Emocje opadły, więc można pisać o
finale, całym turnieju, który był próbą generalną
przed Mundialem 2014. Ja skupię się na ostatnim meczu, tym
najważniejszym. Resztę statystyk zostawiam portalom informacyjnym.
Mecz o złoto miał być ciekawy, zaskakujący. Na pewno zaskoczył.
Jednak trudno o widowisko, gdy jedna drużyna gra, a druga robi tło.
Zacznę od kwestii, że finał powinien
wyglądać zupełnie inaczej. Pojedynek Włoch z Urugwajem miał
dojść do skutku, ale siedem godzin później! Tak już jest w
tej piłce nożnej, że nie trzeba być lepszym od rywala, żeby
wygrać mecz. Brazylia i Hiszpania z przebiegu półfinałów
nie zasługiwali na grę przed kibicami z Maracany. Jednak cały czas
wyczekiwano tego pojedynku i z drugiej strony dobrze, że doszedł do
skutku. Każdy na świecie chciał zobaczyć taki mecz. Mecz, który
miałby jakąś ważną rangę, a nie przyszywkę sparingu.
Doczekaliśmy wielkiego finału Pucharu
Konfederacji. Niepokonana La Furia Roja zmierzyła się z
organizatorem przyszłych Mistrzostw Świata. Miała być walka do
upadłego, ale trudno użyć słowa „walka”. Bardziej był to
pokaz siły jednej drużyny. Brazylia pokazała, że jest wielka. Na
to czekał cały kraj i rząd, bo tajemnicą nie jest, że
brazylijskie społeczeństwo chce przyspieszonych wyborów.
Pani prezydent pragnęła tego zwycięstwa, w nadziei, że
społeczeństwo na chwilę zapomni o problemach i ogromnych
pieniądzach wydawanych na organizację MŚ i IO.
Nie będę zabrudzał bloga polityką.
Na nowej Maracanie pojawił się nowy brazylijski duch. Duch, który
jest w stanie zdobyć Puchar Świata. Przed PK Brazylia była cichym
faworytem do szóstego mistrzostwa, ale nikt nie chciał
ryzykować tym stwierdzeniem. Pamiętamy nieudane mistrzostwa 2006 i
2010. Ja od dawna widzę w tej drużynie pretendenta do złotego
medalu. Nie z powodu jakiś sentymentów. Podziwiam te pięć
tytułów najlepszej reprezentacji na świecie oraz kocham
brazylijski styl, polegający na nienagannym dryblingu, ale
obiektywnie oceniając nowych Canarinhos, uważam ich za silniejszą
drużyną od tej z 2002 roku! Największym minusem jest liczba
indywidualności. Po to wrócił Scolari. Dostał za zadanie
przywrócić świetność Brazylii i uczynił to! W trybie
natychmiastowym zgrał ze sobą ten piękny dla oczu skład. Po jego
półrocznej obecności, już teraz można zbierać owoce jego
pracy.
Ok! Brazylia cztery i osiem lat
wcześniej także wygrała PK, a na głównym turnieju
zawiodła. Wtedy było inaczej, a także Canarinhos nie grali dobrej
piłki. Przykład: finał w RPA z USA, gdzie po krótkim czasie
musieli odrabiać stratę dwóch bramek. W tym roku pokazali
wielkość. Kanarki szalały w grupie. Wyłącznie półfinał
pozostawiał wiele do życzenia, lecz w meczu z Hiszpanią,
reprezentacja przeprosiła swoich kibiców, którzy
stworzyli niesamowitą atmosferę, mimo problemów z
państwowymi władzami. Aż pojawiała się gęsia skórka, gdy
reprezentanci wraz z trybunami przedłużali hymn państwowy i
śpiewali go A capella, demonstrując swą narodowość i chęć
zwycięstwa.
Dziś, dwa dni po zakończeniu PK,
Brazylia stała się głównym faworytem MŚ. W pełni
zasłużenie. Ta kadra jest gotowa grać niesamowity futbol,
nieosiągalny dla innych. Scolari w pełni wykorzystał potencjał PK
do przygotowania drużyny na turniej. Jeszcze zostały sparingi, ale
my na swoim przykładzie wiemy, że one wiele nie dają. Brazylijski
selekcjoner bez owijania w bawełnę zaprezentował kadrę, która
zagra za rok. PK nie było tylko próbą generalną dla
organizatorów. Dla selekcjonera rep. Brazylii był to jedyny
poważny sprawdzian jego drużyny.
Równie ważny jest upadek
„wielkiej” Hiszpanii. Tak, upadek! Dlaczego było 3-0? Czemu
Włosi powinni awansować? Za wszystko winne są dwa kluby: Real
Madryt i FC Barcelona, a głównie ten kataloński.
Trzon reprezentacji z Płw.
Iberyjskiego tworzą piłkarze z powyższych drużyn. W tym sezonie
Real i Barca zostały powstrzymane przez BVB I Bayern. Wtedy
niemieckie drużyny zakończyły definitywne dwa okresy: czteroletnie
panowanie Dumy Katalonii oraz trzy letnie zapędy Królewskich
do bycia najlepszymi. Primiera Division przez ostatnie cztery sezony
była najbardziej popularną ligą, lecz czas ten mija, a na tym
cierpi reprezentacja.
Największym „wirusem” drużyny
narodowej jest FC Barcelona. To jej piłkarze są odpowiedzialni za
rozgrywanie. Nie jest zbiegiem okoliczności, że Hiszpania stanęła
na piedestale w 2008 roku, kiedy równocześnie Barca Guardioli
rozpoczęła pisać historię. Naprawdę to nie del Bosque zbudował
potęgę La Roji. Hiszpańscy kibice powinni być wdzięczni w
największym stopniu Guardioli. On wprowadzając całkowicie
Tiki-Takę do Blaugrany, zapoczątkował nową taktykę reprezentacji
Hiszpanii! Zmiana stylu pozwoliła zdobyć 2 x ME i 1x MŚ w ciągu
czterech lat!
Do La Ligi przywędrowała osoba, która
za wszelką cenę chciała pokonać Guardiolę. Mowa o Mourinho. I
tutaj udział Realu w zniszczeniu potęgi Hiszpanii. Nie rozchodzi mi
się o to, że o wszystkim zadecydowali piłkarze królewskiego
klubu, grający w kadrze. Oni nie mieli większego wpływu na grę
zespołu. Wszystko zepsuł portugalski trener, poprzez pokazanie
drogi, która wiedzie do pokonania Tiki-Taki. Jeszcze inny
pomysł miał Di Matteo, ale to Jose był pierwszy.
Wszystkim przypatrywali się inni
szkoleniowcy, jednakże tylko nieliczni mają tak silną drużynę,
aby zdominować barceloński styl. Do grona szczęśliwców
należał Heynckes. Na poziomie reprezentacji wystarczającą moc
mają Prandelli i Scolari. Dlatego Hiszpania miała problemy z
awansem do finału, w którym została dotkliwie pokonana.
Reprezentacja del Bosque traci blask,
ponieważ zamiera styl Guardioli i Barcelony. PK pokazało jak
czasami silna jest więź między klubem, a reprezentacją. Szkoda,
że w naszych warunkach to się nie sprawdza. Ponieważ fajnie
byłoby, gdyby Polska grała jak Borussia :).
Było to w pełni zasłużone zwycięstwo Brazylii! Choć, jeśli mam być w 100% szczery, to za sam półfinał należy im się nagana, bo Urugwaj bardziej zasłużył na finał, podobnie jak Włosi w drugim starciu półfinałowym, ale co do samego finału, to Brazylia jak nic!
OdpowiedzUsuń