W planie był tekst z ironią,
naśmiewający się z Pawła Brożka i całej Wisły Kraków.
Pohamowałem się. Obserwowałem Białą Gwiazdę w pierwszych
meczach i obserwowałem Pawła w niedzielne popołudnie. I nabrałem
małego szacunku. Do Wisły, Brożka i nawet samego Smudy.
Typowałem Białą Gwiazdę na
spadkowicza. Nie zwracałem uwagi na ambicje piłkarzy, tylko
pragnąłem, aby Cupiał dostał za swoje, bo zniszczył klub z
historią. Wisła w pierwszej dekadzie XXI wieku dominowała na
polskim podwórku. Tymczasem brak głowy na karku i kupowanie
byle jakich cudzoziemców, bo ich nazwiska fajnie brzmią,
sprowadziły krakowską drużynę do roli średniaka. A przed tym
sezonem nawet do spadkowicza. Reszta klubów rozwinęła się,
prześcigając niepokonanego, a ten stanął w miejscu i zaczął się
cofać. Cupiał miał pieniądze z eliminacji Ligi Mistrzów.
Miliardów dolarów nie było, ale na tamte lata
wystarczyło do bycia najbogatszym w Polsce. Do Krakowa sprowadzano
przeróżnych Serbów, Brazylijczyków i innych.
Przepłacano za nich i dzisiaj widać konsekwencje.
Historii klubu nie będę przypominał.
Ważne jest, że Wisła Kraków poważnie osłabła. Do tego
stopnia aż Smuda został bez napastnika. Sam były selekcjoner
wrócił do klubu, by wspomóc go w trudnych chwilach.
Nie wierzyłem, iż coś zdziała. Skompromitował się na Euro i w
drugiej Bundeslidze. Swoje lata ma. Pomimo to Franz wyszedł na
pohybel przeciwnikom i przez pierwsze trzy kolejki udowadnia, że
pamięta jak kierować klubem. Mimo niekorzystnej sytuacji finansowej
i kadrowej wykorzystał w pełni krótki okres przygotowawczy i
nie przegrał żadnego meczu. Dwa remisy z Górnikiem Zabrze
(drużyna z potencjałem, ale straciła blask) i Śląskiem Wrocław
(trzy lata z rzędu na podium Ekstraklasy) oraz zwycięstwo w
ciekawym meczu z Koroną Kielce, o którym wyniku zadecydował
kontratak w ostatnich chwilach spotkania. Wymienione rezultaty
pozwalają pozytywnie patrzeć na przyszłość. Przyglądając się
pojedynkom z Koroną i Śląskiem, Wisła nie wyglądała źle
kondycyjnie. Był pressing i walka do końca, a najważniejsze –
coś się działo pod bramką rywala. Smuda oraz przebudowana reszta
sztabu trenerskiego zdziałali sporo.
Porażki na pewno przyjdą – szybciej
czy później. Przecież na Reymonta nie marzy się o
pucharach. Sam trener podkreśla, że na zbudowanie monolitu potrzeba
trzech okienek transferowych. Więc dostał kredyt zaufania w postaci
trzech lat. Po upływie tego czasu, Wisła podobno będzie z powrotem
na tronie. Hmmm zobaczymy.
Sprowadzenie Pawła Brożka zostało
przyjęte ze zaskoczeniem, ale deficyt napastników zmusił
Cupiała i Franza do takiej decyzji. Ja czytając newsa o „nowym”
piłkarzu Wisły, zaśmiałem się. Nie wyobraziłem sobie Brożka w
roli koła ratunkowego, które będzie strzelać na zawołanie.
W ostatnich dwóch latach zagrał mało i jeszcze mniej
strzelił. Trabzonspor i Celtic okazały się nie udanymi
przeprowadzkami, ponieważ oba kluby posiadały komplet
utalentowanych napastników. Na Pawła czekała tylko ławka. W
Recreativo również nie błysnął. Wrócił do
ojczyzny, do swojej ukochanej drużyny. Sprowadzono go z nadzieją na
lepsze jutro. On niczym Zbawiciel ma pomóc Wiśle. Mało
prawdopodobne, przynajmniej przed meczem przyjaźni we Wrocławiu.
Wróciły jak bumerang obrazy gry Rasiaka i Smolarka. Ci także
wrócili do Polski. Z marnym skutkiem. Czasem przez przypadek
coś strzelili i tyle. Po Ebim wyczekiwaniu gradu bramek. Jego forma
została przed 2008 rokiem, kiedy wywalczył Polsce historyczny awans
na Euro.
Brożka trudno ocenić. Zagrał tylko
73 minuty. Wyciągając wnioski z jego pobytu na boisku, stwierdzam,
że Wisła poczyniła dobrze ściągając go. Wolę jednak poczekać
na dalsze mecze. Paweł mógł dostać ogromnego kopa
adrenaliny, bo na pewno był wielce podniecony, że wrócił.
Dlatego zagrał na odpowiednim poziomie.
Nie grał za granicą, ale też nie
próżnował. Na treningach podpatrywał lepszych i
doświadczonych kolegów. We Wrocławiu startował do piłki w
odpowiednim momencie, gdy odegrał, od razu biegł do przodu i
pokazywał się partnerom. Gdyby się lenił, miałby z tym problemy.
Dwa razy zrobił niezłe zamieszanie pod bramką Gikiewicza. Nie
stracił swych nawyków napastnika. Ciągnęło go do bramki.
Fizycznie nie odstawał. Walczył o piłkę, przepychał się i w
powietrzu pokonywał wyższych od siebie.
Nic więcej, a tylko wprowadzić go w
świat taktyk Smudy i będzie gotów na podbój
Ekstraklasy. Marzy o wejściu do klubu 100. Brakuje mu czternastu
goli. Dostanie się do tej elity pod paroma warunkami: nie złapie
kontuzji, wróci do optymalnej formy, nie zapomniał jak się
gra. Spełni je, toteż dobije do setki jeszcze w tym
sezonie!
Czas pokaże. W meczu Śląsk – Wisła
Paweł Brożek spisał się na ocenę bardzo dobrą. Zatem jaki
będzie dalszy sezon? Oby nie jak w wykonaniu Smolarka i Rasiaka po
ich powrotach. Na trzecią koronę króla strzelców raczej na
stawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz