Ekstraklasa charakteryzuje się wieloma
rzeczami. Jedną z nich jest niepewna pozycja każdego trenera. Co
sezon jesteśmy świadkami jak po kilku nieudanych meczach klub żegna
się z szkoleniowcem i na siłę szuka nowego, myśląc, że
przyniesie coś pozytywnego. Najczęściej po drużynie nie widać
zmiany, a nawet panuje większy chaos. Trenerską ruletkę sezonu
2013/2014 rozpoczął Zagłębie Lubin, z którego został
wyrzucony Pavel Hapal.
środa, 31 lipca 2013
sobota, 20 lipca 2013
Zrozummy fanów...
Wczoraj świat obiegła informacja, że Tito Vilanova zrezygnował z funkcji trenera FC Barcelony. Powodem jest nawracający nowotwór. Cały piłkarski świat współczuje byłemu szkoleniowcy Barcy. Dla niego była to trudna decyzja. Choroba odbiera mu życie, czyli piłkę nożną. Nie ma nic gorszego niż problem, który przerywa to co lubisz i robi z ciebie nieszczęśliwego człowieka. Ci, którzy nie chcą, nie muszą czytać tego tekstu. Są szanse, że zachowam się jak typowy hejter. W centrum moich rozmyślań nie będą problemy Tito. Napiszę to, co każdemu polskiemu fanowi przeszło przez myśl, a zwłaszcza tym, co udali się do Gdańska.
Animo Tito! Tak wołać przez następne dni będzie świat. Zapewne w takich koszulkach wyjdą piłkarze Barcelony na przywitanie się z Primierą Division. Vilanova od lat boryka się z rakiem. Ostatnio problem powrócił. Były trener katalońskiego klubu stracił kilka meczów, lecząc się w Nowym Jorku. Po powrocie nie było przesłanek, że w Katalonii czas na dużą zmianę. Nikt nie spodziewał się, że będzie zmuszony zrezygnować z zaszczytnego stanowiska jakim jest posada trenera Blaugrany. W tej sytuacji nie liczy się podział na zwolenników i przeciwników zastępcy Guardioli. Wielu uznawało, że 100 pkt. zdobyte w poprzednim sezonem było zasługą szkoleniowca Bayernu, a nie Tito. Ja miałem przyjemność przeczytać ciekawą książkę o nim i z niej dowiedziałem się, że tak naprawdę cudowne lata 2008-2012 nie są całkowicie zasługą Pepa, ale i Vilanova maczał w tym palce. Osobiście byłem jego zwolennikiem. Ważniejszy głos mają oddani kibice Dumy Katalonii. Niektórzy z nich uważają, że nic specjalnego robić nie musiał, inni zarzucają mu, że obniżył poziom Barcy, a reszta uważa go za dobrego trenera. Sąd jest teraz najmniej ważny. Tito "abdykował" nie ze swojej winy. Tę bitwę zwyciężyła choroba, ale wojna trwa dalej. Oby na końcu Vilanova okazał się zwycięzcą.
Ruszyła machina plotkarska. Portale i gazety rzucają pomysłami na temat nowego prowadzącego barcelońskiej machiny.Czas goni. Sezon tuż tuż, a trzeba jeszcze drużynę odpowiednio przygotować. Plotki plotkami. Lepiej poczekać, aż Sandro Rosell wyjdzie na mównicę i ogłosi prawdziwą informację. Mnie bardziej interesuje polski akcent w całej sprawie.
Rezygnacja Tito przyczyniła się do odwołania meczu sparingowego Lechia - Barcelona, uważanego przez TVP i innych głupich dziennikarzy "Super Meczem". Jaki nadzwyczajny mecz? Zwykły sparing, podczas którego Gdańszczanie dostaliby ostro w kość. Jednak nie mieszkamy w Hiszpanii, a od 17 lat żaden polski klub nie grał w LM, więc przyjazd Barcy jest wydarzeniem, ale nie super meczem, bo Lechia nie jest super..
Sparingu nie będzie! Rozumiem powód tej decyzji. Sam na miejscu piłkarzy postanowiłbym nie lecieć do Gdańska. Jak można grać, jeżeli twój trener, z którym jesteś zżyty od kilku lat znienacka rezygnuje i już nie będziesz się z nim widywał w szatni? Ponadto powodem rezygnacji jest nowotwór. Polscy Cules i inni kibice nie są źli, bardziej rozczarowani i smutni. Na poprawę humorów chodzą słuchy, że mecz zostanie rozegrany w innym terminie, a goście przylecą silniejszym składem.
Aczkolwiek znajdziemy grupę osób, których rozwścieczyła wczorajsza wiadomość. Ich również trzeba zrozumieć. Kilka tysięcy osób wybrało parę dni urlopu, wydało pieniądze na bilet pociągowy/samolotowy lub benzynę i pokój w hotelu. Kasy za wejściówki nie liczę, gdyż jak znam życie będzie oddana. Mniejszy problem mają mieszkańcy Gdańska i okolic. Im pozostało samo rozczarowaniem brakiem meczu oraz obietnica innego terminu. Natomiast reszta poświęciła swoje urlopy, czas i pieniądze, aby zjawić się w Gdańsku. Wiele z nich już od czwartku lub piątku przebywają nad morzem nie w celu wakacyjnego odpoczynku, ale ze względu na "Super Mecz" jak nazywają go różne źródła informacji. Ci wszyscy wściekli pochodzą z różnych regionów kraju, często odległych, ale nie tylko. Część widzów, którzy mieli zasiąść na PGE Arenie przyleciało zza granicy. Taki wyjazd równa się z jeszcze większym wydatkiem. O pieniądze właśnie chodzi. Organizator zwróci za kupienie biletów na mecz, ale o środkach przeznaczonych na cele logistyczne nie ma mowy!
Jestem bardzo ciekaw kiedy Tito Vilanova powiedział Rosell'owi o swojej decyzji. Czy obaj wiedzieli już po zakończeniu poprzedniego sezonu, że są małe szanse na pogodzenie choroby z ławką trenerską? Jeśli zgadłem, taka wiadomość nie powinna pójść w świat odrobinę wcześniej? Tylko tak dywaguję, ale wtedy nie byłoby problemu z polskim sparingiem. Wydawać się mogło, że trochę nas olali, ogłaszając światu taką "bombę" tuż przed meczem z Lechią. Rosell wiedział już wcześniej o tym wszystkim. Dowodem na to jest zapowiedź ogłoszenia nowego trenera w następnym tygodniu. Nie uwierzę, że na szybko będą przeprowadzone poszukiwania. O negocjacjach nie warto myśleć, bo nawet sam Mourinho chętnie zająłby miejsce Tito, gdyby nie przeszedł do Chelsea. Barca musi już od dłuższego czasu rozglądać się za kimś nowym. E tam... można poświęcić małą Lechię i Polaków. Czy rezygnacja Tito przed meczem z Bayernem lub jakąś trasą, spowodowałaby rezygnacje z nich? NIE! Nawet gdy piłkarze błagaliby o nową datę! Zarząd nie zgodziłby się. Spore pieniążki idą z takich potyczek i chory Vilanova nie jest przeszkodą do zarobku. Mecz w Gdańsku był jedynie przystankiem do powrotu formy, więc jest mało istotny.
Sprawa jest delikatna. Chodzi o agresywną chorobę, która często kończy się śmiercią. Jednak nie wolno atakować osób, które są wściekłe z powodu odwołania sparingu. Podróż do Gdańska, tylko po to, aby dowiedzieć się, że meczu nie będzie, jest dobrym argumentem do złości. Nie obchodzi ich nawet, że spotkanie odbędzie się w innym terminie. Większość nie da rady po raz drugi pojawić się nad Morzem Bałtyckim. Wszystko potęguje nadchodzący mecz Barcelony z Bayernem, który nie został odwołany. Polscy kibice mają prawą czuć się olani, gdyż z dnia na dzień nie ogłasza się tak smutnej i ważnej wiadomości.
Animo Tito!
Animo Tito! Tak wołać przez następne dni będzie świat. Zapewne w takich koszulkach wyjdą piłkarze Barcelony na przywitanie się z Primierą Division. Vilanova od lat boryka się z rakiem. Ostatnio problem powrócił. Były trener katalońskiego klubu stracił kilka meczów, lecząc się w Nowym Jorku. Po powrocie nie było przesłanek, że w Katalonii czas na dużą zmianę. Nikt nie spodziewał się, że będzie zmuszony zrezygnować z zaszczytnego stanowiska jakim jest posada trenera Blaugrany. W tej sytuacji nie liczy się podział na zwolenników i przeciwników zastępcy Guardioli. Wielu uznawało, że 100 pkt. zdobyte w poprzednim sezonem było zasługą szkoleniowca Bayernu, a nie Tito. Ja miałem przyjemność przeczytać ciekawą książkę o nim i z niej dowiedziałem się, że tak naprawdę cudowne lata 2008-2012 nie są całkowicie zasługą Pepa, ale i Vilanova maczał w tym palce. Osobiście byłem jego zwolennikiem. Ważniejszy głos mają oddani kibice Dumy Katalonii. Niektórzy z nich uważają, że nic specjalnego robić nie musiał, inni zarzucają mu, że obniżył poziom Barcy, a reszta uważa go za dobrego trenera. Sąd jest teraz najmniej ważny. Tito "abdykował" nie ze swojej winy. Tę bitwę zwyciężyła choroba, ale wojna trwa dalej. Oby na końcu Vilanova okazał się zwycięzcą.
Ruszyła machina plotkarska. Portale i gazety rzucają pomysłami na temat nowego prowadzącego barcelońskiej machiny.Czas goni. Sezon tuż tuż, a trzeba jeszcze drużynę odpowiednio przygotować. Plotki plotkami. Lepiej poczekać, aż Sandro Rosell wyjdzie na mównicę i ogłosi prawdziwą informację. Mnie bardziej interesuje polski akcent w całej sprawie.
Rezygnacja Tito przyczyniła się do odwołania meczu sparingowego Lechia - Barcelona, uważanego przez TVP i innych głupich dziennikarzy "Super Meczem". Jaki nadzwyczajny mecz? Zwykły sparing, podczas którego Gdańszczanie dostaliby ostro w kość. Jednak nie mieszkamy w Hiszpanii, a od 17 lat żaden polski klub nie grał w LM, więc przyjazd Barcy jest wydarzeniem, ale nie super meczem, bo Lechia nie jest super..
Sparingu nie będzie! Rozumiem powód tej decyzji. Sam na miejscu piłkarzy postanowiłbym nie lecieć do Gdańska. Jak można grać, jeżeli twój trener, z którym jesteś zżyty od kilku lat znienacka rezygnuje i już nie będziesz się z nim widywał w szatni? Ponadto powodem rezygnacji jest nowotwór. Polscy Cules i inni kibice nie są źli, bardziej rozczarowani i smutni. Na poprawę humorów chodzą słuchy, że mecz zostanie rozegrany w innym terminie, a goście przylecą silniejszym składem.
Aczkolwiek znajdziemy grupę osób, których rozwścieczyła wczorajsza wiadomość. Ich również trzeba zrozumieć. Kilka tysięcy osób wybrało parę dni urlopu, wydało pieniądze na bilet pociągowy/samolotowy lub benzynę i pokój w hotelu. Kasy za wejściówki nie liczę, gdyż jak znam życie będzie oddana. Mniejszy problem mają mieszkańcy Gdańska i okolic. Im pozostało samo rozczarowaniem brakiem meczu oraz obietnica innego terminu. Natomiast reszta poświęciła swoje urlopy, czas i pieniądze, aby zjawić się w Gdańsku. Wiele z nich już od czwartku lub piątku przebywają nad morzem nie w celu wakacyjnego odpoczynku, ale ze względu na "Super Mecz" jak nazywają go różne źródła informacji. Ci wszyscy wściekli pochodzą z różnych regionów kraju, często odległych, ale nie tylko. Część widzów, którzy mieli zasiąść na PGE Arenie przyleciało zza granicy. Taki wyjazd równa się z jeszcze większym wydatkiem. O pieniądze właśnie chodzi. Organizator zwróci za kupienie biletów na mecz, ale o środkach przeznaczonych na cele logistyczne nie ma mowy!
Jestem bardzo ciekaw kiedy Tito Vilanova powiedział Rosell'owi o swojej decyzji. Czy obaj wiedzieli już po zakończeniu poprzedniego sezonu, że są małe szanse na pogodzenie choroby z ławką trenerską? Jeśli zgadłem, taka wiadomość nie powinna pójść w świat odrobinę wcześniej? Tylko tak dywaguję, ale wtedy nie byłoby problemu z polskim sparingiem. Wydawać się mogło, że trochę nas olali, ogłaszając światu taką "bombę" tuż przed meczem z Lechią. Rosell wiedział już wcześniej o tym wszystkim. Dowodem na to jest zapowiedź ogłoszenia nowego trenera w następnym tygodniu. Nie uwierzę, że na szybko będą przeprowadzone poszukiwania. O negocjacjach nie warto myśleć, bo nawet sam Mourinho chętnie zająłby miejsce Tito, gdyby nie przeszedł do Chelsea. Barca musi już od dłuższego czasu rozglądać się za kimś nowym. E tam... można poświęcić małą Lechię i Polaków. Czy rezygnacja Tito przed meczem z Bayernem lub jakąś trasą, spowodowałaby rezygnacje z nich? NIE! Nawet gdy piłkarze błagaliby o nową datę! Zarząd nie zgodziłby się. Spore pieniążki idą z takich potyczek i chory Vilanova nie jest przeszkodą do zarobku. Mecz w Gdańsku był jedynie przystankiem do powrotu formy, więc jest mało istotny.
Sprawa jest delikatna. Chodzi o agresywną chorobę, która często kończy się śmiercią. Jednak nie wolno atakować osób, które są wściekłe z powodu odwołania sparingu. Podróż do Gdańska, tylko po to, aby dowiedzieć się, że meczu nie będzie, jest dobrym argumentem do złości. Nie obchodzi ich nawet, że spotkanie odbędzie się w innym terminie. Większość nie da rady po raz drugi pojawić się nad Morzem Bałtyckim. Wszystko potęguje nadchodzący mecz Barcelony z Bayernem, który nie został odwołany. Polscy kibice mają prawą czuć się olani, gdyż z dnia na dzień nie ogłasza się tak smutnej i ważnej wiadomości.
Animo Tito!
poniedziałek, 15 lipca 2013
Polskie Bagno - Nie krytykuj ich, bo będziesz następny!
Do takich chwil warto żyć. Mogło wydawać się, że polska piłka jest pełna absurdów. Ale to co zrobiło dwóch piłkarzy Śląska Wrocław przekracza wszelkie granice. Kelemen i Stevanović zarządzili odpowiednio 5 i 10 tysięcy zadośćuczynienia za filmiki udostępnione na You Tube.
Adwokat Robert Kaczorowski wysłał list do pana Daniela Pawłowskiego, w którym oskarżył go o bezprawne umieszczenia filmików, przedstawiające wizerunek Mariana Kelemena w sposób naruszający jego dobra osobiste. Kim jest Daniel Pawłowski? Specjalizuje się w trenowaniu bramkarzy. Posiada konto na YT, które nazywa się "Trening Decyzji Bramkarzy". Umieszcza na nim filmy różnych interwencji bramkarskich, sytuacji podbramkowych i opisuje w nich zachowanie goalkeepera. Pan trener miał śmiałość udostępnić dwa filmiki przedstawiających Kelemena! Pierwszy z nich pokazywał wszystkie puszczone bramki przez słowackiego bramkarza w rundzie jesiennej sezonu 12/13. Jednakże materiał video nie miał na celu wyśmiania jego umiejętności. Pawłowski dosyć dokładnie opisywał jak powinien zachować się bramkarz w danych sytuacjach, w których znalazł się piłkarz Śląska. Oczywiście wytykał błędy Marianowi, ale robił to dla innych bramkarzy, dla których poradnik ma pomóc w szlifowaniu umiejętności.
Drugi film ukazuje jak bramkarz Śląska Wrocław sprowokował rzut karny w meczu z Bełchatowem. W nim również trener w sposób rzetelny opisał błędy, których każdy bramkarz powinien się wystrzegać. To bardzo rozwścieczyło Słowaka!
Marian Kelemen miał prawo do gniewnej reakcji. Przecież oba filmy mówiły o jego nieudanych interwencjach. Tylko, że jest dorosłym facetem i doświadczonym bramkarzem. Oglądając materiały Daniela Pawłowskiego, powinien mu podziękować za to, a nie oskarżać. Przecież w nich nie było niczego, co mogło urazić jego szanowną osobę. W filmie nie ma żadnych wyzwisk, ani naśmiewania się z bramkarza. Więc o co mu chodzi? To są zwykłe poradniki, które mają pomóc nowej generacji bramkarzy oraz starym wyjadaczom! Kelemen zachował się jak zwykły "gimbus", który myśli, że jest najlepszy na świecie i popłakał się, po czym od razu pobiegł do mamy, czyli pracownika kancelarii.
Adwokat obok pieniędzy chce, aby autor usunął filmy ze swojego kanału oraz nigdy więcej nie "atakował" osoby Kelemena. Podobnie zachował się kolega klubowy Mariana- Stevanović. Za pośrednictwem tego samego prawnika, zażądał 10 tysięcy złotych od jednego z dziennikarzy weszlo.com. Chodzi o kolejny film, na którym widać jak Stevanović wolno wraca do obrony, skutkiem czego była utrata bramki przez Śląsk. Śmiechu warte! Nieprawdaż? Chce uzyskać 10 kawałków za to, że sam popełnił błąd! Panie Stevanović! Lepiej niech pan trenuje powroty do defensywy, a nie oskarża żurnalisty!
Cały list do Daniela Pawłowskiego oraz jego filmy dostępny pod tym linkiem: http://www.weszlo.com/news/15595-Kelemen_i_Stevanovic_domagaja_sie_kasy_Boskie
Nie wiem co mam powiedzieć. Śmiać się, czy płakać? Polska piłka jest pełna dziwnych absurdów. Umiem zrozumieć jeszcze testowanie amatorów z Rumunii. Można pojąć obstawianie meczów przez jednego z najlepszych sędziów w Polsce, ale jakkolwiek trudno uświadomić sobie, że profesjonaliści zachowują się jak przedszkolaki, którym kolega wytrącił lizaczka z rączki.
Obaj zawodnicy dopiero teraz staną się obiektem kpin. Żaden filmik tego nie uczynił. Oni sami spowodowali, że cała Polska będzie się z nich naśmiewać. A to wszystko przez to, że dwaj piłkarze okazali się idiotami, oskarżając trenera i dziennikarza, którzy nic złego nie zrobili. Ajajajajajaj! Przepraszam wielmożnych panów Kelemena i Stevanović'a. Jesteście najinteligentniejszymi ludźmi, najlepszymi sportowcami i najprzystojniejsi na świecie, a nawet we Wszechświecie! Śląsk ma niesamowite szczęście, że jesteście jego piłkarzami. Tylko zazdrościć!
Hahahaha. Oczywiście żartuję, ale cicho, bo jeszcze usłyszą!
Strach się bać, jeżeli reszta zawodników Ekstraklasy i nie tylko wpadnie na takie pomysły! Oj co się będzie działo, gdy Grzegorz Rasiak postanowi wyciągnąć od wszystkich odszkodowanie! Albo Krzynówek lub Gmoch! O matko! Każdy obywatel Polski nie wypłaci się do końca życia! Skończy się robienie głupich memów i wymyślanie kawałów! Polsko bój się!
Adwokat Robert Kaczorowski wysłał list do pana Daniela Pawłowskiego, w którym oskarżył go o bezprawne umieszczenia filmików, przedstawiające wizerunek Mariana Kelemena w sposób naruszający jego dobra osobiste. Kim jest Daniel Pawłowski? Specjalizuje się w trenowaniu bramkarzy. Posiada konto na YT, które nazywa się "Trening Decyzji Bramkarzy". Umieszcza na nim filmy różnych interwencji bramkarskich, sytuacji podbramkowych i opisuje w nich zachowanie goalkeepera. Pan trener miał śmiałość udostępnić dwa filmiki przedstawiających Kelemena! Pierwszy z nich pokazywał wszystkie puszczone bramki przez słowackiego bramkarza w rundzie jesiennej sezonu 12/13. Jednakże materiał video nie miał na celu wyśmiania jego umiejętności. Pawłowski dosyć dokładnie opisywał jak powinien zachować się bramkarz w danych sytuacjach, w których znalazł się piłkarz Śląska. Oczywiście wytykał błędy Marianowi, ale robił to dla innych bramkarzy, dla których poradnik ma pomóc w szlifowaniu umiejętności.
Drugi film ukazuje jak bramkarz Śląska Wrocław sprowokował rzut karny w meczu z Bełchatowem. W nim również trener w sposób rzetelny opisał błędy, których każdy bramkarz powinien się wystrzegać. To bardzo rozwścieczyło Słowaka!
Marian Kelemen miał prawo do gniewnej reakcji. Przecież oba filmy mówiły o jego nieudanych interwencjach. Tylko, że jest dorosłym facetem i doświadczonym bramkarzem. Oglądając materiały Daniela Pawłowskiego, powinien mu podziękować za to, a nie oskarżać. Przecież w nich nie było niczego, co mogło urazić jego szanowną osobę. W filmie nie ma żadnych wyzwisk, ani naśmiewania się z bramkarza. Więc o co mu chodzi? To są zwykłe poradniki, które mają pomóc nowej generacji bramkarzy oraz starym wyjadaczom! Kelemen zachował się jak zwykły "gimbus", który myśli, że jest najlepszy na świecie i popłakał się, po czym od razu pobiegł do mamy, czyli pracownika kancelarii.
Adwokat obok pieniędzy chce, aby autor usunął filmy ze swojego kanału oraz nigdy więcej nie "atakował" osoby Kelemena. Podobnie zachował się kolega klubowy Mariana- Stevanović. Za pośrednictwem tego samego prawnika, zażądał 10 tysięcy złotych od jednego z dziennikarzy weszlo.com. Chodzi o kolejny film, na którym widać jak Stevanović wolno wraca do obrony, skutkiem czego była utrata bramki przez Śląsk. Śmiechu warte! Nieprawdaż? Chce uzyskać 10 kawałków za to, że sam popełnił błąd! Panie Stevanović! Lepiej niech pan trenuje powroty do defensywy, a nie oskarża żurnalisty!
Cały list do Daniela Pawłowskiego oraz jego filmy dostępny pod tym linkiem: http://www.weszlo.com/news/15595-Kelemen_i_Stevanovic_domagaja_sie_kasy_Boskie
Nie wiem co mam powiedzieć. Śmiać się, czy płakać? Polska piłka jest pełna dziwnych absurdów. Umiem zrozumieć jeszcze testowanie amatorów z Rumunii. Można pojąć obstawianie meczów przez jednego z najlepszych sędziów w Polsce, ale jakkolwiek trudno uświadomić sobie, że profesjonaliści zachowują się jak przedszkolaki, którym kolega wytrącił lizaczka z rączki.
Obaj zawodnicy dopiero teraz staną się obiektem kpin. Żaden filmik tego nie uczynił. Oni sami spowodowali, że cała Polska będzie się z nich naśmiewać. A to wszystko przez to, że dwaj piłkarze okazali się idiotami, oskarżając trenera i dziennikarza, którzy nic złego nie zrobili. Ajajajajajaj! Przepraszam wielmożnych panów Kelemena i Stevanović'a. Jesteście najinteligentniejszymi ludźmi, najlepszymi sportowcami i najprzystojniejsi na świecie, a nawet we Wszechświecie! Śląsk ma niesamowite szczęście, że jesteście jego piłkarzami. Tylko zazdrościć!
Hahahaha. Oczywiście żartuję, ale cicho, bo jeszcze usłyszą!
Strach się bać, jeżeli reszta zawodników Ekstraklasy i nie tylko wpadnie na takie pomysły! Oj co się będzie działo, gdy Grzegorz Rasiak postanowi wyciągnąć od wszystkich odszkodowanie! Albo Krzynówek lub Gmoch! O matko! Każdy obywatel Polski nie wypłaci się do końca życia! Skończy się robienie głupich memów i wymyślanie kawałów! Polsko bój się!
piątek, 5 lipca 2013
Bardzo nieładnie panie Siejewicz!
Rano przeglądając Facebook'a
natrafiłem na wpis portalu weszlo.com. W wiadomości został dodany
film, w którym główną rolę gra Hubert Siejewicz,
międzynarodowy arbiter, sędziujący na co dzień mecze rodzimej
Ekstraklasy. Co robił na materiale video? Ćpał? Chlał? Z chęcią
przyjął białą kopertę wypełnioną gotówką? Nie!
Wypełniał zwykły kupon, w zwykłym punkcie bukmacherskim. Za ten
papierek może przypłacić karierą.
Wiele osób regularnie chodzi do
bukmacherów. Hazard uzależnia, a człowiek jest podatny na
uzależnienia. Zawsze zaczyna się od „małej” dyszki, a kończy
na tysiącach. Łatwy zysk oślepia i powoduje, że wpada się w
coraz większe bagno, które zamiast pomóc, szkodzi.
Panu Hubercie hazard zaszkodził. Nie
zbankrutował lub narobił sobie długu u mafii, ale zapomniał, że
jest sędzią piłkarskim, a takim nie wypada typować wyników
za pieniądze. Okazało się, że Siejewicz jest zapalonym
miłośnikiem zakładów sportowych! Już wcześniej wielu
świadków dawało sygnały, że Hubert Siejewicz odwiedza
białostockie zakłady bukmacherskie. Ten nie ukrywał się z tym.
Ba! Raz wygrał 50 tysięcy złotych w radiowej loterii! Te fakty
potwierdzają tylko, że sędzia ma słabość do hazardu i
pieniędzy.
Arbiter w rozmowie z Zbigniewem
Przesmyckich, przewodniczącym Komisji Sędziów PZPN, przyznał
się, że typował mecz Agnieszki Radwańskiej. Zaraz! Co ma
Agnieszka Radwańska do piłki nożnej? Nic, ale to nie obchodzi
obowiązującego w jego przypadku prawu. Pan Hubert jako zawodowy
sędzia podlega przepisom specjalnego kontraktu, który
podpisał. W paragrafie 3, podpunkcie 13 widnieje zapis, który
zakazuje typowania w zakładach bukmacherskich. Ten przepis został
złamany, a polski sędzia będzie musiał liczyć się z
konsekwencjami.
Przewodniczący Kolegium Sędziów
zaapelował już do Zbigniewa Bońka o natychmiastowe rozwiązanie
umowy z Hubertem Siejewicza.
Przewodniczący Kolegium Sędziów wnioskuje do prezesa PZPN o rozwiązanie w trybie natychmiastowych umowy z sędzią zawodowym H.Siejewiczem. Decyzja spowodowana podejrzeniem złamania warunków kontraktu, który zakazuje arbitrom udziału w zakładach bukmacherskich i grach hazardowych.
Co grozi Siejewiczowi? Boniek powinien
jak najszybciej rozwiązać z nim kontrakt, jeżeli chce zachować
twarz. Arbiter złamał jedną z ważniejszych zasad. Następnie
czekają go rozmowy z różnymi komisjami. W najlepszym wypadku
powinien zostać zawieszony na jakiś czas, a najgorszy wariant
pozbawia go uprawnień do sędziowania.
Nic nie usprawiedliwia idiotyzmu pana
Huberta. Sam sobie jest winien. Najprawdopodobniej pożegna się z
wielką karierą sędziego. Nawet jeśli nim pozostanie. Bo wątpię,
że szczytem jego marzeń było sędziowanie spotkań drużyn z A
Klasy. A za kilkanaście dni miał poprowadzić mecz eliminacji do
Ligi Europy...
Zarazem brawa dla pracownika tego
punktu bukmacherskiego, za rozpoznanie sędziego i nagranie go z
ukrycia. Trzeba zwalczać takie osoby, bo z hazardu bliska droga do
korupcji, która jest chorobą polskiej piłki nożnej.
Nie jest to jedyna wpadka na tle
polskiego sędziowania. Wydarzenia z pewnego meczu ligi juniorów
zostały w cieniu, ale niektórzy obserwują dalszy przebieg wydarzeń.
W meczu Kosy Konstancin, założonej przez Romana Koseckiego,
wiceprezes wygonił sędziego i sam przejął opiekę nad spotkaniem!
Po meczu sfałszował protokół, z którego wynikał, że
nie było żadnego arbitra i całe 90 minut prowadził Kosecki! Gołym
okiem widać, że bliski współpracownik Zbigniewa Bońka
nadużył swoich kompetencji. Prezes PZPN-u również w tym
wypadku powinien być surowy.
wtorek, 2 lipca 2013
Dlaczego 3-0?
Emocje opadły, więc można pisać o
finale, całym turnieju, który był próbą generalną
przed Mundialem 2014. Ja skupię się na ostatnim meczu, tym
najważniejszym. Resztę statystyk zostawiam portalom informacyjnym.
Mecz o złoto miał być ciekawy, zaskakujący. Na pewno zaskoczył.
Jednak trudno o widowisko, gdy jedna drużyna gra, a druga robi tło.
Zacznę od kwestii, że finał powinien
wyglądać zupełnie inaczej. Pojedynek Włoch z Urugwajem miał
dojść do skutku, ale siedem godzin później! Tak już jest w
tej piłce nożnej, że nie trzeba być lepszym od rywala, żeby
wygrać mecz. Brazylia i Hiszpania z przebiegu półfinałów
nie zasługiwali na grę przed kibicami z Maracany. Jednak cały czas
wyczekiwano tego pojedynku i z drugiej strony dobrze, że doszedł do
skutku. Każdy na świecie chciał zobaczyć taki mecz. Mecz, który
miałby jakąś ważną rangę, a nie przyszywkę sparingu.
Doczekaliśmy wielkiego finału Pucharu
Konfederacji. Niepokonana La Furia Roja zmierzyła się z
organizatorem przyszłych Mistrzostw Świata. Miała być walka do
upadłego, ale trudno użyć słowa „walka”. Bardziej był to
pokaz siły jednej drużyny. Brazylia pokazała, że jest wielka. Na
to czekał cały kraj i rząd, bo tajemnicą nie jest, że
brazylijskie społeczeństwo chce przyspieszonych wyborów.
Pani prezydent pragnęła tego zwycięstwa, w nadziei, że
społeczeństwo na chwilę zapomni o problemach i ogromnych
pieniądzach wydawanych na organizację MŚ i IO.
Nie będę zabrudzał bloga polityką.
Na nowej Maracanie pojawił się nowy brazylijski duch. Duch, który
jest w stanie zdobyć Puchar Świata. Przed PK Brazylia była cichym
faworytem do szóstego mistrzostwa, ale nikt nie chciał
ryzykować tym stwierdzeniem. Pamiętamy nieudane mistrzostwa 2006 i
2010. Ja od dawna widzę w tej drużynie pretendenta do złotego
medalu. Nie z powodu jakiś sentymentów. Podziwiam te pięć
tytułów najlepszej reprezentacji na świecie oraz kocham
brazylijski styl, polegający na nienagannym dryblingu, ale
obiektywnie oceniając nowych Canarinhos, uważam ich za silniejszą
drużyną od tej z 2002 roku! Największym minusem jest liczba
indywidualności. Po to wrócił Scolari. Dostał za zadanie
przywrócić świetność Brazylii i uczynił to! W trybie
natychmiastowym zgrał ze sobą ten piękny dla oczu skład. Po jego
półrocznej obecności, już teraz można zbierać owoce jego
pracy.
Ok! Brazylia cztery i osiem lat
wcześniej także wygrała PK, a na głównym turnieju
zawiodła. Wtedy było inaczej, a także Canarinhos nie grali dobrej
piłki. Przykład: finał w RPA z USA, gdzie po krótkim czasie
musieli odrabiać stratę dwóch bramek. W tym roku pokazali
wielkość. Kanarki szalały w grupie. Wyłącznie półfinał
pozostawiał wiele do życzenia, lecz w meczu z Hiszpanią,
reprezentacja przeprosiła swoich kibiców, którzy
stworzyli niesamowitą atmosferę, mimo problemów z
państwowymi władzami. Aż pojawiała się gęsia skórka, gdy
reprezentanci wraz z trybunami przedłużali hymn państwowy i
śpiewali go A capella, demonstrując swą narodowość i chęć
zwycięstwa.
Dziś, dwa dni po zakończeniu PK,
Brazylia stała się głównym faworytem MŚ. W pełni
zasłużenie. Ta kadra jest gotowa grać niesamowity futbol,
nieosiągalny dla innych. Scolari w pełni wykorzystał potencjał PK
do przygotowania drużyny na turniej. Jeszcze zostały sparingi, ale
my na swoim przykładzie wiemy, że one wiele nie dają. Brazylijski
selekcjoner bez owijania w bawełnę zaprezentował kadrę, która
zagra za rok. PK nie było tylko próbą generalną dla
organizatorów. Dla selekcjonera rep. Brazylii był to jedyny
poważny sprawdzian jego drużyny.
Równie ważny jest upadek
„wielkiej” Hiszpanii. Tak, upadek! Dlaczego było 3-0? Czemu
Włosi powinni awansować? Za wszystko winne są dwa kluby: Real
Madryt i FC Barcelona, a głównie ten kataloński.
Trzon reprezentacji z Płw.
Iberyjskiego tworzą piłkarze z powyższych drużyn. W tym sezonie
Real i Barca zostały powstrzymane przez BVB I Bayern. Wtedy
niemieckie drużyny zakończyły definitywne dwa okresy: czteroletnie
panowanie Dumy Katalonii oraz trzy letnie zapędy Królewskich
do bycia najlepszymi. Primiera Division przez ostatnie cztery sezony
była najbardziej popularną ligą, lecz czas ten mija, a na tym
cierpi reprezentacja.
Największym „wirusem” drużyny
narodowej jest FC Barcelona. To jej piłkarze są odpowiedzialni za
rozgrywanie. Nie jest zbiegiem okoliczności, że Hiszpania stanęła
na piedestale w 2008 roku, kiedy równocześnie Barca Guardioli
rozpoczęła pisać historię. Naprawdę to nie del Bosque zbudował
potęgę La Roji. Hiszpańscy kibice powinni być wdzięczni w
największym stopniu Guardioli. On wprowadzając całkowicie
Tiki-Takę do Blaugrany, zapoczątkował nową taktykę reprezentacji
Hiszpanii! Zmiana stylu pozwoliła zdobyć 2 x ME i 1x MŚ w ciągu
czterech lat!
Do La Ligi przywędrowała osoba, która
za wszelką cenę chciała pokonać Guardiolę. Mowa o Mourinho. I
tutaj udział Realu w zniszczeniu potęgi Hiszpanii. Nie rozchodzi mi
się o to, że o wszystkim zadecydowali piłkarze królewskiego
klubu, grający w kadrze. Oni nie mieli większego wpływu na grę
zespołu. Wszystko zepsuł portugalski trener, poprzez pokazanie
drogi, która wiedzie do pokonania Tiki-Taki. Jeszcze inny
pomysł miał Di Matteo, ale to Jose był pierwszy.
Wszystkim przypatrywali się inni
szkoleniowcy, jednakże tylko nieliczni mają tak silną drużynę,
aby zdominować barceloński styl. Do grona szczęśliwców
należał Heynckes. Na poziomie reprezentacji wystarczającą moc
mają Prandelli i Scolari. Dlatego Hiszpania miała problemy z
awansem do finału, w którym została dotkliwie pokonana.
Reprezentacja del Bosque traci blask,
ponieważ zamiera styl Guardioli i Barcelony. PK pokazało jak
czasami silna jest więź między klubem, a reprezentacją. Szkoda,
że w naszych warunkach to się nie sprawdza. Ponieważ fajnie
byłoby, gdyby Polska grała jak Borussia :).
Subskrybuj:
Posty (Atom)