Od dłuższego czasu media spekulują nad przyszłością Roberta Lewandowskiego. Już wiemy, że nie przedłuży kontraktu wiążącego go z Borussią do czerwca 2014 roku. Jeśli klub z Niemiec chce cokolwiek zarobić, będzie musiał sprzedać Polaka w najbliższym oknie transferowym. Ale gdzie pójdzie? Ten temat już od kilku miesięcy nakręca zyski sportowym mediom, a ostatnio do rozważań dołączyła się hiszpańska "Marca", która puściła plotkę o domniemanym pojawieniu się Roberta na liście życzeń Realu Madryt.
Nikt nie ukrywa, że Real poszukuje piłkarza na pozycje środkowego napastnika. Widać, że Higuain i Benzema nie zadowalają na 100% Pereza i Mourinho. Toteż naturalnie europejskie media pomagają Królewskim znaleźć odpowiedniego kandydata. Głównym faworytem był Falcao, ale cena odstępnego za tego piłkarza jest podobno za duża. Innymi wariantami mają być: Cavani z Napoli oraz Aguero z Man City. Jednak i za nich jest żądana zbyt wysoka kwota. Dlatego wg "Marci" na oku hiszpańskiej potęgi znalazł się Robert Lewandowski. Za polskim reprezentantem przemawia fakt, że błyszczy w Bundeslidze, a także nie trzeba wyłożyć fortuny na jego zakup, ponieważ powinien kosztować "tylko" ponad 20 mln euro. Real na przyszłe transfery jest gotów przeznaczyć 120 mln, aby wzmocnić cztery pozycje. Gdyby na Lewego wydano 20 mln, byłoby to tylko 1/6 całego budżety na zakupy.
"Marca" jest uznawany za plotkarskie źródło wiadomości i najprawdopodobniej chęć kupna Lewandowskiego przez Real jest wymysłem dziennikarzy tejże gazety. Nie ma co się oszukiwać, ale polski napastnik za sprawą przypuszczeń reporterów z całej Europy był już na celowniku wielu poważnych marek światowego futbolu. Przez ostatni rok Polaka łączono z: Juventusem, MU, PSG, Bayernem, nawet Barceloną oraz ostatnio z Man City (wymiana za Dżeko). Juve pozyskało już Llorente, MU ma nadwyżkę napastników i fenomenalnego Van Persiego, PSG wystarczy Ibra, Barcelonie również nie narzeka na atakujących, a City to dla mnie po prostu zły wybór. Real także ma już dwóch nominalnych środkowych napastników. Są nimi Higuain i Benzema. Obaj może najlepszymi "dziewiątkami" na świecie nie są, ale na razie Galaktycznym wystarczyło. Jeśli Mourinho naprawdę chce wzmocnić tę pozycję, to każdy kto go zna uważa, że ma ambicje na kogoś z naprawdę najwyższej półki. Mimo, że Robert jest świetny, ale jeszcze mu daleko do klasy międzynarodowej. Także jest typem piłkarza, który potrzebuje czasu na wkomponowanie się w zespół. W BVB przebywa już od kilku lat i zdołał się przyzwyczaić do tamtejszych warunków gry i stylu preferowanego przez większość klubów przeciwnych. Styl Realu i reszty drużyn z La Ligi jest inny i Lewy potrzebowałby czasu na obycie się. A wiemy jaki jest Jose. On musi mieć piłkarza na już, ponieważ nie buduje drużyny z myślą o przyszłości. Portugalczyk zawsze chce mieć najlepszą drużynę na aktualny stan. Przeciw tej transakcji przemawia fakt, ze Real ma wystarczającą moc przekonywania i funduszy na sprowadzenie prawie każdego kogo chcą. W Anglii szumi o Rooneyu i jego prawdopodobnym odejściu od Czerwonych Diabłów. Czyżby nie był on lepszym "kąskiem" od Polaka?
Ale wyobraźmy sobie, że jednak Robert Lewandowski trafił do Królewskich i jest drugim Polakiem po Jerzym Dudku, który będzie grał w białym trykocie madryckiej drużyny. Jakie ma szanse na przebicie się do pierwszej jedenastki? Bardzo małe, a nawet nikłe. Możliwe, że zjadłaby go presja i nerwy związane z graniem u boku: CR7, Di Marii, Ozila itd. To oni należą do klasy światowej. Obawiam się, że taki transfer byłby początkiem końca Roberta. Dość częste zasiadanie na ławce rezerwowych lub całkowity brak na liście zgłoszonych do meczu piłkarzy, przyniósłby katastrofalne skutki.W takiej sytuacji Europa zapomni o nim. Następnie zostanie sprzedany do słabszej drużyny z Płw. Iberyjskiego lub innego państwa i tak krok po kroku zbliżałby się na dno, aż wreszcie w wieku trzydziestu lat wróci do polskiej Ekstraklasy i będzie kolejnym Smolarkiem lub Irkiem Jeleniem. Jest to bardzo pesymistyczny wariant, ale bliski rzeczywistości.
Na razie jest jeszcze w drużynie już byłych mistrzów Niemiec, a do lipca jeszcze daleko. Co musi się stać, aby były piłkarz Lecha Poznań mógł się szczycić mianem piłkarza Realu Madryt? Odpowiedź jest dość prosta: Mourinho musi odejść. Mam wątpliwości, aby portugalskiemu trenerowi przez myśl przeszła ewentualne kupno napastnika z Dortmundu. On musi mieć piłkarza do razu gotowego do gry w pierwszej jedenastce, a Lewandowski tego nie gwarantuje.
Czy w ogóle Robert opuści skład Borussi po tym sezonie? Działacze drużyny z Zagłębia Ruhry twierdzą, że nie są im potrzebne żadne pieniądze, a Roberta mogą z czystym sumieniem zatrzymać u siebie na następny sezon, a następnie oddać go za darmo. BVB nie chce zarobić ani eurocenta? Taka wypowiedź miała chyba za zadania spławić dziennikarzy i obniżyć poziom zainteresowania na temat sprzedaży ich czołowego napastnika. Dość mało prawdopodobne, aby w tak komercyjnym świecie poważna instytucja ot tak pożegnała się z dość sporą sumą pieniędzy jak na klub z Dortmundu.
Choć osobiście męczą mnie codzienne newsy na temat Roberta Lewandowskiego, ale uważam, że jeśli już ma odejść do innej drużyny, to jego wyborem powinien być Arsenal Londyn. Otóż Kanonierzy zapowiedzieli, że mają przygotowane duże fundusze na wzmocnienie drużyny, a na początku marca br. angielskie media podały informacje, że londyński klub obserwuje Polaka. Łatwo zrozumieć zainteresowanie ze strony Arsenalu. W ich szeregach istnieje dość wyraźna luka po Van Persim i można uznać polskiego piłkarza za wybór w sam raz. Także sama obecność Szczęsnego i Fabiańskiego pomogłaby mu szybko zaaklimatyzować się w nowym środowisku. Jeśli to prawda i Arsenal złoży propozycje, to stanie się najlepszym wyborem dla Lewego. Po pierwsze, w drużynie Wengera ma największe szanse na pierwszą jedenastkę, a po drugie grałby w najlepszej lidze świata. Wtedy istniałaby możliwość porównania go do m.in: Van Persiego, Suareza. Gdy zacznie wypadać lepiej niż większość czołowych napastników Premier League, wtedy udowodni wszystkim, że można na nim polegać i tym razem na serio zwróci na siebie uwagę piłkarskich gigantów. W jego wypadku Arsenal jest najlepszym przystankiem do dalszej drogi ku najlepszemu z najlepszych. Fajnie byłoby również, aby poprawił skuteczność w reprezentacji, ale to inna bajka :) Więc Robert: na Londyn!
sobota, 30 marca 2013
sobota, 23 marca 2013
Polska jak prostytutka
Po wczorajszej klęsce odniosłem
wrażenie, że reprezentacja Polski z drużyny piłkarskiej stała
się prostytutką. Nasze „Orły” zachowały się jak zwyczajne
kobiety lekkich obyczajów, stojące na obrzeżach autostrad i
czekające na klientów, którym oddadzą się za byle
jakiego grosza.
Reklama popularnej marki samochodowej
nie kłamała: Lewy się zdenerwował, że siedział z tyłu i
konsekwencją tego 22 marca nie grał, a jedynie snuł się po
boisku. Należę do obozu krytyków gry Roberta w kadrze i choć
z kolejnymi meczami bez jego gola zgadzałem się, że większa część
winy leży po stronie pomocy, jednakże kompromitacja z Ukrainą
udowodniła mi, że sam Lewandowski jest naprawdę „lewy”. Nie
pokazywał się do grania, a gdy już otrzymał piłkę, to
wystarczył jeden obrońca, aby mu ją odebrać. Popisał się dwoma
strzałami, ale po pierwszym z nich piłka wpadła wprost do rąk
Pjatova, a drugi był niecelny. I tyle go widzieli. Nie można cały
czas zasłaniać Lewandowskiego argumentem, że żyje on z podań.
Napastnik takiego formatu jak on powinien się zachowywać lepiej
oraz w pewnym sensie rozumieć się z pomocą. Lecz ja tu żadnej
chemii nie widzę! Myślę, że pięć dni treningów oraz
kilkanaście zgrupowań na przestrzeni całego roku powinny dać
minimalny efekt. Przecież piłkarze innych reprezentacji również
nie grają ze sobą na co dzień, a jednak potrafią zgrać się na
zgrupowaniu. Najprawdopodobniej Obraniak, Majewski czy nawet sam Ozil
nie pomogą mu na tyle wystarczająco, aby ten wreszcie figurował na
liście strzelców. Jeżeli jest problem na linii napastnik –
pomoc, to chyba lepiej jest wymienić tylko jednego piłkarza
(napastnika), a niż trzech lub czterech. Ja rozumiem, że w takich
chwilach to cała polska jest selekcjonerem, ale Fornalik chyba
widzi, że Lewandowskiemu taka gra nie odpowiada, a przez to traci
cały zespół.
Nasza reprezentacja odbiera piłkę, po
czym wychodzi do kontrataku i 30-40 metrów od bramki
przeciwnika cała akcja zatrzymuje się, ponieważ skrzydłowi lub
środkowi nie wiedzą jak zakończyć kontrę. Szukają Lewego, ale
ten jest kryty lub wraca wraz z nimi. W konsekwencji nie ma nikogo,
do którego można byłoby posłać piłkę przed szesnastkę
rywala. Może czas odejść od modnej taktyki 4-5-1, a powrócić
do sprawdzonego systemu 4-4-2, w którym odnosiliśmy sukcesy?
Aby aktualna taktyka zadziałała, musimy mieć w kadrze atakującego,
który potrafi dobrze dryblować, a jednocześnie szuka go
piłka. Niestety Robert nie jest najlepszym dryblerem, a jednocześnie
nie ma za często futbolówki przy nodze. Dlatego wariant z
dwoma napastnikami może mieć zbawienny wpływ dla kadry jak i dla
samego piłkarza BVB. Lewandowski zostałby wycofany i mógłby
spokojnie grać kombinacyjnie z kolegami z drugiej linii, a natomiast
najbardziej wysunięty piłkarz odwracałby uwagę od części
obrońców drużyny przeciwnej. Wielu ekspertów oraz
innych trenerów uważa tak samo. Robert wreszcie miałby
więcej swobody, a także w polu karnym rywali znalazłby się
dodatkowy piłkarz. Przecież istnieje szeroki wybór na
partnera dla Polaka: Sobiech, Milik, Teodorczyk. Ta trójka w
pewnym stopniu jest w stanie spełnić się w zamiarach taktycznych.
Arek nie w tym sezonie, ale w następnym powinien mieć więcej
okazji, aby powalczyć o większą liczbę minut w Bayerze
Leverkusen. Teodorczyk na razie niepewnie, ale jednak przebija się w
Lechu Poznań, a Sobiech jest nadal zagadką, lecz w każdej chwili
może wybuchnąć formą i mieć dobry okres w Hannoverze. Jednakże
jeśli Fornalik nadal chce opiewać na jednym napastniku, nie widzę
innego wyjście niż usunięcie Roberta z pierwszego składu i danie
szansy nawet Milikowi lub Teodorczykowi, albo istnieje jeszcze inne
rozwiązanie, którym jest wycofanie piłkarza Borussi za plecy
wysuniętego napastnika.
Z skutecznością byłego piłkarza
Lecha Poznań są problemy, ale wczorajsza postawa defensywy była
wręcz niedopuszczalna. Tak źle nie grają obrońcyw ligach
amatorskich. Oglądając mecz, szukałem przez całe 90 minut gdzie
są obrońcy, wziąłem nawet lornetkę i nadal nie potrafiłem
nikogo znaleźć. Zawinili ci, co jeszcze niedawno byli chwaleni. Na
całej linii pogrążyła się para stoperów, która
miała udział przy wszystkich straconych bramkach, a najbardziej
przy trzeciej bramce dla Ukrainy. Para Glik – Wasyl sprawdziła się
w meczu z Anglią, ale od tamtego spotkania minęło kilka miesięcy,
które wystarczyły na całkowitą zmianę obrazu gry głównych
defensorów. W ogóle nie rozumiem decyzji o powoływaniu
Wasilewskiego na dwumecz. Szanuje Marcina i wiem, że posiada wysokie
umiejętności oraz nie boi się walki, ale on po prostu nie gra w
Anderlechcie. Siedzi i grzeje ławkę, a w ostatnim okresie wyszedł
chyba tylko raz na boisko. Trener brukselskiej drużyny całkowicie
stracił do niego zaufanie, więc jaką my mamy gwarancje, że zagra
na odpowiednim poziomie? Już Franz Smuda robił ten błąd, że
patrzył na nazwisko, a nie na aktualną formę. Nie można na ślepo
ufać, że Wasilewski choć ma za sobą ogromny bagaż doświadczenia,
będzie prezentował optymalną formę. Wczoraj zagrał gorzej niż
dziecko na placu pod blokiem. To samo tyczy się Kamila Glika, od
którego oczekiwałem czegoś więcej.
Defensywa po prostu nie działała! Nie
chce nawet myśleć ile Boruc musiał się nakrzyczeć na
nieodpowiedzialnych kolegów. Przecież mógł stracić
wszystkie włosy! Można Artura winić, ale wg mnie nie zawinił przy
żadnej z bramek, chociaż zawsze mogło być lepiej. Trudno ocenić.
Na pewno obok stoperów dali plamy również boczni
obrońcy. Beznadziejnie popisywali się w defensywie Boenisch wraz z
Piszczkiem. Łukasz przypomniał sobie poprzednie lata, gdy grał na
pozycji napastnika, bo użyteczny był tylko z przodu, a z tyłu był
tak nerwowy jak polityk przed komisją śledczą. Z drugiej strony
boiska był Sebastian.... Niemiecki piłkarz dobrze prezentował się
w ostatnim czasie w Bayerze i uważałem, że utrzyma wysoką formę.
Ale po wczorajszym widowisku wolałbym zobaczyć już Wawrzyniaka na
lewej obronie, bo choć również jest drewnem, ale popełniłby
mniej błędów od farbowanego lisa.
Wiem, że można mieć słabszy okres,
ale większość piłkarzy z pierwszej jedenastki tydzień temu
rozgrywała spotkanie ligowe, w których spisywali się dość
dobrze. Taki np.: Krychowiak. Jeszcze niedawno był bohaterem meczu z
PSG w lidze francuskiej, a w piątek w Warszawie dość często
zdarzały mu się proste straty w postaci źle przyjętej piłki lub
złego podania. Byłem optymistycznie nastawiony do tego piłkarza,
ale to się najprawdopodobniej zmieni. Również „znakomicie”
spisał się obok niego Łukasik, którego to spotkanie
wyraźnie przerosło, lecz przynajmniej nie popełniał aż tylu
błędów co jego kolega. Tylko do trójki:
Błaszczykowski, Majewski i Rybus nie mam większych zastrzeżeń.
Możliwe, że piłkarz Tereka nie zagrał fenomenalnie, ale próbować
coś robić na tym skrzydle i coś mu tam wychodziło. Majewski nie
mógł się odnaleźć z Lewandowskim, jednak znakomicie
wykonywał stałe fragmenty i można się tylko dziwić, czemu reszta
zespołu nie chciała wykorzystać dobrych piłek od Radka. W dodatku
pomocnikowi z Nottingham Forest parę razy wyszło dobre podanie w
kierunku lepiej ustawionych partnerów. I na koniec został
Kuba, czyli kapitan z prawdziwego zdarzenia. To on najbardziej
ciągnął grę Polski i dzięki jego rajdom mieliśmy rzuty wolne i
rożne. Po raz kolejny jego osoba świeciła najbardziej w tej całej
czarnej dziurze, którą jest nasza kadra narodowa.
Możemy błagać na kolana Waldemara
Fornalika, aby zmienił taktykę itp., ale jednak nie możemy żądać
jego dymisji. Aktualnie to nawet Mourinho nic nie wskóra.
Oczywiście można obarczać winą byłego trenera Ruchu Chorzów,
ale przynajmniej nie boi się wnosić czegoś nowego w szeregi
reprezentacji. Chociaż brakuje mu jeszcze wystarczającego
doświadczenia, jednak powinno się mu dać szanse przynajmniej do
Euro 2016 we Francji, bo taki powinien być nas cel od samego
początku. Cały czas nasza kadra jest budowana na najbliższy wielki
turniej, a może warto byłoby z dystansem podejść do MŚ 2014, a
skupić się na budowę solidnego zespołu na mistrzostwa kontynentu.
Aczkolwiek ostatnie Euro rozgrywane u nas udowodniło, że mając
pewność występu i tak nie potrafimy zbudować dobrego zespołu, a
było na to 3 lata. Tylko, że w tym przypadku dość wyraźnie
zawinił sam selekcjoner. Mniejsza z tym. Wiem, że Boniek jest
inteligentnym człowiekiem, więc oczekuje od niego trochę zimnej
krwi i brak pochopnych decyzji pod wpływem kibiców oraz
samych emocji, ponieważ zmiana trenera nic nie da, bo nic nie
wnosiła przez ostatnie dziesięciolecie.
Mecz z Ukrainą stał się kolejnym i
uzasadnionym argumentem przeciwko farbowanym lisom. Wcześniej
Perquis i Polanski, a teraz Obraniak i Boenisch udowodnili, że są
za słabi na reprezentacje i jedynie odbierają miejsce młodym
Polakom. Pomysł z rozdawaniem obywatelstwa na lewo i prawo już od
początku był złym rozwiązaniem. Nawet fakt, że z Olisadebe się
udało, nie zmienia niczego. Aktualnie Obraniak potrafi jedynie wyjść
na boisko z swoją super modną fryzurką, zmarnować 100% okazje,
kilka razy źle podać oraz samemu stracić piłkę. I taki mam jego
obraz przed oczami, bo nie oglądam Ligue 1. Może w Francji gra nad
przeciętnie, ale z orzełkiem na piersi mu nie idzie. Tak samo jak
Boenischowi, Perquisowi i Polanskiemu. Oby ktoś głupi nie zawołał
głośno: „Pamiętacie Rogera?”. Co z tego, że gra dość
regularnie w AEK Ateny? Jestem pewien, że jego powrót
wniósłby to samo, co dała wcześniej wymieniona czwórka.
Roger trzymaj się daleko od naszej reprezentacji!
Nawiązując do tego co napisałem na
początku. Porównanie polskiej kadry z prostytutką jest jak
najbardziej na miejscu. Kadrowicze przyjeżdżają na zgrupowanie,
wychodzą na boisko i dają du*y, a następnie wracając do domu,
przy czym mają jeszcze zysk. Takiemu Lewandowskiemu wzrośnie
wartość na rynku, bo ma zaliczony kolejny występ w drużynie
narodowej. Taka jest prawda. Polscy piłkarze występujący na co
dzień za granicą, przyjeżdżają na mecze reprezentacji tylko po
to, aby w ich statystykach zwiększył się dorobek minut z godłem
na piersi. Ta drużyna różni się od reprezentacji, która
potrafiła wywalczyć awans na mistrzostwa w 2002 i w 2006, ponieważ
wtedy grali wyśmienici piłkarze, dla których reprezentowanie
barw narodowych było zaszczytem oraz często jedyną szansą na
pokazanie się zagranicznym przyszłym pracodawcą, a aktualnie mamy
również świetnych piłkarzy, którzy są znani na
naszym kontynencie i nie tylko, więc gra na rzecz kraju schodzi na
dalszy plan i nie przeznaczają na to większych chęci, bo po co się
na daremno męczyć. Wystarczającym dowodem są statystyki z
pojedynku z Ukrainą, w których nasi wschodni sąsiedzi mają
straszną przewagę jeśli chodzi o liczbę fauli. Ta statystyka
obrazuje jak bardzo walczyła reprezentacja Ukraina, a jak nasza. Gdy
któryś z polskich piłkarzy miał piłkę przy nodze, od razu
był atakowany przez kilku rywali. Nie chwalę aż tak brutalnej gry,
ale widać było, że nasi bracia za Bugu chcą za wszelką cenę
wygrać. Natomiast nasze upadłe orły zamiast grać równie
odważnie i agresywnie, oddawały coraz więcej pola do swobodnej
gry.n Im się po prostu nie chciało grać! Jeśli się nie mylę, to
warto zrobić kadrę z piłkarzy na co dzień występujących w
słabszych ligach europejskich lub w Ekstraklasie, bo przynajmniej
będą mieli większą motywacje do gry z biało-czerwonym trykotem.
Strata 3 pkt z Ukrainą niczego jeszcze
nie przesądza. Polska ma szanse nawet na pierwsze miejsce, ale tylko
wtedy, gdy wygra pozostałe sześć spotkań, a Czarnogóra i
Anglia potracą punkty. To jedynie matematyka, która po raz
kolejny stała się naszą nadzieją. A jak wiadomo: nadzieja matką
głupich.
sobota, 16 marca 2013
Angielska katastrofa i kolejny europejski klasyk
W 1/8 finału LM wszystkim zapierał wdech w piersiach dwumecz Real vs Manchester U. Tegoroczna Liga Mistrzów wyjątkowo nas rozpieszcza, oferując nam kolejne super widowisko, które nie często możemy zobaczyć, gdyż Bayern rzadko mierzy się z Juventusem i to na takim poziomie. Dla nas kolorowo, ale w Anglii rozpłacz. Pierwszy raz do 1996 roku angielskie kluby będą nieobecne w ćwierćfinale LM.
Nie popieram opinii, że angielska piłka stała się słabsza. Ba! Jest na odwrót, ponieważ ona jest coraz silniejsza. Kiedyś była tylko wielka czwórka (MU, Chelsea, Liverpool i Arsenal), a teraz za plecami Czerwonych Diabłów o miejsce na podium walczy sześć drużyn. Słabsze ekipy śmiało konkurują z najlepszymi w Premier League, a nawet są na tym samym poziomie. To, że w następnej fazie LM nie zobaczymy żadnej drużyny z pod szyldu Anglii, nie jest czymś dziwnym. Taka ma być właśnie piłka nożna! Jej zadaniem jest zaskakiwać. Aby bronić angielskich drużyn, warto prześledzić rywali ich rywali. Manchester United musiał stawić czoła z Realem Madryt, który nie jest jakimś klubikiem. Chelsea mogło spisać się lepiej, ale walka z Juventusem czy fenomenalnym Szachtarem także było dużym wyzwaniem. Na drodze City stali Królewscy wraz z BVB i nieprzewidywalnym Ajaxem. Arsenal od razu po fazie grupowej miał za zadanie przezwyciężyć niesamowity w tym sezonie Bayern Monachium. Żaden z owych zespołów nie zaliczył większych wpadek, a po prostu mieli wymagających przeciwników. Nie możemy rozgłaszać, że angielska piłka się skompromitowała. Jednakże faktem jest, że nikt wcześniej nie przepuszczał takich rozwiązań, a poprzednie lata wymuszały na nas myślenie, że wielce prawdopodobne jest kolejny finał z udziałem przynajmniej jednej drużyny z PL. Stało się inaczej, a honoru Brytanii bronić będą Chelsea i Tottenham, ale tylko w Lidze Europejskiej, której formatu nie można porównywać z LM.
Przedstawicieli z Wlk. Brytanii zabraknie, a pustkę wypełniły kilka niespodziewanych gości. Na pewno nikt nie mógł domyśleć się, że Malaga nawet awansuje z grupy, którą zdemolowała. Sen kopciuszka trwa nadal i nawet FC Porto nie zdołał go przerwać, choć był blisko. Teraz przed klubem z Andaluzji czeka ciężkie zadanie w postaci mistrzów Niemiec. BvB może być bardzo zadowolone z losowania, ale ja nadal wierzę w hiszpańską drużynę. Myślę, że mają zadatki na postawienie się większemu przeciwnikowi z Zagłębia Ruhry. Lecz większość typuje Borussie na faworytów i na pewno TVP pokaże ten mecz, niż pojedynek Realu z Galatasaray, czyli kolejnej drużyny, która dość sensacyjnie gra nadal. Turecki klub nie miał zbyt wymagającego przeciwnika, a to nie przeszkadzało wystawić wraz z Schalke znakomitego przedstawienia i walki w obu meczach. Teraz Stambuł powita gości z Madrytu, którzy są aktualnie na fali wznoszącej. Dzięki znakomitym wynikom z ostatnich tygodni z Barcą i MU, Realowi urosły skrzydła. Musiałoby się coś wydarzyć naprawdę złego, aby Królewscy musieliby uznać wyższość zawodników z Azji Mniejszej. Plusem dla Galaktycznych jest również motywacja, bo tylko dziesiąte zwycięstwo w LM może uratować ten sezon. Może jednak Drogba i Sneijder pomogą wreszcie Yilmazowi i reszcie?
Równie dość ciekawie wygląda potyczka PSG z Barcą. To rozstrzygnie co jest lepsze: wyszkolenie piłkarzy, a może petrodolary? Dla Blaugrany powinien być to dobry rywal, ale PSG jest złożona z piłkarzy takiego typu, że raz grają na naprawdę wysokim poziomie, a za drugim razem są po prostu beznadziejni. W dodatku francuska drużyna będzie mogła znów korzystać z usług Ibry, który jest najważniejszym elementem taktyki Ancelottiego. Gdy go nie ma, to od razu PSG wydaje się słabsze i gra słabiej. Lucas z Lavezzim są również świetni, aczkolwiek to Szwed wnosi to coś, co pozwala osiągać dobre wyniki. Aż szkoda, że Pep odszedł z Barcelony, bo mógłby się zmierzyć z szwedzkim piłkarzem, z którym mu nie jest po drodze i każdy wie, że nie układa się między nimi najlepiej. Bardzo chciałbym obejrzeć przynajmniej jeden ich mecz, bo Duma Katalonii wróciła do swojej wysokiej formy, ale niestety zostaną mi tylko skróty. A to wszystko za sprawą dnia rozgrywania spotkań, ponieważ w tym samym czasie walczyć będą ze sobą Bayern i Juventus.
Uhhh.....można dostać dreszczy. Przed nami kolejny "przed" finał. Bayern i Juventus są aktualnie w tak niesamowitej dyspozycji, że obie te drużyny mogłyby spokojnie spotkać się dopiero na Wembley. Lecz los chciał inaczej i spotkają się w ćwierćfinale. Klub z Monachium dominuje w Bundeslidze i już na początku kwietnia może zaklepać sobie mistrzostwo Niemiec, tym samym kończąc dwuletnią dominacje Borussi Dortmund. Natomiast Stara Dama udowadnia w kolejnym sezonie z rzędu, że nie ma na nią silnych, a piłkarze tego znakomitego zespołu grają ze sobą wprost bajecznie. W tym przypadku nikt nie może ogłosić 100% faworyta. Obie ekipy rządzą na swoim krajowym podwórku oraz dobrze radzą sobie w Europie. Choć tutaj mogę znaleźć szczegół, który odpowiada za zwycięstwem Juventusu. Włoska drużyna miała trudniejszą grupę, z której wyszła zwycięsko. No może miała lżej od Bayernu w 1/8 finału, albowiem Celtic wymagającą drużyną nie był dla włoskiego giganta. Bayern trochę musiał się pomęczyć z Arsenalem w rewanżu, ale sam jest sobie winien, bo nie potrzebnie dał pole do popisu na Alianz Arena. Jakkolwiek nie patrząc, rywale są godni swojego poziomu, a sama potyczka będzie godna poziomu Champions League. W ogóle półfinały mogą być naprawdę ciekawe i nie zdziwię się jeśli np.: Malaga znajdzie się tam.
Nie popieram opinii, że angielska piłka stała się słabsza. Ba! Jest na odwrót, ponieważ ona jest coraz silniejsza. Kiedyś była tylko wielka czwórka (MU, Chelsea, Liverpool i Arsenal), a teraz za plecami Czerwonych Diabłów o miejsce na podium walczy sześć drużyn. Słabsze ekipy śmiało konkurują z najlepszymi w Premier League, a nawet są na tym samym poziomie. To, że w następnej fazie LM nie zobaczymy żadnej drużyny z pod szyldu Anglii, nie jest czymś dziwnym. Taka ma być właśnie piłka nożna! Jej zadaniem jest zaskakiwać. Aby bronić angielskich drużyn, warto prześledzić rywali ich rywali. Manchester United musiał stawić czoła z Realem Madryt, który nie jest jakimś klubikiem. Chelsea mogło spisać się lepiej, ale walka z Juventusem czy fenomenalnym Szachtarem także było dużym wyzwaniem. Na drodze City stali Królewscy wraz z BVB i nieprzewidywalnym Ajaxem. Arsenal od razu po fazie grupowej miał za zadanie przezwyciężyć niesamowity w tym sezonie Bayern Monachium. Żaden z owych zespołów nie zaliczył większych wpadek, a po prostu mieli wymagających przeciwników. Nie możemy rozgłaszać, że angielska piłka się skompromitowała. Jednakże faktem jest, że nikt wcześniej nie przepuszczał takich rozwiązań, a poprzednie lata wymuszały na nas myślenie, że wielce prawdopodobne jest kolejny finał z udziałem przynajmniej jednej drużyny z PL. Stało się inaczej, a honoru Brytanii bronić będą Chelsea i Tottenham, ale tylko w Lidze Europejskiej, której formatu nie można porównywać z LM.
Przedstawicieli z Wlk. Brytanii zabraknie, a pustkę wypełniły kilka niespodziewanych gości. Na pewno nikt nie mógł domyśleć się, że Malaga nawet awansuje z grupy, którą zdemolowała. Sen kopciuszka trwa nadal i nawet FC Porto nie zdołał go przerwać, choć był blisko. Teraz przed klubem z Andaluzji czeka ciężkie zadanie w postaci mistrzów Niemiec. BvB może być bardzo zadowolone z losowania, ale ja nadal wierzę w hiszpańską drużynę. Myślę, że mają zadatki na postawienie się większemu przeciwnikowi z Zagłębia Ruhry. Lecz większość typuje Borussie na faworytów i na pewno TVP pokaże ten mecz, niż pojedynek Realu z Galatasaray, czyli kolejnej drużyny, która dość sensacyjnie gra nadal. Turecki klub nie miał zbyt wymagającego przeciwnika, a to nie przeszkadzało wystawić wraz z Schalke znakomitego przedstawienia i walki w obu meczach. Teraz Stambuł powita gości z Madrytu, którzy są aktualnie na fali wznoszącej. Dzięki znakomitym wynikom z ostatnich tygodni z Barcą i MU, Realowi urosły skrzydła. Musiałoby się coś wydarzyć naprawdę złego, aby Królewscy musieliby uznać wyższość zawodników z Azji Mniejszej. Plusem dla Galaktycznych jest również motywacja, bo tylko dziesiąte zwycięstwo w LM może uratować ten sezon. Może jednak Drogba i Sneijder pomogą wreszcie Yilmazowi i reszcie?
Równie dość ciekawie wygląda potyczka PSG z Barcą. To rozstrzygnie co jest lepsze: wyszkolenie piłkarzy, a może petrodolary? Dla Blaugrany powinien być to dobry rywal, ale PSG jest złożona z piłkarzy takiego typu, że raz grają na naprawdę wysokim poziomie, a za drugim razem są po prostu beznadziejni. W dodatku francuska drużyna będzie mogła znów korzystać z usług Ibry, który jest najważniejszym elementem taktyki Ancelottiego. Gdy go nie ma, to od razu PSG wydaje się słabsze i gra słabiej. Lucas z Lavezzim są również świetni, aczkolwiek to Szwed wnosi to coś, co pozwala osiągać dobre wyniki. Aż szkoda, że Pep odszedł z Barcelony, bo mógłby się zmierzyć z szwedzkim piłkarzem, z którym mu nie jest po drodze i każdy wie, że nie układa się między nimi najlepiej. Bardzo chciałbym obejrzeć przynajmniej jeden ich mecz, bo Duma Katalonii wróciła do swojej wysokiej formy, ale niestety zostaną mi tylko skróty. A to wszystko za sprawą dnia rozgrywania spotkań, ponieważ w tym samym czasie walczyć będą ze sobą Bayern i Juventus.
Uhhh.....można dostać dreszczy. Przed nami kolejny "przed" finał. Bayern i Juventus są aktualnie w tak niesamowitej dyspozycji, że obie te drużyny mogłyby spokojnie spotkać się dopiero na Wembley. Lecz los chciał inaczej i spotkają się w ćwierćfinale. Klub z Monachium dominuje w Bundeslidze i już na początku kwietnia może zaklepać sobie mistrzostwo Niemiec, tym samym kończąc dwuletnią dominacje Borussi Dortmund. Natomiast Stara Dama udowadnia w kolejnym sezonie z rzędu, że nie ma na nią silnych, a piłkarze tego znakomitego zespołu grają ze sobą wprost bajecznie. W tym przypadku nikt nie może ogłosić 100% faworyta. Obie ekipy rządzą na swoim krajowym podwórku oraz dobrze radzą sobie w Europie. Choć tutaj mogę znaleźć szczegół, który odpowiada za zwycięstwem Juventusu. Włoska drużyna miała trudniejszą grupę, z której wyszła zwycięsko. No może miała lżej od Bayernu w 1/8 finału, albowiem Celtic wymagającą drużyną nie był dla włoskiego giganta. Bayern trochę musiał się pomęczyć z Arsenalem w rewanżu, ale sam jest sobie winien, bo nie potrzebnie dał pole do popisu na Alianz Arena. Jakkolwiek nie patrząc, rywale są godni swojego poziomu, a sama potyczka będzie godna poziomu Champions League. W ogóle półfinały mogą być naprawdę ciekawe i nie zdziwię się jeśli np.: Malaga znajdzie się tam.
niedziela, 10 marca 2013
Po meczu.......
Jakim idiotą trzeba być, aby tak zhańbić klub, któremu się "kibicuje"? Po wczorajszym dniu Śląsk Wrocław musi się wstydzić za głupców, którzy identyfikowali się z tym klubem, podczas napadu na klub Brooklyn.
Więcej o sprawie można znaleźć pod tym linkiem: LINK. W skrócie: 9.03.13r. we Wrocławiu grupa kilkudziesięciu osób napadło na klub Brooklyn, w którym trwał charytatywny koncert grup punk'owych i hardcore'owych. Grupa agresorów najprawdopodobniej wracała z Chorzowa, gdzie Ruch podejmował Śląsk. Napastnicy mieli nałożone na siebie szaliki oraz czapeczki z emblematami Śląska Wrocław, oraz niektórzy posiadali wytatuowane na sobie ciekawe symbole (np.: germańską runę).
Choć sam napad był głupi, ale nie potrzebnie wmieszali w to wszystko sport. Każdy ma jakieś poglądy, no ale takich idiotów trzeba zamykać. Nie dość, że zadziałali na swą niekorzyść i spowodowali zamieszki, to w dodatku zhańbili miejscowy klub, któremu chyba "kibicują", bo tak wnioskuję jeśli jeżdżą na jego mecze i noszą herb drużyny. Ta grupa baranów po raz kolejny narzuciła złe światło na piłkarskich kibiców w Polsce, a w dodatku na sam Śląsk Wrocław. Nie wiem co kierowało nimi, ale domyślam się, że są głęboko przekonanymi nacjonalistami.
Jednak tu nie chodzi o sam problem różnicy poglądów. Te wydarzenie ukazała prawdziwe oblicze dużej części kibicowskiego społeczeństwa. Nie tylko kibole Śląska Wrocław zachowują się tak karygodnie. Każdy czołowy klub z Polski ma na swoich trybunach debili, którzy nie przychodzą na mecz kibicować, ale jedynie chcą spożyć dużo alkoholu oraz po meczu szukają "guza". Nie można zapominać o problemie pseudokibiców, ponieważ jest to nadal zaraza polskiej piłki. Pomysł Bońka o zezwoleniu wpuszczania na stadiony kibiców drużyn przyjezdnych oraz chęć usunięcia kart kibica, nie zmiękczy stadionowych bandytów. Wciąż na niektóre obiekty rodzice boją się przychodzić wraz z dziećmi, bo dobra ochrona na stadionie nie daje stuprocentowej gwarancji na to, że po meczu nie wydarzy się nieszczęście. Polskie kibicowanie jest w pewnym sensie cały czas chore. To dobrze, że na trybunach nie zanikają przyśpiewki i inne formy dopingu, ale za to ilość chuliganów nie zmniejsza się i to jest tym "wirusem", który gnębi nasz futbol.
Prawdziwy medal odwagi należy się kierowcom autobusów/tramwajów miejskich. To co muszą wytrzymywać, jest godne uwagi i pochwał. Co musi przeżywać każdy kierowca, gdy do ich autobusu wchodzą licznie pijani kibice danej drużyny, wracający po meczu. O tym się nie mówi, ale często zdarza się, że pijane osły demolują pojazd oraz zastraszają przypadkowe osoby, które akurat jechały daną linią. Sam byłem świadkiem, gdy pewien facet uderzył nastolatka, który wszedł do autobusu. Młodzieniec miał olbrzymią śliwę pod okiem i przestraszony wyskoczył jak najprędzej na następnym przystankiem. A czemu dostał? Bo nie śpiewał kibicowskich przyśpiewek! Najgorzej jest, gdy fala nietrzeźwych kiboli będzie wracała po przegranym meczu. Wtedy trudno przewidzieć co może się wydarzyć, bo pijany człowiek po prostu nie kontroluje swoich odruchów.
Takie bójki lub pojedyncze ataki są na porządku dziennym w polskiej ekstraklasie i również w niższych ligach. Epizody z zadymami w klubach, barach, autobusach itp., mają miejsce co kolejkę. Niestety wojny z pseudokibicami wygrać się nie da, bo z idiotami trudno zwyciężyć. Jedynie można mieć nadzieję, że nie natkniesz się na kogoś z nich wracając ze stadionu. Polskie służby bezpieczeństwa i PZPN nie może zapominać, że nie tylko na stadionach istnieje ryzyko zadym.
Więcej o sprawie można znaleźć pod tym linkiem: LINK. W skrócie: 9.03.13r. we Wrocławiu grupa kilkudziesięciu osób napadło na klub Brooklyn, w którym trwał charytatywny koncert grup punk'owych i hardcore'owych. Grupa agresorów najprawdopodobniej wracała z Chorzowa, gdzie Ruch podejmował Śląsk. Napastnicy mieli nałożone na siebie szaliki oraz czapeczki z emblematami Śląska Wrocław, oraz niektórzy posiadali wytatuowane na sobie ciekawe symbole (np.: germańską runę).
Choć sam napad był głupi, ale nie potrzebnie wmieszali w to wszystko sport. Każdy ma jakieś poglądy, no ale takich idiotów trzeba zamykać. Nie dość, że zadziałali na swą niekorzyść i spowodowali zamieszki, to w dodatku zhańbili miejscowy klub, któremu chyba "kibicują", bo tak wnioskuję jeśli jeżdżą na jego mecze i noszą herb drużyny. Ta grupa baranów po raz kolejny narzuciła złe światło na piłkarskich kibiców w Polsce, a w dodatku na sam Śląsk Wrocław. Nie wiem co kierowało nimi, ale domyślam się, że są głęboko przekonanymi nacjonalistami.
Jednak tu nie chodzi o sam problem różnicy poglądów. Te wydarzenie ukazała prawdziwe oblicze dużej części kibicowskiego społeczeństwa. Nie tylko kibole Śląska Wrocław zachowują się tak karygodnie. Każdy czołowy klub z Polski ma na swoich trybunach debili, którzy nie przychodzą na mecz kibicować, ale jedynie chcą spożyć dużo alkoholu oraz po meczu szukają "guza". Nie można zapominać o problemie pseudokibiców, ponieważ jest to nadal zaraza polskiej piłki. Pomysł Bońka o zezwoleniu wpuszczania na stadiony kibiców drużyn przyjezdnych oraz chęć usunięcia kart kibica, nie zmiękczy stadionowych bandytów. Wciąż na niektóre obiekty rodzice boją się przychodzić wraz z dziećmi, bo dobra ochrona na stadionie nie daje stuprocentowej gwarancji na to, że po meczu nie wydarzy się nieszczęście. Polskie kibicowanie jest w pewnym sensie cały czas chore. To dobrze, że na trybunach nie zanikają przyśpiewki i inne formy dopingu, ale za to ilość chuliganów nie zmniejsza się i to jest tym "wirusem", który gnębi nasz futbol.
Prawdziwy medal odwagi należy się kierowcom autobusów/tramwajów miejskich. To co muszą wytrzymywać, jest godne uwagi i pochwał. Co musi przeżywać każdy kierowca, gdy do ich autobusu wchodzą licznie pijani kibice danej drużyny, wracający po meczu. O tym się nie mówi, ale często zdarza się, że pijane osły demolują pojazd oraz zastraszają przypadkowe osoby, które akurat jechały daną linią. Sam byłem świadkiem, gdy pewien facet uderzył nastolatka, który wszedł do autobusu. Młodzieniec miał olbrzymią śliwę pod okiem i przestraszony wyskoczył jak najprędzej na następnym przystankiem. A czemu dostał? Bo nie śpiewał kibicowskich przyśpiewek! Najgorzej jest, gdy fala nietrzeźwych kiboli będzie wracała po przegranym meczu. Wtedy trudno przewidzieć co może się wydarzyć, bo pijany człowiek po prostu nie kontroluje swoich odruchów.
Takie bójki lub pojedyncze ataki są na porządku dziennym w polskiej ekstraklasie i również w niższych ligach. Epizody z zadymami w klubach, barach, autobusach itp., mają miejsce co kolejkę. Niestety wojny z pseudokibicami wygrać się nie da, bo z idiotami trudno zwyciężyć. Jedynie można mieć nadzieję, że nie natkniesz się na kogoś z nich wracając ze stadionu. Polskie służby bezpieczeństwa i PZPN nie może zapominać, że nie tylko na stadionach istnieje ryzyko zadym.
niedziela, 3 marca 2013
Co było hitem?
Ten wpis miał się pojawić już 1 marca, ale przez brak czasu dodaje go dopiero dzisiaj.
Trzeba przyznać, że tegoroczne zimowe okno transferowe było jednym z najciekawszych w ostatnich latach. Na pewno wielką zasługę ma w tym Legia, która postanowiła osłabić kilku rywali, ale to nie tylko klub z Warszawy może się poszczycić dobrymi zakupami. No chyba najbardziej pozazdrościć może Polonia Warszawa, która została wręcz rozebrana.
Legia dała wyraźny sygnał co do swoich planów na rundę wiosenną i nie tylko. Klub ze stolicy nie zamartwiał się tym, że musiał pożegnać się z Kiełbowiczem i Wolskim. Postanowił nie tylko wypełnić po nich lukę, ale jeszcze wzmocnić skład innymi piłkarzami. Fakt, że na Pepsi Arenę przybyli m.in Brzyski, Dwaliszwili i Jodłowiec, postawił Legię na pierwszym miejscu wśród kandydatów do mistrzostwa Polski. Dodatkowo w drużynie Wojskowych występować będzie Bereszyński oraz Ukrainiec Berezowśkyj. Taktyka Legii w zimowych okienku transferowym była jasna: wykorzystać słabszą kondycje finansową głównych rywali i osłabić ich. Plan przypomina politykę transferową Bayernu Monachium, który często lubi wykorzystywać przewagę finansową nad resztą Bundesligi i ściągać od rywali najlepszych piłkarzy. Nie wiem jaka jest w tym zasługa pana Leśnodorskiego, bo choć rządzi w klubie dopiero prawie 4 miesiące, ale za jego kadencji Legia wzmocniła się znacząco. I to mnie bardzo cieszy, że wreszcie jakiś polski klub próbuje ściągać jak najlepszych piłkarzy. Z takim podejściem można się liczyć z coraz większą liczbą europejskich drużyn co może zaprocentować dobrymi wynikami w europejskich pucharach (przynajmniej w LE), choć może gdyby to Legia została mistrzem i wzmocniła się dodatkowo podczas lata, to może nawet byłaby szansa na LM! Ale LM może być jeszcze nadal abstrakcją. Ale mimo tego, bardzo podobała mi się postawa warszawskiego klubu. Pokazali jasno, że chcą za wszelką cenę zdobyć 9 mistrzostwo Polski, a sprowadzenie kilku dobrych jak na polskie warunki piłkarzy, ma ich uchronić przed możliwą wpadką. No szkoda tylko, że wszyscy skupili się tylko na transferach, a nie na przygotowaniu (głównie fizycznym). Choć porażkę z Koroną Kielce można uznać za zimny prysznic i wypadek przy pracy, ale remis tydzień później z drużyną z Bełchatowa już nie. Nie dość, że w drużynie GKS-u występowało kilku młodych piłkarzy, bez odpowiedniego doświadczenia, ale i tak potrafił zdominować chwilami Legię. Winą za ten remis obarczam taktykę, bo zdziwiło mnie ustawienie ofensywnych graczy. Ale to nie zmienia faktu, że dwa tak słabe mecze są dopuszczalne w przypadku Legii. Wszyscy piłkarze wyglądają na wyraźnie słabszych niż w rundzie jesiennej. Są po prostu źle przygotowani fizycznie. Jednak to niczego jeszcze nie zmienia, co do listy faworytów. W poprzedniej rundzie także miała słabszy początek, a potem się rozkręciła. Tylko czekać, gdy nowi piłkarze zaaklimatyzują się w nowym otoczeniu.
Trzeba przyznać, że tegoroczne zimowe okno transferowe było jednym z najciekawszych w ostatnich latach. Na pewno wielką zasługę ma w tym Legia, która postanowiła osłabić kilku rywali, ale to nie tylko klub z Warszawy może się poszczycić dobrymi zakupami. No chyba najbardziej pozazdrościć może Polonia Warszawa, która została wręcz rozebrana.
Legia dała wyraźny sygnał co do swoich planów na rundę wiosenną i nie tylko. Klub ze stolicy nie zamartwiał się tym, że musiał pożegnać się z Kiełbowiczem i Wolskim. Postanowił nie tylko wypełnić po nich lukę, ale jeszcze wzmocnić skład innymi piłkarzami. Fakt, że na Pepsi Arenę przybyli m.in Brzyski, Dwaliszwili i Jodłowiec, postawił Legię na pierwszym miejscu wśród kandydatów do mistrzostwa Polski. Dodatkowo w drużynie Wojskowych występować będzie Bereszyński oraz Ukrainiec Berezowśkyj. Taktyka Legii w zimowych okienku transferowym była jasna: wykorzystać słabszą kondycje finansową głównych rywali i osłabić ich. Plan przypomina politykę transferową Bayernu Monachium, który często lubi wykorzystywać przewagę finansową nad resztą Bundesligi i ściągać od rywali najlepszych piłkarzy. Nie wiem jaka jest w tym zasługa pana Leśnodorskiego, bo choć rządzi w klubie dopiero prawie 4 miesiące, ale za jego kadencji Legia wzmocniła się znacząco. I to mnie bardzo cieszy, że wreszcie jakiś polski klub próbuje ściągać jak najlepszych piłkarzy. Z takim podejściem można się liczyć z coraz większą liczbą europejskich drużyn co może zaprocentować dobrymi wynikami w europejskich pucharach (przynajmniej w LE), choć może gdyby to Legia została mistrzem i wzmocniła się dodatkowo podczas lata, to może nawet byłaby szansa na LM! Ale LM może być jeszcze nadal abstrakcją. Ale mimo tego, bardzo podobała mi się postawa warszawskiego klubu. Pokazali jasno, że chcą za wszelką cenę zdobyć 9 mistrzostwo Polski, a sprowadzenie kilku dobrych jak na polskie warunki piłkarzy, ma ich uchronić przed możliwą wpadką. No szkoda tylko, że wszyscy skupili się tylko na transferach, a nie na przygotowaniu (głównie fizycznym). Choć porażkę z Koroną Kielce można uznać za zimny prysznic i wypadek przy pracy, ale remis tydzień później z drużyną z Bełchatowa już nie. Nie dość, że w drużynie GKS-u występowało kilku młodych piłkarzy, bez odpowiedniego doświadczenia, ale i tak potrafił zdominować chwilami Legię. Winą za ten remis obarczam taktykę, bo zdziwiło mnie ustawienie ofensywnych graczy. Ale to nie zmienia faktu, że dwa tak słabe mecze są dopuszczalne w przypadku Legii. Wszyscy piłkarze wyglądają na wyraźnie słabszych niż w rundzie jesiennej. Są po prostu źle przygotowani fizycznie. Jednak to niczego jeszcze nie zmienia, co do listy faworytów. W poprzedniej rundzie także miała słabszy początek, a potem się rozkręciła. Tylko czekać, gdy nowi piłkarze zaaklimatyzują się w nowym otoczeniu.
Jednak
inne kluby nie były bierne wobec postawy Legionistów. Lech
Poznań postawił na jakość, a nie ilość. Sprowadził tylko
trzech nowych piłkarzy w tym Kaspera Hämäläinena.
Pierwsze co mnie zdziwiło przy tym transferze to, że Fin przybył z
IF Sztokholm, który nie należy do najsłabszych drużyn w
Szwecji. Wielkie brawa, że udało im się ściągnąć tego
zawodnika, który może być kolejnym bohaterem Ekstraklasy.
Już dał cząstkę swoich umiejętności w meczu z Ruchem. Oby tylko
nie było to szczęście debiutanta. Jeśli potrafi grać jeszcze
lepiej niż w swoim debiucie, to zarząd Kolejorza zrobił super transfer. Bardzo szybko zgrał się z nową drużyną, co tylko udowadnia, że posiada wysokie umiejętności. On może się okazać tajną bronią Lecha na legię. Fin może mieć bardzo duży wkład w końcowy sukces poznańskiego klubu, jeśli ten sukces będzie. Ale co było największą bolączką Lecha w rundzie jesiennej? Atak. Poznaniacy jeszcze nie tak dawno byli mistrzami wygrywania spotkań 1-0. Drużyna ta nie poradziła sobie zbytnio po utracie Rudnieva. Lecz to ma się zmienić, dzięki Teodorczykowi. I to jest kolejny znakomity transfer. Łukasz brylował w barwach Polonii, a teraz ma szanse popisywać się w niebiesko-białym trykocie. Świeży reprezentant Polski ma być lekiem na słabą skuteczną Lechitów. W meczu z Ruchem wszedł jeszcze z ławki, ale sądzę, że to tylko kwestia czasu, gdy Teodorczyk będzie występował w pierwszej jedenastce zespołu. Ale co będzie z Ślusarskim? Grał jak grał, ale jednak strzelał jakoś gole. Czy Rumak postawi na wariant z dwojgiem napastników Teodorczyk-Ślusarski? Wyglądałoby to śmiesznie tylko, że takie rozwiązanie może zaskoczyć rywali.
Lech dla mnie wyszedł na remis z Legią, bo choć warszawska drużyna pozyskała większą ilość dobrych piłkarzy, ale jednak Lech z Finem i Teodorczykiem może zrobić furorę. Grzechem byłoby ominięcie byłego piłkarza Arki Gdynia, Dominika Formella. Ten chłopak dopiero w tym roku skończy 18 lat , a może być w przyszłości kolejną młodą gwiazdą. Choć konkurencje ma dużą, ale ten młody napastnik jest w stanie się przebić. Może za rok, a może za dwa lata. Myślę, że ma wystarczające umiejętności, aby zaistnieć w Poznaniu.
Natomiast kolejna drużyna z czołowej trójki zaszokowała tylko jednym transferem, a mianowicie pozyskaniem Ireneusza Jelenia. Pisałem już wcześniej o tym ruchu Górnika Zabrze. Czy będzie on opłacalny? Wg mnie nie, a dodatkowo za niedługo klub ten może będzie żałował, że w ogóle Irek został sprowadzony do klubu. Jednak o tym możecie poczytać tutaj: Desperacki ruch Zabrzan
Najbardziej będzie boleć Górnik utrata Milika, ale niestety musiało dojść do tego transferu. Śląska drużyna potrzebuje pieniędzy, a taka szansa na zarobek nie przydarza się często. Przynajmniej dobrze, że nie pozbyto się Nakoulmy. Prezes może jeszcze bardzo pomóc, a tajemnicą nie jest, że na pewno po zakończeniu tego sezonu również odejdzie z Zabrza.
Natomiast Śląsk Wrocław przebudził się pod koniec okresu transferowego. Jednak nie można powiedzieć, że wrocławski klub dokonał byle jakich zakupów. Przy stratach Mraza i Jodłowca, trzeba było wypełnić luki. To ma zagwarantować ta dwójka: Kokoszka i Mouloungui. W przypadku pierwszego wykorzystaną złą sytuacje w Polonii Warszawy i uznaje to za dobry transfer, ponieważ Adam należy do lepszych stoperów w lidze. Dobrze byłoby, gdyby nie grał tak agresywnie jak w poprzedniej rundzie. Bardziej jestem zaciekawiony tym drugim. Eric Mouloungui może być kolejnym gwiazdorem na polskich boiskach. Piłkarz gabońskiego pochodzenia może zaimponować ilością rozegranych meczów w Ligue 1 w barwach m.in Nice'a. Choć reszta drużyn w których grał nie należy do czołówki, lecz na polskie realia może wystarczyć. Zapewne będzie miał to samo zadanie co Teodorczyk w Lechu, czyli poprawić skuteczność Śląska. Jak dużo zrobi dla tej drużyny? Trudno mi ocenić, bo jest mi piłkarzem obcym, a dzięki temu zaciekawiłem się nim i oczekuję jego debiutu.
Czołówka ligi się wzmacniała oprócz jednego przypadku - Polonii Warszawy. Czarne Koszule zamiast stawać się silniejsze, stały się słabsze i to wszystko przez problemy finansowe. Król nie wypłacał pensji to skąd miał brać porządne pieniądze na prezentujących odpowiedni poziom piłkarzy? Zamiast tego Polonia straciła praktycznie najczęstszych bywalców pierwszej jedenastki: Dwaliszwili, Jodłowiec, Kokoszka, Baszczyński, Brzyski, Cani i Teodorczyk. To za nimi chyba najbardziej będą tęsknić kibice stołecznego klubu. Polonia straciła główną siłę napędową swojej gry, a pozyskała tylko zawodników na zastępstwo. Wszyscy ci, którzy dołączyli w szeregi ekipy Piotra Stokowca nie posiadają wystarczających umiejętności, aby pomóc w sposób nadzwyczajny PW. No chyba, że w np.: Morozovie lub Lukśi jest ukryty "demon". Ale lepiej to niż nic. Król nie miał wielkiego manewru jeśli chodzi o wzmocnienia. Musiał borykać się z brakującymi pieniędzmi oraz niezapłaconymi pensjami. A taka sytuacja może się prędko nie zmienić, ponieważ większość pieniędzy z transferów poszło do Wojciechowskiego, który miał karty piłkarzy. Ale Polonia potrafi sobie radzić w trudnych sytuacjach, co udowodniła runda jesienna, więc i tym razem może będzie dobrze. Zwycięstwo 1-0 z Lechem można uznać za sukces z aktualnym składem. Dobrze, że Wszołek nie zdecydował się odejść.
Reszta drużyn nie wyróżniała się na tle wyżej wymienionych. Możliwe, że powrót Baszczyńskiego do Ruchu może należeć do niespodzianek, albo dziwaczny ruch Bobo Kaczmarka, który ściągnął Rahoui'a, piłkarza występującego wcześniej w 5 lidze francuskiej. Rozumiem gdyby on był młodym piłkarzem, ale nie jest. Rahoui może się okazać jednym z niewypałów transferowych, no chyba, że Kaczmarek widzi coś w nim, czego my nie dostrzegamy. Lechia potrzebowała kogoś za Razacka Traore i na szybko wyrzuciła swoje sieci na niższe ligi francuskie.
Najbardziej aktywne były drużyny z strefy spadkowej. Podbeskidzie wraz z Bełchatowem pozyskało chyba najwięcej piłkarzy, ale również straciło wielu. Także w obu przypadkach postawiono trochę na młodzież, co głównie tyczy się Bełchatowa i co bądź jest to nawet dobry pomysł. Młodzi nie mają nic do stracenia, a zawsze warto się pokazać jak z najlepszej strony, a właśnie w takich klubach młodsi piłkarze mogą lepiej się wybić. Np.: w udanym meczu z Legią, można dobrze ocenić m.in Mateusza Maka. Ale to nie jest rodzynek. Choć zapewne GKS ma za dużą stratę do reszty drużyn, ale swoją szanse ma jeszcze Podbeskidzie, któremu nie wolno jeszcze przypisywać spadku.
Dla mnie najlepiej pieniądze wydały dwie ekipy: Lech Poznań i Legia Warszawa. Szkoda tylko, że w przypadku Wojskowych nowi piłkarze nie zaczęli się spłacać od razu, ale jednak nadal są na pierwszej pozycji, a słabsza dyspozycja drużyny z Warszawy powoduje tylko, że na emocje związane z układem czołówki tabeli, nie będziemy narzekać.
Natomiast kolejna drużyna z czołowej trójki zaszokowała tylko jednym transferem, a mianowicie pozyskaniem Ireneusza Jelenia. Pisałem już wcześniej o tym ruchu Górnika Zabrze. Czy będzie on opłacalny? Wg mnie nie, a dodatkowo za niedługo klub ten może będzie żałował, że w ogóle Irek został sprowadzony do klubu. Jednak o tym możecie poczytać tutaj: Desperacki ruch Zabrzan
Najbardziej będzie boleć Górnik utrata Milika, ale niestety musiało dojść do tego transferu. Śląska drużyna potrzebuje pieniędzy, a taka szansa na zarobek nie przydarza się często. Przynajmniej dobrze, że nie pozbyto się Nakoulmy. Prezes może jeszcze bardzo pomóc, a tajemnicą nie jest, że na pewno po zakończeniu tego sezonu również odejdzie z Zabrza.
Natomiast Śląsk Wrocław przebudził się pod koniec okresu transferowego. Jednak nie można powiedzieć, że wrocławski klub dokonał byle jakich zakupów. Przy stratach Mraza i Jodłowca, trzeba było wypełnić luki. To ma zagwarantować ta dwójka: Kokoszka i Mouloungui. W przypadku pierwszego wykorzystaną złą sytuacje w Polonii Warszawy i uznaje to za dobry transfer, ponieważ Adam należy do lepszych stoperów w lidze. Dobrze byłoby, gdyby nie grał tak agresywnie jak w poprzedniej rundzie. Bardziej jestem zaciekawiony tym drugim. Eric Mouloungui może być kolejnym gwiazdorem na polskich boiskach. Piłkarz gabońskiego pochodzenia może zaimponować ilością rozegranych meczów w Ligue 1 w barwach m.in Nice'a. Choć reszta drużyn w których grał nie należy do czołówki, lecz na polskie realia może wystarczyć. Zapewne będzie miał to samo zadanie co Teodorczyk w Lechu, czyli poprawić skuteczność Śląska. Jak dużo zrobi dla tej drużyny? Trudno mi ocenić, bo jest mi piłkarzem obcym, a dzięki temu zaciekawiłem się nim i oczekuję jego debiutu.
Czołówka ligi się wzmacniała oprócz jednego przypadku - Polonii Warszawy. Czarne Koszule zamiast stawać się silniejsze, stały się słabsze i to wszystko przez problemy finansowe. Król nie wypłacał pensji to skąd miał brać porządne pieniądze na prezentujących odpowiedni poziom piłkarzy? Zamiast tego Polonia straciła praktycznie najczęstszych bywalców pierwszej jedenastki: Dwaliszwili, Jodłowiec, Kokoszka, Baszczyński, Brzyski, Cani i Teodorczyk. To za nimi chyba najbardziej będą tęsknić kibice stołecznego klubu. Polonia straciła główną siłę napędową swojej gry, a pozyskała tylko zawodników na zastępstwo. Wszyscy ci, którzy dołączyli w szeregi ekipy Piotra Stokowca nie posiadają wystarczających umiejętności, aby pomóc w sposób nadzwyczajny PW. No chyba, że w np.: Morozovie lub Lukśi jest ukryty "demon". Ale lepiej to niż nic. Król nie miał wielkiego manewru jeśli chodzi o wzmocnienia. Musiał borykać się z brakującymi pieniędzmi oraz niezapłaconymi pensjami. A taka sytuacja może się prędko nie zmienić, ponieważ większość pieniędzy z transferów poszło do Wojciechowskiego, który miał karty piłkarzy. Ale Polonia potrafi sobie radzić w trudnych sytuacjach, co udowodniła runda jesienna, więc i tym razem może będzie dobrze. Zwycięstwo 1-0 z Lechem można uznać za sukces z aktualnym składem. Dobrze, że Wszołek nie zdecydował się odejść.
Reszta drużyn nie wyróżniała się na tle wyżej wymienionych. Możliwe, że powrót Baszczyńskiego do Ruchu może należeć do niespodzianek, albo dziwaczny ruch Bobo Kaczmarka, który ściągnął Rahoui'a, piłkarza występującego wcześniej w 5 lidze francuskiej. Rozumiem gdyby on był młodym piłkarzem, ale nie jest. Rahoui może się okazać jednym z niewypałów transferowych, no chyba, że Kaczmarek widzi coś w nim, czego my nie dostrzegamy. Lechia potrzebowała kogoś za Razacka Traore i na szybko wyrzuciła swoje sieci na niższe ligi francuskie.
Najbardziej aktywne były drużyny z strefy spadkowej. Podbeskidzie wraz z Bełchatowem pozyskało chyba najwięcej piłkarzy, ale również straciło wielu. Także w obu przypadkach postawiono trochę na młodzież, co głównie tyczy się Bełchatowa i co bądź jest to nawet dobry pomysł. Młodzi nie mają nic do stracenia, a zawsze warto się pokazać jak z najlepszej strony, a właśnie w takich klubach młodsi piłkarze mogą lepiej się wybić. Np.: w udanym meczu z Legią, można dobrze ocenić m.in Mateusza Maka. Ale to nie jest rodzynek. Choć zapewne GKS ma za dużą stratę do reszty drużyn, ale swoją szanse ma jeszcze Podbeskidzie, któremu nie wolno jeszcze przypisywać spadku.
Dla mnie najlepiej pieniądze wydały dwie ekipy: Lech Poznań i Legia Warszawa. Szkoda tylko, że w przypadku Wojskowych nowi piłkarze nie zaczęli się spłacać od razu, ale jednak nadal są na pierwszej pozycji, a słabsza dyspozycja drużyny z Warszawy powoduje tylko, że na emocje związane z układem czołówki tabeli, nie będziemy narzekać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)