czwartek, 14 lutego 2013

Jeszcze jest Liga Europy!

Tak, tak. Podniecajmy się wszyscy, że Lewandowski po raz kolejny zdobył gola w Lidze Mistrzów oraz, że CR7 znów jest wielki, a Real w obliczu kryzysu nie dał się pokonać na własnym terenie MU. Ale zostały jeszcze czwartki, czyli Liga Europy. Zapomniana przez większość z nas.

Zapytam: Kiedy LE upadnie? Spadkobierca Pucharu UEFA z roku na rok zalicza gorsze notowania. Coraz mniej widzów przed telewizorami oraz na trybunach śledzi zmaganie drużyn występujących w tym pucharze. To co miało pomagać słabszym klubom, będzie szkodzić Platiniemu. Liga Europy staje się powoli klapą, a to właśnie ona miała być sukcesem dla UEFA'y. Francuz chciał na nowo ożywić Puchar UEFA, zmieniając trochę formułę rozgrywek, oprawę graficzną i nazwę. Jednak to nie przyniosło żadnego rezultatu, a czwartkowe wieczory są regularnie opuszczane przez większość kibiców starego kontynentu.

Powodem braku zainteresowania Ligi Europy, może być fakt, że jej większy brat - Liga Mistrzów - przeżywa kolejny szczyt popularności. Nowa generacja wielkich gwiazd, niespodziewany finał z ubiegłego roku i coraz większy nakład pieniężny powoduje, że LM zaćmiewa coraz bardziej LE. Otóż naturalnie LE jest także ciekawe, ale tylko dla krajów z niższej półki. Kluby z Rumunii, Czech, Rosji, Ukrainy, Polski itd., mają więcej do powiedzenia właśnie w tych rozgrywkach. Dla nich Liga Mistrzów to maksymalnie faza grupowa (w naszym przypadku to tylko kwalifikacje). Tam ze względu na patriotyzm alternatywa LM jest bardzo popularna.

Tylko, że wyżej wymienione państwa nie są gigantami, a największe rzesze kibiców posiadają czołowe kluby z Anglii, Włoch, Hiszpanii, Niemiec, Francji. Oczywiście owe kraje mają swych reprezentantów w LE, ale to są kluby, dla których to jest max. Prawdziwi giganci grają regularnie w Champions League, a pojawienie się ich w rozgrywkach o klasę niższą, jest dla nich jakby karą za 3 miejsce w grupie, bądź za słaby sezon w lidze. Choć nie zawsze tak było. Jakby Chelsea Londyn grało kilka lat temu w Pucharze UEFA to też by się cieszył. A dlaczego? Ponieważ ten puchar miał długą historię i prestiż. Nazwanie siebie w XXI wieku zdobywcą Pucharu UEFA było czymś więcej. A aktualnie Liga Europy jest czymś nowym, nie ma jeszcze szacunku wśród tych największych, a w dodatku występuje brak rywalizacji, którym dobrym przykładem jest podwójne zdobycie pucharu przez Atletico Madryt, które jednocześnie ukazuje jak wielka bariera dzieli LE od LM. Klub z Madrytu potrafił bez problemu zdobyć końcowe zwycięstwo, ale już gorzej radził sobie w lidze z Realem czy Barcą. Choć aktualnie jest dobrze, ale znów stoi przed szansą na zwycięstwo w LE.

Liga Europy za niedługo zacznie ciążyć kieszeni UEFA, która będzie musiała poczynić jakieś kroki, aby nie miała żadnych problemów na tle ekonomicznym. Po prostu dla nas kibiców te rozgrywki stały się czymś nudnym. Mały procent osób chce oglądać mecz mistrza Cypru z wicemistrzem Rumunii. W Polsce też jest kiepsko. My jedynie znów zainteresujemy się LE, gdy polski klub zakwalifikuje się do niej z powrotem.

Kilka miesięcy temu powiało grozą, jak padł pomysł na połączenie ze sobą obu Lig (LM i LE). To byłby najbardziej nieudolny pomysł w historii światowego futbolu. Już wystarczy, że niepotrzebnie EURO 2020 będzie w wielu krajach. Przecież jak w tej chwili LE nie cieszy się zbyt wielkim zainteresowaniem, to co będzie po takiej fuzji? Do LM wkroczy wielka nuda, ponieważ 3/4 spotkań będzie beznadziejnych jak flaki z olejem. Może warto jednak zrezygnować z organizacji LE? Albo czas działać, aby uatrakcyjnić nam kibicom oglądanie meczy w czwartkowe wieczory.

3 komentarze:

  1. Liga Europy nie upadnie, ale powinna się zmienić i być dostępna tylko dla klubów z Polski, Litwy, Węgier. W końcu może coś by nasze kluby wygrały

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. popieram. LE dla Wschodniej Europy + Szwajcaria + Austria - Rosja - Ukraina - Rumunia

      Usuń
  2. LE nie cieszy się zainteresowaniem w Anglii i Hiszpanii, ale gdyby w tej chwili grał tam zespół z Polski to pewnie Legia grałaby na Narodowym, a Śląsk miałby zapełniony stadion po brzegi.

    OdpowiedzUsuń