaleźć szczegół, który odpowiada za zwycięstwem Juventusu. Włoska drużyna miała trudniejszą grupę, z której wyszła zwycięsko. No może miała lżej od Bayernu w 1/8 finału, albowiem Celtic wymagającą drużyną nie był dla włoskiego giganta. Bayern trochę musiał się pomęczyć z Arsenalem w rewanżu, ale sam jest sobie winien, bo nie potrzebnie dał pole do popisu na Alianz Arena. Jakkolwiek nie patrząc, rywale są godni swojego poziomu, a sama potyczka będzie godna poziomu Champions League. W ogóle półfinały mogą być naprawdę ciekawe i nie zdziwię się jeśli np.: Malaga znajdzie się tam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz